*Pov Sky*
Wstaliśmy z samego rana i po zjedzeniu śniadanka umówiliśmy się z tym samym taksówkarzem, z którym jechaliśmy za pierwszym razem. Zgodził się on odwieść nas do Casablanki i to nie za jakąś fortunę. Niestety podróż trwała całe 4 godziny... Jednak w miłym towarzystwie i przy miłej rozmowie dotarliśmy na miejsce. Kuba szukając hoteli, specjalnie znalazł taki jak najbliżej morza, żeby mieć piękne widoki za oknem. Po zostawieniu rzeczy w pokoju ucięliśmy sobie krótką drzemką, a następnie wybraliśmy się na obiad. Po jego zjedzeniu skierowaliśmy się do pierwszego punktu z naszej listy miejsc do odwiedzenia w tym mieście, bowiem będziemy tutaj tylko do jutra.
Udaliśmy się zwiedzić Wielki Meczet z XVIII wieku. Był on rzeczywiście ogromny, a w środku jeszcze piękniejszy... Tego widoku nawet nie potrafię opisać...
Po zwiedzeniu go i zrobieniu miliarda zdjęć udaliśmy się do portu w Casablance. Po drodze Kuba powiedział mi, że jedziemy do hotelu, żeby zabrać stamtąd rzeczy. Powiedział również, że więcej nie może zdradzić i wszystkiego dowiem się w swoim czasie. Nie dociekałam szczegółów i zgodnie z jego prośbą wzięliśmy z hotelu nasze rzeczy. Będąc już prawię w porcie skoczyliśmy jeszcze do kawiarni na coś słodkiego i kawę. Kuba w trakcie jedzenia ciastka powiedział mi, że zaraz wróci i zniknął za drzwiami kawiarenki, zostawiając mnie samą.
- Już jestem. - powiedział siadając na swoim miejscu. Niby wszystko było okej, ale zauważyłam, że uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Coś kręcisz... - powiedziałam do niego na co się zaśmiał.
- Ja? Skąd takie przypuszczenia? - zapytał łapiąc się teatralnie za serce.
- Ciągle szczerzysz się jak głupi do sera. - odpowiedziałam.
- Może dlatego, że jestem tu z osobą, którą kocham i cieszę się, że mogę ją mieć przy sobie?
- Ja ciebie tez kocham. - odpowiedziałam pochylając się nad stołem i całując go w usta.
- Będę miał dla ciebie kolejną niespodziankę, tylko że będzie ona gotowa dopiero za jakąś godzinę, więc możemy się gdzieś przejść.
- A co z rzeczami?
- O to się nie martw, będą bezpieczne.
Kuba kazał mi poczekać i zabrał gdzieś nasze rzeczy. Gdy wrócił powiedział, że możemy już iść na spacer. Trafiliśmy do jakiejś specyficznej dzielnicy. Ściany wszystkich budynków były pokryte jakimiś rysunkami, muralami czy komiksami co dawało urok temu miejscu. Dookoła nas rozbrzmiewa muzyka grana na żywo, a niektóre kobiety tańczyły do niej. Kuba postanowił dołączyć do tańczących kobiet i stając wśród nich, zaczął nieudolnie wykonywać te same ruchy co one. Wyglądało to komicznie, ale kobiety gratulowały mu talentu, a muzycy byli pod wrażeniem. Ci ludzie rzeczywiście mają przepiękną kulturę i styl życia. Marokańska muzyka również bardzo mnie zaintrygowała. Pomimo że nie lubiłam poznawać nowych rzeczy i doświadczać nowego, tak teraz moje przekonanie się diametralnie zmienia. Po pożegnaniu się z muzykami i tancerkami wróciliśmy do portu. Mój chłopak podszedł do jakiegoś mężczyzny i zapytał, czy wszystko gotowe, na co ten odpowiedział mu jedynie skinieniem głowy.
- Mam nadzieję, że nie masz choroby morskiej, bo chyba nie odmówisz podróży takim cackiem? - zapytał Kuba, wskazując na piękny i luksusowy jacht.
CZYTASZ
Mimo wszystko
Fanfiction***** - A dlaczego mam ci wierzyć, że tego znowu nie weźmiesz? - Bo cie kocham. - wyszeptał. - Powtórz. - Kocham cie. - Igor spojrzał mi szczerze w oczy. ***** -Podoba ci się?- zapytał z tym swoim chytrym uśmieszkiem. -Kocham cie- podbiegłam do nieg...