Bóg, w którego nie do końca wierze, mnie wysłuchał!

547 67 36
                                    

EPILOG 1/3 

*Pov. Sky*

Obudziłam się wtulona w nagi tors mojego narzeczonego... O boże, jak to pięknie brzmi. Tak sobie leżąc, po raz pierwszy od bardzo dawna, przyjrzałam się nowym tatuażom, które Kuba miał na klatce piersiowej. Najbardziej zaintrygował mnie tatuaż, który jak się nie mylę, znajdował się na sercu, zaraz pod rodzinką Simpsonów. Pomiędzy "error 404", a uśmiechniętą buźką pojawił się cytat, dokładnie taki sam, jak na naszyjniku, który od niego mam "The Sky isn't a limit", gdzie słowo "Sky" było w serduszku. Było to bardzo słodkie z jego strony, zwłaszcza, że tatuaż nie wyglądał na świeży. Muszę z nim poruszyć ten temat... Zauważyłam, że Kuba się budzi, a więc położyłam się nieruchomo, udając że śpię.

- Widziałem, że nie śpisz - zaśmiał się. - Jak się czuje moja narzeczona? - zapytał zaspanym głosem.

- Wyśmienicie, a mój narzeczony? - zaśmiałam się i znów położyłam na jego klatce piersiowej.

- Patrząc na to, że mam cię koło siebie i na to, co się działo przez ostatnie dwa tygodnie, to... zajebiście...

- Osz ty! Ty masz samą przyjemność, a ja siedzieć nie mogę... 

- A co nie podobało ci się? - zapytał, patrząc w moje oczy i całując w usta.

- Bardzo mi się podobało... - zaczęłam kreślić kółka na torsie Kuby i ponownie przyglądać się tatuażom.

- Podobają ci się, że tak im się przyglądasz? - zapytał brązowooki.

- Bardzo mi się podobają... Zwłaszcza ten - wskazałam palcem na tatuaż, na sercu, którym się zachwycałam. - Kiedy go zrobiłeś? - zapytałam zaciekawiona.

- Dzień przed naszym zerwaniem... Miałem dać ci naszyjnik na naszą rocznicę, razem z pierścionkiem zaręczynowym, ale media pokrzyżowały mi plany... - zaśmiał się.

- Czyli już rok temu mogliśmy być zaręczeni... Boże, zjebałam sobie rok życia...

- Nie martw się kochanie, zaczekał bym na ten moment nawet 10 lat - powiedział chłopak całując mnie.

- Kocham cię - powiedziałam.

- Ja ciebie też - powiedział Kuba obracając mnie tak, że to ja leżałam pod nim...

***

- Idziemy na jakieś śniadanko? - zapytałam stojąc przed szafą i szukając jakichkolwiek ubrań.

- Równie dobrze, możemy cały dzień "przeleżeć" w łóżku - odpowiedział mój narzeczony, zakrywając głowę kołdrą.

- Wstawaj - rozkazałam i mając na sobie, jedynie jakąś koszulkę Kuby, próbowałam zabrać mu kołdrę. Szybko jednak pożałowałam wykonania tak nagłych ruchów, gdyż zakręciło mi się w głowie i zrobiło mi się niedobrze. Szybko pobiegłam do łazienki i zwróciłam całą wczorajszą wystawną kolację. Po chwili do łazienki przybiegł Kuba, w samych bokserkach i pomógł mi potrzymać włosy.

- Co ci się stało? Od paru dni tak masz - powiedział zaniepokojony chłopak.

- Musiałam się czymś zatruć - zapewniłam go i przemyłam usta wodą. - Już dobrze.

- Na pewno? Połóż się, ja wezmę coś z bufetu i zjemy tutaj - powiedział Kuba. Nie zaprzeczyłam, bo po pierwsze, będę miała idealną okazję, żeby mu o czymś powiedzieć, a po drugie i tak by nie odpuścił, i kazał tutaj zostać. Po niespełna 15 minutach, przez które zdążyłam się ubrać, wrócił Kuba talerzem pełnym naleśników i dwoma kakaami.

- Kocham cię jeszcze mocniej - powiedziałam, widząc nasze śniadanie, na co chłopak się zaśmiał.

Usiedliśmy przy stole, na przeciwko siebie i zaczęliśmy jeść. Naleśniki były przepyszne, jednak szybko się skończyły. 

- Mam pytanie - powiedzieliśmy w tym samym momencie.

- Mów pierwsza - zaśmiał się Kuba.

- Ty mów pierwszy.

- Jesteś kobieta masz pierwszeństwo.

- Mów - powiedziałam nieco głośniej.

- Dobra. Bo wiesz skoro jesteśmy już zaręczeni to, co ty na to, żeby razem zamieszkać? - powiedział lekko zestresowany, na jednym wdechu.

- W sumie, to i tak więcej czasu przesiaduje u ciebie, więc czemu nie... - odpowiedziałam spokojnie, na co chłopak się uśmiechnął.

- A ty jakie miałaś pytanie?

- Zastanawia mnie jedna, taka mała rzecz...

- Jaka?

- Chciałbyś mieć kiedyś dzieci? 

- No jasne! Trójkę! Albo nie dwójkę! Księżniczkę, która będzie tak samo piękna, jak ty i swojego małego sobowtóra! - krzyknął ochoczo.

- To dobrze się składa... - uśmiechnęłam się i spojrzałam Kubie w oczy. W jego oczach zobaczyłam tajemniczy blask..

- J..jesteś w ciąży? Bóg, w którego nie do końca wierze, mnie wysłuchał! Będę tatą! - podszedł do mnie i przytulił się do mojego brzucha, na co się zaśmiałam. - Nie wiem czy będę dobrym tatą, ale się tobą godnie zaopiekuje - powiedział i złożył na moim brzuchu pocałunek. Na ten widok, z moich oczu zaczęły samowolnie wypływać łzy. Łzy szczęścia...

- Kocham cię - powiedziałam płacząc.

- Ja was też - powiedział Kuba i złączył nasze usta w czułym pocałunku...

Wszystkie nasze obowiązki, problemy czy kłótnie jeszcze bardziej nas do siebie przybliżały... Wiem, że mieliśmy wzloty i upadki, i chwilami naprawdę nie było kolorowo... 

Jednak... mimo wszystko, bardzo go kocham.

👋

Mimo wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz