Więc możesz znów być dla mnie całym światem

687 55 8
                                    

*Tydzień później*

*Pov. Kuba*

Dzisiaj mija równy tydzień od mojej kłótni ze Skyli... Nie odbiera, nie odpisuje, a ja coraz bardziej zaczynam się martwić... To jest chyba najdłuższa nasza kłótnia, którą jak zwykle zacząłem ja. Postanowiłem coś zrobić z tą sprawą, bo już tracę rozum przez to wszystko. Zdecydowałem się  zadzwonić do jej brata.

- Siema Jake (Jake to brat Sky) - zacząłem.

- Hej... - odpowiedział jakby przygnębiony. - Pewnie martwisz się o Sky?

- I to jak...

- Śpi obok mnie w samochodzie... Właśnie wracamy.

- A o której mniej więcej będziecie?

- Nie wiem gdzieś koło 17:00 pewnie, ale jak chcesz się z nią spotkać czy pogadać, to daj jej jakiś czas... Strasznie przeżywa to, co się stało.

- A co się stało?

- Nie mówiła ci? 

- No niezbyt... Powiedziała tylko, że jakieś sprawy rodzinne i tyle...

- To ona ci wszystko opowie... Wydaje mi się, że możesz zaryzykować i przyjść jutro. W sumie przyda jej się wsparcie i ktoś do przytulenia.

- Jasne, to będę jutro, gdzieś tak po południu. Do zobaczenia.

- Pa.

Odłożyłem telefon na szafkę obok łózka i powróciłem do patrzenia w sufit, które po tygodniu przestało być ciekawe. Przez cały ten tydzień, można powiedzieć, że nie zachowywałem się jak ja. Nie gadałem z nikim, nawet z Krzychem, nie odpisywałem na żadne wiadomości, nie wychodziłem z domu, nie pisałem tekstów, nie pracowałem, nie sprzątałem... nic nie robiłem, tylko leżałem i patrzyłem w ten głupi sufit. Teraz jak chociaż wiem, że jest bezpieczna i że jest z Jakiem trochę mi ulżyło, ale w dalszym ciągu czuję pustkę. Nie ma jej koło mnie i to mnie boli. Nawet przypomniał mi się wers z mojej piosenki, nawiązujący do tego...

"Wbiłem już prawie wszystkie szpilki w mapę,

Więc możesz znów być dla mnie całym światem..."

I jesteś całym moim światem... - pomyślałem.

*Następnego dnia*

Wstałem dosyć późno. Zjadłem śniadanie, ubrałem się, wziąłem telefon oraz portfel i wyszedłem z domu. Po drodze poszedłem jeszcze do kwiaciarni po kwiaty oraz do sklepu po kilka czekotubek, które Sky wręcz kocha i to nie wiem, czy nie mocniej niż mnie. Z takim ekwipunkiem udałem się do mieszkania Sky i jej brata. Gdy zapukałem otworzył mi Jake i zaprosił do środka.

- Możesz do niej iść, tylko uważaj i staraj się nie poruszać tematu waszej kłótni i jej wyjazdu...

- Postaram się - powiedziałem i poszedłem do pokoju dziewczyny.

Leżała przykryta kołdrą od stóp do głów tak, że gdyby nie to, że oddycha nie zauważyłbym jej.

- Hej kochanie... - powiedziałem cicho, a dziewczyna jak poparzona odkryła się i podbiegła mnie przytulić. Wyglądała jak jakieś zombi, jednak zupełnie nie przeszkadzało mi to.

- Kuba... - mówiła płacząc - przepraszam, nie chciałam się kłócić, nie chciałam, żebyś się zamartwiał...

- Skyli spokojnie, to nie twoja wina. Ja zacząłem tamtą kłótnię.

- Ale to ja ją wywołałam, bo nie powiedziałam ci gdzie jadę... Ale..Ale wszystko ci powiem.

- Spokojnie nie muszę wiedzieć od razu poczekam, jeśli nie chcesz o tym mówić - powiedziałem spokojnie i wziąłem ją na ręce, a następnie usiadłem z nią na łóżku.

- Nie! Chce ci powiedzieć teraz - powiedziała, patrząc mi w oczy.

- Na pewno? Wydaję mi się, że nie chcesz o tym mówić...

- Chce się komuś wygadać, żeby ktoś mi pomógł. Bardzo cię potrzebuje...

- Ja ciebie też.

- Ten telefon w trakcie naszego śniadania... dzwonili do mnie ze szpitala w Rzeszowie. Jak ci pewnie mówiłam, mój tata tam mieszkał. Miał wypadek i potrzebna mu była krew, takiej grupy jak moja, więc pojechałam tam z bratem. Ale... - tutaj się zacięła.

 - Spokojnie pamiętaj, że jak nie chcesz, to nie musisz mówić.

- Oddałam tam krew. Lekarze mówili, że z tatą jest znacznie lepiej i za kilka dni będzie mógł stąd wyjść... Ale... Ale przedwczoraj ponoć wystąpiły jakieś komplikacje i... - dziewczyna zaczynała już płakać, a do tego cała się trzęsła, jednak cały czas mówiła dalej. - Musiał mieć jakąś operacje i następne kilka godzin miało być dla niego decydujące... Nie przeżył... - wymawiając te ostatnie słowa, rozpłakała się na dobre. Przytuliłem ją mocno i próbowałem wyobrazić sobie co musi teraz czuć ta biedna mała istotka... Siedziałem u niej całą noc, próbując ją uspokoić i jakoś pocieszyć, lecz chyba na marne.

Mimo wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz