*
- Piotrek skarbie, o czym ty mówisz? - Wystraszona brunetka spojrzała na swojego męża, kręcąc głową.
- Boję się, Martyna. Nie umiem nad sobą zapanować. Nie chce zrobić krzywdy tobie ani Mikołajowi.. Miałem zły sen. Śniło mi się, że was straciłem na zawsze, rozumiesz?! Teraz jak stąd wyjdę to napewno tak będzie.. Uznają mnie za wariata i wsadzą na zamknięty oddział psychiatryczny..
Do przerażonej kobiety dotarł sens słów mężczyzny. Jak najprędzej usiadła blisko niego i wzięła go w ramiona. Obejmowała go w pasie gładząc jedną ręką plecy.
Siedzieli w ciszy, lecz po chwili ona wzięła jego twarz w swoje dłonie.- Poradzimy sobie. Nie zostawię Cię samego. Razem damy radę.
- Przepraszam Cię za wszystko.. - wychrypiał wtulając się w jej szyję.
Podniósł głowę i spojrzał na jej piękną twarz. Ogromne piwne oczy, mały prosty nos, duże usta.. Skoro jesteśmy już przy ustach..Mężczyzna nie zastanawiając się pocałował ją z taką siłą o jaką można było posądzić tylko jego. Oddała pocałunek z jeszcze większą pasją. Usłyszeli otwieranie drzwi i odskoczyli od siebie jak poparzeni. Do środka weszło mnóstwo lekarzy na czele z policją.
- Nic pani nie jest? Wszystko w porządku?
- Wszystko jest dobrze. Co mu robicie? Dlaczego go zabieracie? - Martyna spojrzała na swojego męża, który był zakuty w kajdanki.
- Musimy go zbadać, jako że jest nie obliczalny musimy go unieruchomić.
- On taki nie jest! Doktorze niech doktor coś zrobi! Oni nie mogą go zabrać...
*
- Wy naprawdę nie rozumiecie? Chcecie zamknąć normalnego człowieka w zakładzie psychiatrycznym bo się boi? Przez nasze kłótnie się boi tego że straci swoją rodzinę. Chcecie, żeby jego syn nie pamiętał ojca? Piotrek przyjdzie pewnego dnia a jego syn nawet nie będzie wiedział kim on jest. Porszę was zlitujcie się, na miłość Boską! To jest jakiś cyrk...
- Martyna spokojnie - Wiktor próbował uspokajać Martynę, ale ona robiła się jeszcze bardziej wściekła.
- Jak do jasnej cholery mam być spokojna?! Niech doktor mi nie mówi co mam robić.
- Przykro mi ale ja nie mogę decydować, musimy poczekać na ordynatora.
* 10 MINUT PÓŹNIEJ
- Jest pan ordynatorze, nareszcie.
- Tutaj mamy ten przypadek co panu mówiłem, ja już nie przeszkadzam w razie czego jestem w recepcji - Blondyn zniknął za ścianą zostawiając mnie i Wiktora wraz z ordynatorem.
- Pani Strzelecka i Wiktor Banach o ile się nie mylę?
- Tak jest.
- Niech mi Pan powie, że nie zamknięcie mojego męża w psychiatryku. On jest normalny. Gdyby nie był normalny zauważyłabym, że coś z nim jest nie tak.
Zdziwiony ordynator spojrzał na nich przerywając pisanie.- Ależ co Pani mówi. Kto Pani na opowiadał takich głupot?
Pan Strzelecki w psychiatryku? Też mi coś.- Nie rozumiem. Przecież wzięliście go w kajdankach na badania.
- Pan Piotr jest po badaniach w swojej sali. Musimy wyjaśnić te nieporozumienie, proszę za mną.
Wyszliśmy z gabinetu i udaliśmy się do sali gdzie powinien być mój mąż. Weszliśmy ale w sali nikogo nie było.
- Jeszcze przed chwilą tu był. Przepraszam gdzie jest pacjent? - ordynator zwrócił się do pielęgniarki ścielącej łóżko Piotrka.
- Przyszedł jakiś doktor, króry powiedział że będzie go teraz leczył i wziął go na badania.
- I Pani tak po prostu go wypuściła?! Proszę mnie o wszystkim informować! Tak nie może być!!
- Oczywiście.
- Panie doktorze gdzie jest mój mąż?!
- Teraz pójdę zobaczyć czy jest na terenie szpitala jeśli okaże się, że go nie ma wzywamy policję i Panią powiadomimy o wszystkim. Natomiast Pani niech uda się do domu.
Zakręciło mi się w głowie i oparłam się o ścianę.
- Martyna, wszystko w porządku?
- Nic nie jest w porządku.
- Niech Pani odpocznie. Będziemy dzwonić. Do widzenia.
Ordynator zniknął za ścianą, a Wiktor przyniósł mi wody. Napiłam się i zrobiło mi się lepiej.
- Zawiozę Cię do domu.
- Muszę jechać po małego do Basi.
- To w takim razie zawiozę Cię do Basi. Chodź.
*
- Cześć Baśka o cześć skarbie, ale ja się za tobą stęskniłam. - Wzięłam Mikołaja na ręce przytulając go i dając buzi w czoło.- Jedziemy do domku cieszysz się? - W odpowiedzi usłyszałam śmiech dziecka.
- Gdzie Piotr? Pogodziliście się? Siadaj i opowiadaj.
Usiadłam na sofie stawiając młodego na ziemii.
- Pobaw się jeszcze chwilkę a mamusia porozmawia z ciocią,dobrze?
- Nie wiadomo gdzie jest Piotrek. Mam już wszystkiego dość. Chciałabym wyjechać i zapomnieć o tym wszystkim.
- Jak to nie wiadomo? Proszę o szczegóły. Chcesz coś do picia?
- Nie, dziękuję. Piotrek był w szpitalu i teraz nie wiadomo gdzie się podziewa. Czekam na jakąkolwiek wiadomość.
- O matko Martyna tak mi przykro, może chcesz u nas zostać z małym na noc?
- Wolałabym spać u siebie. Muszę sobie to wszystko jakoś poukładać. Dzięki Baśka jesteś kochana. My się będziemy już zbierać. Kochanie, chodź do mamusi.
*
Leżałam w łóżku z Mikołajem, próbując go uspać. Po mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka mojego telefonu. Wstałam i odebrałam połączenie.- Dobry wieczór. Co się stało?
- Mamy bardzo przykre wieści. Może to śmiesznie zabrzmieć ale Pan Strzelecki został porwany.
- Pan sobie ze mnie żartuje?
Usiadłam na łóżku bo zakręciło mi się w głowie i myślałam, że zemdleje.
- Jak to porwany? - Dodałam cichym głosem wychodząc z pokoju żeby nie obudzić dziecka.
- Jego byli wspólnicy przyszli się odegrać i przebrani za lekarzy wyprowadzili go ze szpitala. Szukamy go, policja się wszystkim zajmuje.
- Nie obchodzi mnie to. Gdzie jest mój mąż?!! Musicie go znaleźć.
xklaudiaax
CZYTASZ
Martyna i Piotrek ~ To Tylko Miłość
FanficW TRAKCIE POPRAWEK!!! #637 w fanfiction |27.10.2017r.| #504 w fanfiction |28.10.2017r.| #486 w fanfiction |12.11.2017r.|