Nie powiem, czułam się tu nieswojo...

1K 82 14
                                    

*Pov. Sky*

Mimo lekkiego stresu i ogromnego podjarania całym wyjazdem udało nam się trafić do Marrakeszu. Na początku mieliśmy lecieć od razu do Rabatu, stolicy Maroko, jednak postanowiliśmy z Kubą trochę pozwiedzać ten kraj. Znaczy.... było tak, że Quebo zafascynowany ich kulturą sztuką itp. postanowił, że musi odwiedzić ponownie Ogrody Adgal czy Kasbach of the Udayas, w których to nagrywano teledysk do Arabskiej Nocy. Nie mogłam mu odmówić i zmieniliśmy nasz plan wycieczki. Dzisiejszego dnia postanowiliśmy zostać w Marrakeszu, Jutro pojedziemy do Casablanki zobaczyć Wielki Meczet, pojutrze do stolicy, czyli Rabatu, a później to zobaczymy.

Już wychodząc z lotniska przeczuwałam, że będziemy się tu czuć dziwnie... Co chwila ktoś spoglądał na Kubę. Zapewne przez te kolorowe włosy i tatuaże. Nie powiem, czułam tu się nieswojo. Kuba powiedział mi żebym się tym nie przejmowała, ale mimo wszystko nie umiem tego do końca zignorować. 

Na całe szczęście moje wszystkie obawy zniknęły, kiedy jechaliśmy taksówką. Okazało się, że pan, który nią prowadził miał polskie korzenie i nawet potrafił nie najgorzej mówić po polsku. Opowiedział nam o ludziach i wszystkim innym. Kuba był tu już drugi raz i trochę poznał już tą kulturę,  ja jednak dowiedziałam się o tych ludziach bardzo wiele.

Będąc już pod hotelem Kuba podszedł do recepcji i odebrał klucze do zarezerwowanego wcześniej pokoju. Pokój utrzymywał się w bieli i czerni, czyli jakby nie patrzeć w moim ulubionym stylu. Widok z okna również mi się bardzo podobał. Zostawiliśmy rzeczy, chwilę odpoczęliśmy po locie i wyszliśmy na miasto. Na początku skierowaliśmy się do restauracji. Quebo opowiedział mi trochę o marokańskiej kuchni i polecił co mam zamówić. Zgodnie z tym, co powiedział, zamówiłam harirę, czyli zupę ze świeżej kolendry, soczewicy, fasoli i jagnięciny oraz Tadżin, czyli to mieszanka mięs (baraniny, wołowiny i drobiu ) z cebulą, ziołami i przyprawami. Do picia również zamówiliśmy coś typowo marokańskiego, była to zielona herbata z miętą oraz cukrem. Pomimo iż nie przepadam za potrawami w takim stylu to to było wyjątkowo dobre.

Po wyjściu z restauracji zamówiliśmy taksówkę i pojechaliśmy do Ogrodu Adgal. Z opowieści Kuby były one piękne utrzymane w odcieniach niebieskiego, wiele pięknych roślin i wszystko bardzo zadbane okażę się, czy mówił prawdę.

Dobra. Zwracam honor tu rzeczywiście jest przepięknie. Wszystko wygląda tak idealnie i jeszcze jest niebieskie, czyli w jednym z moich ulubionym kolorze. Dodatkowego piękna dodawał fakt, że robiło się już ciemno i latarnie w takim miejscu wyglądały bardzo majestatycznie...

Po około 2 godzinach zachwycania się tymi widokami wyczerpani i zmęczeni udaliśmy się do hotelu i niemal od razu odpłynęliśmy do krainy Morfeusza...

Jutro czeka nas czterogodzinna podróż do Casablanki...

~~~

Żebyście wiedzieli ile ja się naczytałam o Maroku, jego tradycji, kuchni i zabytkach... Ale mam nadzieję, że się wam podoba i moja robota nie poszła na marne ;)

W 16 DNI WBILIŚCIE PONAD TYSIĄC WYŚWIETLEŃ I PONAD 200 GWIAZDEK... JAK!?

Dziękujemy za to i dzięki temu w sumie widzicie ten rozdział :))


Mimo wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz