Eren Pov
Tylko raz, byłem na tyle głupi, by uwierzyć że uda mi się przechytrzyć tą grę. Była to moja pierwsza walka, z chłopakiem w moim wieku. Wciąż pamiętam strach, który pojawił się w jego oczach, jego drżące ciało i potok łez który nie chciał zatrzymać swojego biegu. Jeszcze nigdy nie widziałem człowieka tak bardzo ogarniętego lękiem. Ten chłopak nie chciał umierać, bał się śmierci tak samo jak ja. Był tak samo naiwny jak ja, to był nasz start z WOF. Myślał że uda nam się zakończyć to starcie tak, by żaden z nas nie poniósł porażki.
Bo co może się stać? W najgorszym wypadku nasza walka przeciągnie się do nieskończoności. Właśnie tak pomyśleliśmy... byliśmy tacy głupi. Gdy podarujesz tej grze kawałek swojej duszy, to może ona zrobić z nim co tylko zechce. Praktycznie każdy gracz który zgodził się na ten warunek, zrobił z siebie zakładnika.
Po decyzji, którą razem podjęliśmy, każdy kolejny dzień zaczął się mieszać z agonią i bólem nie do wytrzymania. Zacząłem widzieć rzeczy których nie było, słyszeć głosy w głowie które namawiały mnie do czynienia zła.
Zabij ich. Zabij ich wszystkich!!!
Na początku wiedziałem, że te głosy nie są prawdziwe, potrafiłem jeszcze odróżnić rzeczywistość od wyobraźni, ale w pewnym momencie wszystko zaczęło się z sobą mieszać, granica się zatarła. Odciąłem się od świata zewnętrznego, zamknąłem w swoim pokoju i zamówiłem broń, ponieważ głosy tego chciały. W późniejszym stadium szepty w głowie zamieniły się jakby w realne postacie, żądające ode mnie coraz to gorszych rzeczy. Ból fizyczny. Ból psychiczny.
Podpal to.
Popchnij go pod samochód.
Zabij ją.
Wiedziałem że istnieje tylko jeden sposób, aby się ich pozbyć i powrócić do 'normalności'.
On błagał o swoje życie, powiedział że wytrzyma, że będzie znosić te głosy w swojej głowie nawet jeśli będzie to trwać cały jego żywot, jeśli tylko pozwolę mu dalej żyć. Pomimo wylanych łez, pomimo tego że klęczał przede mną na kolana skomląc o litość, zastrzeliłem go. Ponieważ nawet gdybym uwierzył w to, że jest on wystarczająco silny by z tym walczyć, ja nie dałbym rady tego wytrzymać.
Tak samo jak teraz nie daję sobie rady. Chciałbym powiedzieć że przez te lata zmieniłem się, dorosłem by dla Levia przezwyciężyć swoje słabości, ale nie chcę ponownie przeżyć tego, przez co wtedy przechodziłem, nigdy w życiu. Dlatego mogę się tylko zgodzić z tym co przed chwilą powiedział.
Definitywnie jeden z nas musi umrzeć.
''Zabij mnie.'' Pokonuję ostatnie centymetry odległości pomiędzy nami. Palce zaciskam na pistolecie czarnowłosego , uniemożliwiając mu umknięcie o kolejny krok w tył, musi się zatrzymać. Lufę dociskam do swojej klatki piersiowej w miejscu gdzie znajduje się moje serce, jedyne co mu pozostało to teraz nacisnąć na spust.
W moich oczach tworzą się łzy, a usta zaczynają drżeć, ale staram się to zamaskować na tyle ile potrafię. On nie może mi współczuć, nie może czuć się winny, wtedy nigdy mnie nie zabije, po prostu to wiem. Nienawiść którą wobec mnie odczuwa, idzie mi w tym momencie idealnie na rękę, może zmusi go do tego by w końcu strzelił. Może zda sobie sprawę z tego, że to właściwy i jedyny wybór.
Swoimi szeroko rozszerzonymi tęczówkami, z niedowierzaniem spogląda znad pistoletu prosto w moją twarz, wytrącony z równowago kręci przecząco głową, ale przyciska pistolet jeszcze mocniej do mojego torsu. ''Myślisz że strzelę do kogoś kto jest nieuzbrojony? Uważasz mnie za tchórza?!''
''Nie.'' Odpowiadam od razu by powstrzymać jego myśli idące w tamtym kierunku. Powoli zaczynam opuszczać moją rękę w dół, którą trzymałem zaciśniętą na pistolecie. Broń nadal jest przyłożona do mojego serca. ''Uważam że jesteś wystarczająco silny, by to zrobić.''
Czarnowłosy patrzy prosto w moje oczy, a jego rysy twarzy zaczynają się powoli rozluźniać. W jego oczach nie dostrzegam już tylko pogardy, nienawiści i bólu, ale również coś innego, coś bardziej jaśniejszego i o wiele ładniejszego niż uczucia które przed chwilą wymieniłem.
