Rozdział 19

260 34 20
                                    

Maraton 2/5

Natalia pov

Jadłam z Kostją śniadanie,który ewidentnie był z czegoś niezadowolony. Nie dopytywałam o co,bo domyślałam się że i tak mi nic nie powie. Ja za to byłam bardzo zadowolona,jakoś za dwie godziny ma przyjść do mnie Matt. Lubiłam to że często się spotykaliśmy. Jeśli może uda mi się go namówić,to może przyjdziemy się później na spacer,który w sumie dobrze by mi zrobił,trochę bym zgubiła kalorii. Kiedy zjadłam wstawiłam swoje naczynia do zmywarki,a czarnowłosy jeszcze swoje jadł.

-Kostja coś się stało że siedzisz taki zły?

-Nic się nie stało po prostu nie mam zbytnio humoru.

-Acha. Bo ja pomyślałam że jesteś na mnie o coś zły.

-No wiesz ty co? Na ciebie to nie mógłbym być zły,mógłbym mieć focha co najwyżej.

-Jeszcze nigdy nie widziałam cię sfochowanego.

-Często miewałem fochy-uśmiechnął się delikatnie i puścił mi oczko.

-Ale nigdy nie przebijesz mnie,bo ja to normalnie jestem mistrzynią w strzelaniu focha.

-Oj Natka jesteś niemożliwa -mówiąc to lekko szturchnął mnie ramieniem.

-Ej,to nie było miłe -krzyknęłam w stronę chłopaka.

-No taki był mój zamysł -potem pokazał mi języka. Zaczęłam go gonić,lecz był za szybki i uciekł do pokoju,zanim zdąrzyłam go złapać,oczywiście zamknął mi drzwi przed nosem.

-Zobaczysz jeszcze cię dopadnę-krzyknęłam przez drzwi.

-Pożyjemy zobaczymy -usłyszałam z pokoju błękitnookiego.

Następnie udałam się do swojego pokoju,żeby odpocząć przed przyjściem Matta. Mieszkanie z Kostją pod jednym dachem,to prawdziwy kabaret,ciągle się śmiejemy,żartujemy,lepszego współlokatora nie mogłam sobie,nawet wymarzyć. Siedziałam tak sobie,aż nie usłyszałam pukania do drzwi,popędziłam je otworzyć,a przed nimi stał Matt z szerokim uśmiechem.

-Hejka kochanie-przywitałam się z nim.

-Hej Natalka-odpowiedział mi kiedy zdejmował buty. Poszliśmy do mojego pokoju. Najpierw trochę posiedzieliśmy i pośmialiśmy się,obejrzeliśmy film na kompie. A po południu zapytałam chłopaka,czy byśmy nie przeszli na spacer. Chłopak ochoczo,przystał na moją propozycję i już po kilku minutach chodziliśmy po chodnikach starego rynku. Potem siedzieliśmy na ławce i wszystko byłoby super,gdyby Matt nie poruszył bardzo drażliwego tematu,czyli moich rodziców.

-Nie rozumiem jednego Natka-powiedział blondyn patrząc na mnie.

-Czego nie rozumiesz?-zapytałam.

-Tego że twoi rodzice nigdy mnie na oczy nie widzieli,a oceniają mnie negatywnie i jeszcze w dodatku każą ci zakończyć związek. To mi się w głowie nie mieści -mówiąc to żwawo gestykulował rękami.

-Ja sama tego nie rozumiem i próbowałam im wytłumaczyć że się kochamy i jesteśmy szczęśliwą parą,ale oni nie rozumieli-próbowałam się bronić.

-A może twoi rodzice wymyślili sobie że masz być w związku z tym chłopakiem z którym mieszkasz,co?

-Co ci przyszło do głowy,nawet jak do mnie dzwonili,to robili mi kazania,a potem się rozłączali. Nawet nie wiedzą że mam współlokatora.

-Jakoś nie chce mi się w to wierzyć,nie zamydlisz mi oczu,jakąś głupią gadką.

-Jaką głupią gadką. O czym ty mówisz Matt-mówiąc to dotknęłam lekko chłopaka po policzku,on jednak stracił moją rękę.

Współlokator //Melovin[Zakończone ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz