"Pov Levy"
- Przepraszam... ale zapomniała pani doliczyć jedną butelkę wody - powiedziałam nieśmiało do sprzedawczyni, która poprawiła swoje okulary i spojrzała na mnie znudzona.
- Pierw poproszę paragon za tamte rzeczy. - Wskazała głową na siatkę, w której znajdowały się inne produkty.
- A-ale - zająknęłam się i zauważyłam, że pojawiła się gęsia skórka. - Zapłaciłam już wcześniej... i niech mi pani wybaczy, ale nie wzięłam paragonu.
- Więc dziecko drogie... - odparła uroczystym i pełnym żalu głosem. - Niech mi pani też wybaczy, ale proszę za to wszystko zapłacić, albo położyć tutaj koszyk i wybrać się domu po pieniądze. Ma pani jakieś z góry dziesięć minut do zamknięcia kas.
- Ale ja naprawdę za wszystko już zapłaciłam! - Spanikowana, przyciągnęłam do klatki piersiowej ręce.
- Możesz mi nie marnować całego czasu na te kłamstewka? - Kobieta najwyraźniej była już na granicy swojej wytrzymałości. - Mam powtórzyć jeszcze raz, abyś zostawiła tutaj koszyk i poszła do domu? Nic się nie stanie, że raz nie zdołałaś zakupić rzeczy na jutrzejszy obiad. Dowidze -
- A ja mam pani przypomnieć, że w tym budynku znajdują się kamery? - Usłyszałam przy uchu warknięcie. Przestraszona myślałam na początku, że jakiś starszy mężczyzna zdołał się na odwagę, aby mi pomóc, ale okazało się, że zamiast nieznajomego, był Gajeel. - Niech pani nie blokuje kolejki i sprzeda wreszcie tą cholerną wodę.
Ciemnowłosa wyszeptała coś pod nosem i skasowała mi daną rzecz, aby potem przeprosić za te całe najście. Oszołomiona wzięłam butelkę do dłoni i czekałam, aż czerwonooki zajmie się swoimi zakupami.
Nie potrafiłam odejść bez podziękowań.
Obserwowałam, jak jego wielkie dłonie, pakują dużo zapasów chipsów i innych podobnych rzeczy. Niezręcznie się czułam, gdy podniósł na mnie wzrok i posłał ten kpiący uśmieszek. Podszedł do mnie z reklamówkami i chyba oczekiwał na mój ruch.
- Eto... - Złapałam się za łokieć i zaczęłam tam gorączkowo się pocierać. - Dziękuję za to i no... jeszcze raz bardzo dziękuję.
- Powtarzasz się, gihi - powiedział i skrzyżował rozbawiony ręce. - Nie ma sprawy. Przecież to było oczywiste, że taka mała istotka nie dałaby rady z tym wszystkim. Czekaj... a może to dla ciebie jest zbyt ciężkie?
- Dlaczego ty zawsze musisz coś dodać do mojego wzrostu? - burknęłam i zaczerwieniłam się ze złości, która opętała mnie od środka.
- Nie dajesz mi o niczym, innym myśleć, gdy cię widzę, krasnalu. - Znowu mi dokuczał, świetnie się przy tym bawiąc.
Super...
- Jeszcze raz dziękuję - odparłam jeszcze raz z grzeczności i się teatralnie pokłoniłam. - Muszę już iść.
- Lubisz uciekać, co nie?
- Tylko od ciebie - odparłam, obserwując jego reakcję, która była dziwnie spokojna, bo tylko wydał z siebie przeciągłe "He?".
- Bez znaczenia. Ile będziemy iść do twojego domciu? - zapytał i wręcz wyrwał ode mnie moją siatkę. - Mam nadzieję, że wystarczająco długo, aby porozmawiać o twojej sile, mierzącej do dziecka, gihi.
- Nie masz obowiązku, odprowadzać mnie - odparłam, ale i tak zaczęłam na równo z nim iść, choć i tak troszkę za szybko się poruszał. - Skąd wiesz, że to ta droga?
Czarnowłosy wzruszył ramionami.
- Od jakiegoś czasu zostałem twoim stalkerem, Leviś.
- Uhm, co? - zapytałam oszołomiona. Poczułam, jak na moich policzkach pojawia się gorący ogień, który oznaczał tylko jedno. - Ugh! - jęknęłam zażenowana, zakrywając swoją twarz.