Widząc to na moje usta wpełza uśmiech, ponieważ już właściwie nie miałem nadziei na to, że kiedykolwiek Levi obdarzy mnie takim spojrzeniem. Patrzył na mnie jak na coś drogocennego, coś czego nie chce stracić w żadnych okolicznościach, osobę którą kocha tak bardzo, że ból sprawił by mu sam widok gdyby ta osoba cierpiała.
Momentalnie w moje ciało uderza fala ciepła , rozluźniam swoje mięśnie, a moje ręce przestają drżeć. Do tej pory myślałem, że powodem dla którego tak kurczowo trzymam się życia jest to, że go jeszcze w pełni nie wykorzystałem, ale teraz rozumiem czego mi brakowało. Nagle myśl o śmierci staje się dla mnie o wiele łatwiejsza, wiedząc że się kogoś kochało a ta osoba która wzbudziła we mnie to uczucie, która odwzajemniła moją miłość, będzie nadal żyć.
''Dlaczego się uśmiechasz?'' Pyta, wyrywając mnie z transu. Dopiero teraz zauważam łzy które nieustannie spływając po jego policzkach. ''Umrzesz, więc dlaczego jesteś tak bardzo szczęśliwy ty cholerny idioto!''
Opuszcza głowę w dół, by ukryć przede mną potok łez. Przeźroczyste kropelki spadają na brudne podłoże, tworząc na nim mokrą plamę. Jego ręka z pistoletem zaczyna się trząść. Niemal zaczynam się śmiać, zdając sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie to jego ostatnie słowa które są wobec mnie skierowane i które usłyszę z jego ust, ale czy to mi przeszkadza? Myślę że nie, dokładnie rozumiem przekaz tych słów i wystarczy mi to że wydobyły się z jego ust, że jego przepięknie dźwięczny głos będzie ostatnim dźwiękiem który usłyszę. Zanim to wszystko się zakończy.
Podnoszę dłoń i leciutko przejeżdżam kciukiem pod okiem by zetrzeć jedną z łez. Dopiero teraz ponownie patrzy na mnie w górę, a ja znów nie mogę powstrzymać swojego uśmiechu.
''Kocham cię, Levi.'' W odpowiedzi na moje słowa natychmiast zaczyna kręcić głową, zaciska mocniej powieki i zaczyna jeszcze bardziej szlochać. ''Uśmiecham się bo jestem szczęśliwy. TY jesteś moim szczęściem Levi.''
Czarnowłosy wbija palce jeszcze mocniej w obudowę broni, tak jakby tylko ona utrzymywała go jeszcze w pionie i rzeczywiście zaciska swój palec na spuście w połowie już na niego naciskając, by w następnej sekundzie go pościć. Patrzę na niego w szoku gdy ten opuszcza rękę z pistoletem w dół i zamiast mnie zastrzelić otwiera oczy, by popatrzyć prosto w moje tęczówki.
Wydaje mi się oszołomiony, tak jakby nie był sobą, tak jakby coś było nie tak. W ciągu chwili coś się w nim zmieniło, a gdy dokładniej patrzę w jego oczy, pojawia się w nich jeszcze dodatkowo ogromny smutek, smutek ale także ulga.
Następne wydarzenia trwa dosłownie kilka sekund.
''Jeden z nas musi umrzeć, Eren.''
Czarnowłosy powtarza swoje wcześniej wypowiedziane słowa, ale zanim mogłem dokładniej się zastanowić nad ich przekazem, znów podniósł pistolet w górę. Ale zamiast, tak jak wcześniej skierować go w moją stronę, by zakończyć moje życie raz na zawsze, przykłada go do własnej klatki piersiowej, dokładnie w miejsce gdzie bije jego serce.
''NIEEEEE!!!'' Krzyczę, ale mój wrzask nadchodzi zbyt późno, chłopak naciska na spust, szybciej niż mogłem zareagować, a odgłos wystrzału sprawia, że mój cały świat pogrąża się w wielkiej czarnej otchłani, pełnej cierpienia.
Ach... tak sobie pomyślałam, że może kolejny rozdział wrzucę dopiera za tydzień albo dwa XD albo może wcześniej? Co wy na to? XD
Wiecie co? Kocham was moje skarby 😘😘😘💗💗💗💗💗💗 naprawdę bardzo mocno i cieszę się, że nadal tak intensywnie motywujecie mnie do pisania tego opowiadania 😊💞
![](https://img.wattpad.com/cover/145025480-288-k585497.jpg)
CZYTASZ
Virtual Reality ᴱᴿᴱᴿᴵ
Fanfiction''Uruchomiłeś grę, której nigdy nie uda ci się wygrać.'' ''I jak mam ją zakończyć?'' ''Nie możesz tego zrobić. Sekunda, w której spróbujesz ją przerwać, będzie twoją ostatnią sekundą. Przyniesie ci to tylko twój własny koniec.'' Levi nigdy nie...