Levi Pov
Po tym jak otworzył kluczem drzwi swojego mieszkania, zostawiając je lekko odchylone, gestem ręki zaprosił mnie do środka.
W czasie całej drogi taksówką nie wymieniliśmy z sobą ani jednego słowa. Nawet nie wspominam już o dziwnym wzroku taksówkarza, w końcu nasze ubrania nadal były jeszcze mokre od wody. Jedyny tekst który przeszedł mu przez usta, był jego adresem, które niestety nie były skierowane do mnie tylko do kierowcy.
Nie wiedziałem jak mam się zachować, po tym wszystkim co się wydarzyło. Uratował mi życie, a później wziął mnie w swoje ramiona, tak jakby naprawdę się o mnie bał i był szczęśliwy z tego, że nadal jestem przy nim.
Przyjaźń między nami nie istnieje, ewentualnie można by to nazwać znajomością, i byłbym kompletnym głupcem gdybym uwierzył w to że kiedykolwiek staniemy się dla siebie czymś więcej, za bardzo się różnimy ale jednak przedtem poczułem coś, czego nie dam rady opisać słowami. Gdy siedzieliśmy nad brzegiem tej wolno płynącej rzeki, Eren jako pierwszy zrobił krok w moją stronę, szukał cielesnej bliskości, zaskoczył mnie fakt że tak łatwo na to pozwoliłem. Nigdy nie byłem osobą szukającą bliskości drugiego człowieka.
Trochę niepewnie chwytam za klamkę, by otworzyć drzwi troszkę szerzej, przy tej czynności wyczuwam, że znajduje się na niej coś mokrego. Miałem zamiar pójść za zielonookim ale zamiast tego zatrzymuję się i podnoszę dłoń by lepiej się jej przyjrzeć. Najpierw myślałem że to woda. Lekka poświata dochodząca z pokoju Erena, parę metrów dalej gdzie zapalił światło, nie wystarcza nawet na tyle bym mógł zobaczyć koniuszki swoich czarnych butów, ale gdy podchodzę jeszcze o krok bliżej dostrzegam lekko czerwonawy odblask na dłoni.
Krew.
Szybkimi krokami kieruję się w stronę oświetlonego pokoju, gdzie na łóżku znajduję leżącego i wyczerpanego szatyna, który zdążył się już przebrać w suche ciuchy. I oczywiście moja obawa się potwierdza gdy widzę sączącą się ciecz z jego ramienia , przebijającą przez materiał koszulki, cieknącą stróżką wzdłuż jego ręki i skapującą malutkimi kropelkami z jego palców, na ciemnobrązową podłogę.
Eren bardzo dobrze widzi ranę, która prawdopodobnie została spowodowana strzałem z pistoletu tej kobiety, lecz on patrzy na to tak, jakby było to tylko lekkim zadrapaniem. Ignoruje to a całą uwagę woli poświęcić swojej broni, którą odkłada na komodę, obok kilku poskładanych ubrań.
''Przebierz się Levi bo zmarzniesz. Nie mam innych rzeczy więc będziesz musiał wziąć te moje.'' Ignorując jego zdanie, wlepiam niewiarygodnie w niego swoje tęczówki.
Oprócz krótkiej i mało przydatnej praktyki pierwszej pomocy którą odbyłem trzy lat temu w szpitalu, projekt z szkoły, nie posiadam żadnej wiedzy medycznej. Moje umiejętności ograniczają się do przyklejenia plastra na ranę, ale za to wiem że przed jakąkolwiek czynnością najpierw trzeba ów ranę oczyścić.
Eren spogląda na mnie zaskoczony gdy odwracam się od niego na pięcie i kieruję swoje kroki w stronę drzwi, w ramach poszukiwania łazienki, ale nic nie mówi. Oczywiście że wolałbym by poszedł do szpitala i tam został objęty odpowiednią opieką medyczną, bo choć nie wydaje się by ta rana zagrażała jego życiu, to przecież zdarzyć może się wszystko, na przykład jakieś cholerne zapalenie. Ale szpital nie jest żadną opcją dla Erena, dobrze o tym wiem, nawet nie muszę się pytać.
W przypadku urazów spowodowanych bronią palną, personel szpitala od razu zawiadamia policję. Oni zaczną zadawać nam pytania, pytania na które nie możemy im odpowiedzieć ponieważ zasady gry są oczywiste: nie można nikomu nic wspominać na temat WOF bo inaczej się umrze. Więc szpital oznacza kłopoty, których za wszelką cenę próbujemy uniknąć.
Wyciągam środek do dezynfekcji ran z szafki i hojnie wlewam go na kawałek wacika , którego wraz z bandażem zabieram do pokoju.
Zielonooki siedzi na łóżku, rękaw jego koszulki podwinięty jest do góry, zasychającą krew wyciera chusteczką. Zaledwie kilka tygodni temu widok ten sprawiłby że w moim ciele odczułbym spazm niepokoju i strachu. Nie umiałbym poradzić sobie z myślą że ta rana jest efektem tej pieprzonej gry, ale teraz nic takiego nie odczuwam. Zżera mnie raczej poczucie winy, gdy przypominam sobie że ryzykował swoje życie po to by uratować moje.
Ponownie.
Gdy przekraczam próg pokoju próbuję odpowiedzieć uśmiechem na jego sceptycznie taksujące mnie spojrzenie. Podchodzę do szatyna, siadam obok niego i chwytam delikatnie jego rękę przesuwając ją trochę w bok. Nie widzę żadnej reakcji na jego twarzy, gdy do rany dociskam wacik nasączony środkiem odkażającym. Wpatruje się we mnie przez cały czas, nie pokazując żadnej bolesnej miny i nie zaciska zębów, chociaż prawdopodobnie musi odczuwać okropne pieczenie.
Bardzo rzadko panuje miedzy nami taka cisza, generalnie każdy moment który z sobą spędzaliśmy wypełnialiśmy kłótniami. Siedząc nad brzegiem rzeki wszystko sobie dokładnie przemyślałem i coś przykuło moją uwagę, coś co nie miało dla mnie żadnego sensu. Może ta cisza stanowi dla mnie możliwość by zadać mu pytanie, na które tylko on umie mi odpowiedzieć, ponieważ dotyczy ono jego osoby.
''Wiedziałeś, że ona była w budynku, kiedy zadzwoniłeś, prawda?'' Dalej oczyszczam jego ranę ale na krótko podnoszę wzrok do góry by popatrzeć na jego twarz, licząc na jakikolwiek odzew, ale on nadal wpatruje się tylko w moje palce, które obklejone są resztką jego krwi.
''Wiedziałem że gdzieś tam jest, ale nie byłem pewien jej dokładnej lokalizacji. W końcu był to twój przeciwnik a nie mój.''
''Jest jedna rzecz której nie rozumiem.'' Odkładam wacik na komodę i zaczynam owijać jego rękę bandażem. ''Powiedziałeś że mam uciekać na dach, ale nie było cię tam od razu.''
''Słuchaj, tylko dlatego że jestem jednym z najlepszych graczy nie oznacza że mam miano cudotwórcy. Nie mogę się pojawić tylko dlatego że ty tego chcesz.''
''Ale właśnie o to chodzi.'' Mówię od razu, zaprzestając na chwilę bandażować przedramię, patrząc mu przenikliwie w oczy. ''Powinieneś to umieć, mówiłeś że twoją zdolnością jest teleportacja i udowodniłeś mi to, w sumie jest to jedynym powodem dla którego nadal żyjemy. Ale dlaczego po prostu nie teleportowałeś się na dach i najważniejsze, dlaczego musiałeś mnie popchnąć? Nie umiałeś po prostu chwycić mojej dłoni i zabrać nas gdzieś indziej?''
Wszystko jest takie zaplątane, tak wiele pytań a tak mało odpowiedzi. To że cała sprawa nie jest całkiem normalna uświadomiłem sobie już wcześniej gdy na jaw wyszła ta rzecz z zdolnościami, trupami i tym głupim tatuażem na plecach, ale wciąż muszą być pewne rzeczy które mają sens.
Teleportacja oznacza że wciągu kilku sekund można przenieść się z miejsca w którym aktualnie się znajduje w inne miejsce lub przenieść jakąś rzecz, to dlaczego tego nie zrobił? Czy nie było by dla nas bardziej bezpiecznym wyjściem, gdyby zwyczajnie pojawił się na dachu a później zabrał nas w jakieś bardziej praktyczne miejsce, gdzie moglibyśmy spokojnie pomyśleć co da się dalej zrobić w tej sytuacji?
Cokolwiek jest tego powodem dlaczego tego nie zrobił, wydaje mi się że nie chce mi tego powiedzieć, ponieważ niezbyt delikatnie wyrywa mi bandaż z ręki i gwałtownie wstaje z łóżka. ''Zamiast rozmyślać tak dużo nad moim zachowaniem, może powinieneś raczej pomyśleć o sobie. Nie wtykaj nosa w nieswoje sprawy. I zamiast wiercić mi dziury w brzuchu pytaniami, dlaczego nie wybrałem łatwiejszego wariantu, formalnie pozostań przy zwykłym podziękowaniu za kolejne uratowanie twojego życia.'' Tonację jaką nadał słowu 'twojego' sprawiło że od razu odechciało mi się dalej drążyć temat.
Nie obdarzając mnie ponownym spojrzeniem odwraca się i wychodzi z pokoju. Nie był rozwścieczony, ale jego zachowanie nie było zbyt spokojne. Wygląda na to że jednak coś się za tym kryje, i pomimo ostrzeżenia by nie wtrącać się w jego sprawy, nie mogę przestać myśleć o tym, dlaczego moje słowa spowodowały tak nagłą zmianę atmosfery i czym jest ta rzecz która go tak bardzo niepokoi.
![](https://img.wattpad.com/cover/145025480-288-k585497.jpg)
CZYTASZ
Virtual Reality ᴱᴿᴱᴿᴵ
Fanfiction''Uruchomiłeś grę, której nigdy nie uda ci się wygrać.'' ''I jak mam ją zakończyć?'' ''Nie możesz tego zrobić. Sekunda, w której spróbujesz ją przerwać, będzie twoją ostatnią sekundą. Przyniesie ci to tylko twój własny koniec.'' Levi nigdy nie...