Game Fiftyseven

1K 159 77
                                    

Eren Pov

Chcę chwycić jego rękę, ponad pistoletem, niestety udaj mi się go złapać jedynie za nadgarstek, na którym zaciskam palce tak mocno na ile tylko mogę. Zanim upadam z nim na kolana, drugą rękę podkładam pod tył jego głowy. Ignoruję ból spowodowany, zetknięciem mojego ciała z twardym podłożem.

Nie potrzeba mi nawet sekundy by panika opanowała moje ciało, to tak jakby wystrzał spowodował we mnie wybuch rożnych uczuć których nie jestem już w stanie opanować. Z jednej strony nie wiem co mam robić jedyne do czego jestem zdolny, to wpatrywać się w jego bladą twarz, ponieważ boję się tego co zobaczę, gdy zdecyduję się zerknąć niżej.

Nie chcę przyznać się do pojawiającej się w mojej głowie myśli, że on może umrzeć, że właśnie wpakował sobie kulę w serce i tego nie przeżyje. Czuję jak z moich oczu zaczynają cieknąć  łzy. Te same które przed chwilą tak bardzo starałem się powstrzyma, spływają teraz po policzku Levia, po chwili skapując na ziemię. Najchętniej chciałbym nim mocno potrząsną, powiedzieć by się obudził, że nie kupuję tego co on przed chwilą zrobił i że nie może tak łatwo umrze. Ale jest to beznadziejnie, pogorszył bym tylko sytuację. 

Moje serce zaczyna bić szybciej, a oddech staje się przerywany. Wiem że świat wokół mnie się nie zmienił, a poziom tlenu w tej uliczce jest tak samo wysoki jak kilka sekund temu, a i tak nie potrafię złapać tchu. Walczę z sobą, próbując pokonać panikę, ponieważ samo uczucie jego ciepłej krwi, która przesiąknęła przez materiał mojego ubrania, napawa mnie niekończącym się strachem.

Powoli, odważam się na to, by skierować swój wzroku ku dołowi, na ranę którą sam sobie zadał, prosto przed moimi oczami, nawet na chwilę się nad tym nie zastanawiając. Od razu przymykam powieki, a jego twarz biorę w swoje dłonie. Gwałtownie potrząsam jego głową, otulam go mocno swoimi ramionami i pozwalam na to by z mojego gardła wydobył się nienaturalny szloch, poprzedzony potokiem łez których nie byłem już w stanie nijako opanować.

''Levi~''Wypowiadam najpierw cicho jego imię, zanim zdaję sobie sprawę z tego, że to nie tylko utarta przytomności. Jego oczy są zamknięta, a ciało za bardzo spokojne, zbyt bezwładne, jego klatka piersiowa się nie rusza...

''Levi!''Tym razem wykrzykuję jego imię, tak jakby moja desperacja, zdołała go wyciągnąć z tego stanu w którym się teraz znajduje.

Jeszcze nigdy nie czułem takiego okropnego ciepła i mrożącego zimna, w tym samym momencie. Czuję że za chwilę kompletnie zwariuję, ponieważ nie dam rady  zrobić nic oprócz trzymania go w ramionach i mówienia do niego. Z nadzieją że w jego oczach znów pojawi się życie.

''Levi,obudź się~'' Delikatnie głaszczę kciukiem jego policzek. ''Levi... Levi, jeśli się teraz obudzisz zrobię wszystko co tylko mi każesz. Żaden z nas nie musi umrzeć. Jestem gotowy na to by znów usłyszeć te głosy, tylko się obudź, proszę.'' Przenoszę swoje obie dłonie z jego twarzy i mocno dociskam je do rany, z której leje się krew.

Gorączkowo szukam wzrokiem czegoś co mogło by mi pomóc wyjść z tej sytuacji. Po chwili już wiem co muszę zrobić, nawet jeśli naruszy to zasady gry i zapłacę za to własnym życiem. W takiej sytuacji jest tylko jedna rzecz, którą człowiek może zrobić i nie, nie mam tu na myśli modlitwy.

Wyciągam telefon z kieszeni spodni. Zakrwawioną i drżącą dłoniom wybieram numer pogotowia. W tej chwili każdy sygnał usłyszany na linii jest dla mnie najgorszą torturą, ponieważ z każdą sekundą, która mija, nadzieja na jego ocalenie kurczy się.

Gdy w końcu ktoś odbiera słuchawkę po drugiej stronie, nie czekam na standardowe pytania, które zawsze zadaje osoba odbierająca połączenie alarmowe. Po prostu wybucham potokiem słów.

''Musicie natychmiast przyjechać, proszę! On- on się wykrwawi!''Trudno mi zachować kontrolę nad swoim głosem i dziwi mnie to że osoba z którą rozmawiam, potrafi jeszcze zrozumieć słowa które wypowiadam, przez drżące usta.

''Gdzie się teraz Pan znajduje?''

Podaję naszą lokalizację i słyszę jeszcze kilka innych pytań skierowanych w moją stronę takich jak moje imię, rodzaj zranienia, ale nie jestem w stanie dalej go słuchać. Moje myśli kotłują się w głowie jak szalone i niestety żadna z nich nie jest pozytywna, wręcz przeciwnie. Jakie jest prawdopodobieństwo, że osoba postrzelona w serce przeżyje?

Właściwie zerowa.

''Dlaczego?'' Szepczę i nawet nie zauważam jak telefon wypada z moich drżących rąk. ''Co chciałeś tym osiągną? Myślisz że jestem ci za to wdzięczny? Wierzysz że zrobiłeś mi przysługę tym, że zostawiłeś mnie przy życiu a zabiłeś sam siebie?!''

''CHOLERA!!!''

Moje łkanie, tak samo jak krzyk, odbijają się od wysokich ścian budynków i w sumie wiem, że i tak to mi nic nie pomoże. On i tak mnie już nie usłyszy, a to sprawia że budzi się we mnie jeszcze większa złość i agresja. O wiele łatwiej byłoby umrzeć, czy on o tym wiedział? Czy to jego zemsta za to co mu zrobiłem?

Wtulając swoją twarz w jego klatkę piersiową, zamykam jeszcze bardziej jego ciało w stalowym uścisku swoich rąk tak jakbym mógł zapobiec temu, że za chwilę jego ciało rozpłynie się w powietrzu. Ignoruję głos faceta który nadal do mnie gada przez telefon, jedyne co do mnie dochodzi, to bardzo nikłe bicie serca chłopaka, który leży w moich ramionach... 

I wtedy sobie to uświadamiam.

Zdezorientowany siadam i wpatruję się w twarz Levia. Jego oczy są nadal zamknięte, ale w miejscu na jego klatce piersiowej, gdzie przed chwilą znajdywała się rana, jest tylko krew. Obrażenie zniknęło i kiedy wciąż się jeszcze zastanawiam jak to możliwe i co to oznacza, dzieje się coś co zapiera mi dech w piersiach.

Brunet otwiera oczy. 



Drugi rozdział moje skarby w ramach pocieszenia za ten ostatni XD  Dobrej nocki życzę :) :*     

Virtual Reality ᴱᴿᴱᴿᴵOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz