"Pov Lucy"
Wytarłam pospiesznie łzy i przeleciałam wzrokiem mój pokój. Wzięłam jedynie telefon oraz jedyne zdjęcie, które kurzyło się od lat w mojej szafce. Jeszcze raz spojrzałam z nadzieją na okno, które było szeroko otwarte, a potem na ekran komórki.
Miałam szansę zadzwonić do niego i wszystko wytłumaczyć...Ale... czy nie najlepiej odejść bez słowa?
Nie.
Pomyśli jeszcze, że nasz związek był dla mnie zabawą.
Ale... w takim razie co mogłam zrobić?
- Lucy. - Podniosłam głowę, gdy usłyszałam zaniepokojony głos ojca, który dochodził zza drzwi. Moje serce ścisnęło się mocno, a ciało natychmiastowo spięło. - Wiem, że dla ciebie to jest trudne, ale uwierz mi... że to najlepsza droga. - Jego głos był najzwyczajniej smutny. Ja naprawdę próbowałam powstrzymać kolejne łzy, ale za cholerę nie potrafiłam. - Nie mogę pozwolić, aby ci się coś stało, a tutaj - odchrząknął -... tutaj nie jesteś bezpieczna. Wszystko co robię, to dla twego dobra, córeczko. Nie mogę cię stracić. - Pod koniec jego głos stał się cichszy. Podreptałam szybko do drzwi i oparłam o nie swoje czoło. Przymknęłam swoje powieki, ignorując ból koło klatki piersiowej. - Nie mogę cię stracić, jak twoją matkę.
- Natsu mnie obroni - szepnęłam, ale na tyle głośno, by to usłyszał. - Nigdy nic mi nie będzie, póki on będzie stał ku mojego boku. Nigdy, ojcze.
Tata westchnął ciężko, waląc swoją głową o drzwi.
- Też tak mówiłem, gdy byłem młody. Lecz prawda jest taka, że nawet, my mężczyźni nie ochronimy swoich kobiet przed złem. Ile byśmy obiecywali, walczyli, to i tak pójdzie na marne, gdy nasz przeciwnik zna każdy nasz ruch. On tylko czeka na poderżnięcie ci gardła, Lucy. Zrobi wszystko, abym był stracony, rozumiesz? Dlatego zrozum, że podejmę każdą możliwość... nawet tą, w której cię tracę.
Załkałam cicho, nie odpowiadając. Odwróciłam się po raz kolejny, w stronę okna.
- Dla Natsu będzie najlepiej, gdy nic mu o tym nie powiesz. To duży chłopak i sobie za pewnie poradzi.
Zmrużyłam oczy, nie wierząc, że te słowa wypadły mu z ust.
- A ty sobie poradziłeś, gdy mama odeszła? - zapytałam oschle.
Milczał zawzięcie.
Pokręciłam z zrezygnowaniem głową i podeszłam do parapetu, wypatrując różowej czupryny.
- Ile mam czasu?
- Niewiele.
- Powstrzymaj ich na tyle długo, aż z nim nie porozmawiam, dobrze? - Zwróciłam swój wzrok na drzwi, z wielką nadzieją, kiełkującą w moim sercu. - Proszę.
- Dwadzieścia minut - odparł jedynie.
Usłyszałam jeszcze jego oddalające kroki. Potem nastała cisza nocy.
Czekałam cierpliwie, aż Natsu ukaże się przy otwartej bramie. Mimo tego, to wciąż moje palce odgrywały dziki taniec na parapecie, stukając w mój wymyślony rytm. Zaakceptowałabym wszystko, gdyby w przyszłości byłby i on...
Nie rozumiałam wtedy, że było to dla mnie najlepsze wyjście. Nie rozumiałam powagi sytuacji, ani dorosłego życia. Nie rozumiałam odpowiedzialności, za czyjeś życie.Zamknęłam swoje powieki, wzdychając z przyjemności, którą mi ofiarowuje zimny, lekki wietrzyk. Powoli otulił moją nagą skórę i ruszył w dalszą drogę, odwiedzając stare liście, pozbawione kolorów. Opadały w stronę ziemi, akceptując swój marny los.