Game Eighteen

1.9K 249 173
                                    

Eren Pov

Pewnym krokiem  wszedłem  do przyciemnionego pokoju, choć wcale taki pewny siebie nie byłem. Stał przy oknie, odwrócony do mnie plecami i patrzył na rozciągającą się pod nami, uliczną panoramę miasta. To fascynujące, jak ci wszyscy ludzie którzy są przechodniami, zdają się być teraz tacy mali a wielkie światła z reflektorów samochodów, wyglądają jak malutkie migoczące żaróweczki które powoli znikają w zapadającym mroku.

''Naprawdę zawsze robisz wszystko to co ci każą.'' Śmieje się na głos i odwraca w moją stronę z rękami schowanymi w kieszeniach, czarnych eleganckich spodni. Na jego twarzy gości zadowolona mina, pomimo tego wiem iż mój widok go  nie zadowolił. Bardzo się zmienił od naszego ostatniego spotkania. Jego włosy są dłuższe i  zaniedbane, wyraz jego oczu jeszcze bardziej martwy niż ostatnio, a jego rysy twarzy wyostrzyły się i stały bardziej zimne. Cieszę się że go widzę, czekałem na to spotkanie już od ponad roku.

Mój ukochany starszy braciszek. Zeke.

''Jak się miewasz?'' Pytam go, podchodząc bliżej. Zatrzymuję się w miejscu, jakieś dwa metry od niego. I chociaż łatwiej byłoby go po prostu wziąć w ramiona i przytulić, nie robię tego, tylko nadal się w niego wpatruję. Mam złe przeczucie w tym wszystkim, to nie jest mój brat którego znałem kiedyś.  Teraz jest mężczyzną którego pożera nienawiść i chęć zemsty, mężczyzną który zgodził się na ten chory układ, z nią.  

''Naprawdę chcesz wiedzieć co u mnie? Moja odpowiedz i tak na pewno ci się nie spodoba.'' Jego uśmiech staje się szerszy i jeszcze bardziej fałszywy. Odpowiedz na zadane pytanie byłaby taka sama jak ostatnio. Wtedy z radością w głosie powiedział mi jak dobrze się czuje, podziwiając z boku to co stworzył i że nie chce stąd odejść. Bawi go ludzka udręka, strach i wylane łzy, to jego codzienna pożywka.   

Siedzi w tym gównie cholernie głęboko.

''Twój przyjaciel Jean skontaktował się ze mną poprzez Armina i powiedział że koniecznie oczekujesz spotkania z moją zacną osobą. W sumie po wczorajszym wydarzeniu i tak zasugerowałbym by, odbyło się ono  jak najszybciej.''

''Po wczorajszym wydarzeniu?'' Pytam i tylko jedna rzecz przychodzi mi namyśl. Ale co to ma wspólnego z naszym spotkaniem i dlaczego chce właśnie o tym  rozmawiać? 

''Jak sam już wiesz, odbyła się walka pomiędzy dwoma graczami, ale ty zabiłeś jednego z nich by drugiemu umożliwić zwycięstwo. Chłopak który został zabity był hakerem, który zapadł się pod ziemię, po tym jak dowiedziałem się co zrobił.'' Mówiąc to jego twarz wykrzywiła się w niesmaku. 

Na sto procent mówi o Farlanie, to jedyna osoba jaką wczoraj zabiłem. Naprawdę odważył się mówić o nim tak jak o jakimś uciążliwym owadzie, który już dawno powinien zdechnąć. Nadal staram się trzymać nadziei że tam gdzieś w środku tego nieczułego korpusu znajduje się mój brat. Brat który od dzieciństwa był dla mnie wzorem do naśladowania, strasznie boli gdy widzę to co teraz po nim zostało.

''Co masz na myśli mówiąc że był hakerem? Co zrobił?'' Trochę się waham zadając to pytanie ponieważ boję się jego odpowiedzi. 

''Jakoś udało mu się włamać do gry i zaprosił gracza który nie dostał się tutaj normalną drogą.''

Teraz to on jest tą osobą która się do mnie zbliża i staje tuż przede mną,  uśmiechając się wyniośle. Jego kroki były powolne, jego wzrok wyostrzony wychwytujący każdy, nawet najmniejszy ruch, z mojej strony. ''Nawet gdybym nie wiedział o twoim sojuszu z nim, to gdy na ciebie spojrzę, to praktycznie masz wypisane na twarzy że go znasz.''

Levi. Co on od niego do cholery chce?

''Tak na prawdę to go wcale nie znam, jest dla mnie praktycznie obcą osobą'' Odpowiadam.

''Czyżby? To od kiedy wchodzisz w sojusz z obcymi?'' Pyta sceptycznie, podnosząc jedną brew w górę, krzyżując ręce na piersi. Już rozumiem czego oczekuje ale nadal nie umiem tego pojąć. Od kiedy to wszystko się zaczęło, jest wobec mnie bardzo podejrzliwy.

Życie jest walką, tak mu kiedyś powiedziałem, ale on naprawdę wierzy w to, że z całego świata zrobi jedną wielką grę. Widzę że pomału popada w paranoję i nie ufa już nawet rodzonemu bratu.

''Jest graczem nie posiadającym żadnej zdolności, więc myślałem że to ty maczałeś w tym palce. Przez niego chciałem się do ciebie dostać.'' Mówię szczerą prawdę.

Gdy Levi pojawił się na stronie głównej, jako nowy gracz, od razu zwróciłem na niego uwagę. Faktycznie myślałem że on nie dał mu specjalnie żadnej zdolności, by stał się zwierzyną dla tych wygłodniałych wilków w WOF. To dlatego zawarłem z nim sojusz. Gdybym tylko wiedział, że  to tylko głupi wybryk jakiegoś gracza-hakera, to nigdy bym tego nie zrobił.

''Każdy gracz który zaczyna grę, nie tylko wyraża zgodę na utratę życia ale również na sprzedaż kawałka swojej duszy, tylko wtedy możliwe jest uaktywnienie nadprzyrodzonej umiejętności.''

To akurat wiem, sam musiałem przejść przez ten proces. Gdy człowiek odda swoją całą duszę umrze, dlatego osoby które zaczynają grę, oddają tylko jej część, by bogini która włada tym całym chaosem i z którą mój brat zawarł umowę, mogła właśnie stworzyć taki atut, teoretycznie dający niezbędną przewagę. Praktykę sobie pomińmy....  

''Problem leży w tym że twój sojusznik nigdy tego nie zrobił i dopóki nadal nie dokończy oficjalnie obowiązującej 'rejestracji', będzie stanowić dla nas zagrożenie. To jest powodem dla którego chcę się z nim spotkać.''

Patrzę na niego spod byka. ''I co ja niby mam z tym zrobić? Przecież nie ukradnę mu kawałka duszy!''Mówię z oburzeniem. 

Głośno się śmiejąc odrzuca głowę w tył. Jego rechot wypełnia cały pokój. I choć kiedyś lubiłem jak wybuchał kaskadą śmiechu teraz sprawiło to że poczułem na plecach nieprzyjemny dreszcz. Moja wypowiedz nie miał być żartem, nie było w niej nic zabawnego, ale on najwyraźniej uważa inaczej. Jego głos brzmi niesamowicie zimno, taki nienaturalny niemalże bezuczuciowy.

Mężczyzna tylko kręci z niedowierzaniem głową i już nie patrzy na mnie uciesznie rozbawiony, tylko z wyniosłą powagą. ''Nie możesz zdobyć dla mnie jego duszy, ale za to możesz zrobić coś innego. Mam propozycję którą chcę ci zaoferować.'' Na jego usta znów wpełza iście szatański uśmieszek, tak jakby cały dzień czekał tylko na ten moment kiedy powie mi o swoim, może i nawet chorym, pomyśle. Przenika mnie, nie za bardzo miłe uczucie, uczucie które wzbudza we mnie więcej przerażenia niż sama myśl o śmierci w grze. I gdy w końcu wyjawia mi na czym polega jego plan, rozumiem dlaczego się tak dziwnie zachowywał. Ponieważ propozycja ta była naprawdę kuszącą, kwaśną wisienką na tym przelukrowanym 'słodyczą' torcie, jakim jest WOF.      

''Przyprowadzisz do mnie tego intruza, Eren. A za to na zawsze uwolnię cię od tej przeklętej gry, braciszku.''  


I tak, przyznaję się do winy, proszę bez bicia! Pisząc ten rozdział pożarłam dwa kawałki tortu z wisienkami, chuj z kaloriami!!!!!! Mojemu sześciopakowi i tak nic nie zaszkodzi LOL XD 

Virtual Reality ᴱᴿᴱᴿᴵOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz