Przeczuwam, że nie chce mnie widzieć...

645 58 33
                                    

*Pov. Sky*

Cieszę się, że mam taką przyjaciółkę jak Lena, jednak chcę zrobić to, co mam w planach... Gdy Lena poszła już spać, wzięłam się za napisanie listu właśnie do niej.

Kochana przyjaciółko od razu mówię, że nie martw się moim zniknięciem, bo z tobą kontaktu nie zerwę. 

Śmierć ojca i rozstanie z Kubą zaczęły mnie przytłaczać... Chciałam się na jakiś czas od tego odizolować, więc wyjeżdżam w moje rodzinne strony do stanów, do mamy. Nie wiem na ile, bo nie wiem ile wytrzymam bez tego Pana Pisanki, którego ciągle kocham, jednak raczej prędko nie wrócę. Wiem, że pewnie się zasmucisz tym, że będę daleko i w ogóle, ale nie martw się, jest coś takiego jak internet i napisz mi tylko, że mnie potrzebujesz, to się tutaj zjawię.

Jeśli chodzi o Kubę, to na pewno będzie się ciebie o mnie wypytywał, ale nic mu nie mów, póki co. Wiem, jaki on jest szalony i wiem, że od razu by do mnie przyleciał.

Jak to czytasz, to pewnie jestem już poza miastem i przez długi czas nie zobaczymy się na żywo... Pewnie głowisz się, czemu o tym pisze, a nie po prostu mówię, ale wiem, że ty byś mi ten pomysł z głowy wybiła i nie potrafiła się pożegnać, więc ułatwiłam sprawę :)

Pamiętaj, że NIKT i to ABSOLUTNIE NIKT, ma się nie dowiedzieć o tym liście, nawet Igor.

Mam nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli i wszystko się ułoży oraz że dotrzymasz tajemnicy.

Twoja kochana przyjaciółka,

Sky...

Pisanie tego zajęło mi kilka dobrych godzin, bo niby nic takiego, zwykły list, jednak wiele on dla mnie znaczy. W trakcie pisania moje emocje zaczęły szaleć, wszystkie piękne chwile spędzone z Leną, z Que czy z innymi przyjaciółmi, zaczęły przelatywać mi przed oczami, a myśl, że przez długi czas ich nie spotkam, nawarstwiała mój smutek. Najbardziej smuciła mnie myśl o przyjaciółce i niestety byłym chłopaku, o którym ciężko będzie mi przestać myśleć. Wziął sobie dupek krzesełko i siedzi w mojej biednej głowie...

Zauważyłam, że zaczęło się już rozjaśniać, więc zaczęłam zbierać swoje rzeczy i przygotowywać się do wyjścia. Dodatkowo przestraszyła mnie myśl, o tym, że jest już 8:30, ale na całe szczęście Lena nie należała do rannych ptaszków. Przed wyjściem skorzystałam z toalety, poskładałam koce, które dała mi Lena, zostawiłam na nich list i po cichutku wyszłam.

Do domu dotarłam w jakieś 20 minut i o dziwo zauważyła, że ktoś stoi pod naszymi drzwiami, więc zanim do nich podeszłam, przypatrzyłam się kim była ta osoba. Na moje nieszczęście był to Kuba. Stał pod moimi drzwiami z ogromnym bukietem róż i jakimś podłużnym pudełkiem. Pomimo że zawsze imponował mi swoim wyglądem, tym razem wyglądał koszmarnie... Chyba nie tylko ja nie spałam całą noc... Próbowałam zrozumieć, o czym rozmawia z moim bratem i udało mi się wychwycić parę słów.

- Jest Skyli? - zapytał Quebo ochrypłym głosem.

- Nie ma jej. Nie miała być u ciebie?

- Miała... ale wyszła szybciej...

- No to pewnie jest u Leny. Nie martw się, napisze ci jak wróci.

- Okey... A przekażesz jej to? - tutaj wskazał na bukiet róż i tajemnicze pudełko.

- A nie chcesz zrobić tego osobiście? - odpowiedział mój brat, odbierając od mojego byłego chłopaka rzeczy.

- Przeczuwam, że nie chce mnie widzieć...

- Coś się stało?

- Ona ci opowie... mi i tak nikt nie uwierzy w prawdę... - powiedział i odszedł. 

Kiedy zniknął z mojego pola widzenia, zakradłam się do drzwi i weszłam do środka. Oczywiście nie obyło się bez setki pytań, jednak ja je zignorowałam i wziąwszy róże oraz brązowe pudełeczko, zamknęłam się w swoim pokoju. W różach znalazłam krótki liścik.

Mam nadzieję, że o mnie nie zapomnisz i kiedyś wrócisz do mnie, bo nie mogę bez ciebie żyć, i normalnie funkcjonować... Odkąd tylko cię poznałem już cię kochałem, kocham teraz i zawsze, będę kochać. Wiedz, że tylko ty się dla mnie liczysz i tylko ty istniejesz... 

Kocham cię, 

Kuba

Łzy pokryły moje policzki i spływały po nich jak wodospady... Drżącymi rękoma wzięłam tajemnicze brązowe pudełeczko i je otworzyłam. W jego wnętrzu znajdował się przepiękny naszyjnik z cytatem „The Sky isn't a limit", a słowo "Sky" było w serduszku, więc zapewne miało oznaczać zarówno angielskie tłumaczenie tego słowa, jak i moje imię.

Po kilkugodzinnym pakowaniu się i poważnej rozmowie z bratem, stałam już na lotnisku z biletem do Stanów w ręku. Z jednej strony naprawdę zaczynam wątpić w słuszność swoich czynów, jednak z drugiej wiem, że na razie nie byłabym w stanie się tutaj odnaleźć, zwłaszcza że ja i Kuba mamy tych samych znajomych...

Mimo wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz