Rozdział 47

166 20 8
                                    

Shey

- Nie powie nic - zanucił szatyn i uderzył młodszego w brzuch - więc mu napierdole... Alleluja, alleluja, alleluja, alleluuuuuuuuja...

Mieliśmy tylko zadawać pytania, ale się nie da. Nie chcę nic mówić, więc Matt się trochę pobawił.

- Jesteś naprawdę popierdolony - zaśmiałem się i przyciszyłem radio.

- Jak mogłeś wyłączyć Leonard'a Cohen'a? - oburzył się.

- Normalnie - wzruszyłem ramionami i podszedłem do czarnoskórego - powiesz nam wreszcie kto cię nasłał?

- N-nie - splunął na mnie krwią.

- Okay - wziąłem chusteczkę i wytarłem ślinę z kurtki - ciekawe jak będzie się żyło, gdy będziesz miał tylko dziewięć.. osiem, siedem palców - wyciągnąłem rękę do przyjaciela a ten podał mi kombinerki

Oczywiście, że nic mu nie zrobię. To zwykłe kombinerki, tylko do nastraszenia. Przy tym świetle i nerwach naprawdę pomyśli, że chcemy mu ujebać palce.

- Ty.... wy... zostawcie mnie - spojrzał z przerażeniem na swoją dłoń przy której już znajdowało się narzędzie - o-oni...to on! - krzyknął 17 latek - zapłacił mi! Spora suma za osłabienie Shey'a Hardy'ego! To był - zamyślił się - kurwa, nie pamiętam ...Eric? Nie ...i ....i.. Ian... Is...

- Issac?- spojrzał na mnie brunet.

- Tak, Issac! - krzyknął czarnoskóry.

- Nazwisko

- N-nie pamiętam - wziął oddech

- Morgenstern? - spytałem na co chłopak szybko pokiwał twierdząco głową - wiedziałem, kurwa jebana. Słuchaj George.. po chuj to robisz? Rozumiem ...kasa, ale nadal nie kumam po co plączesz się w takie gówno. Po chuj włazisz w układy z najgorszym syfem w mieście? Jeśli już interesują cię takie rzeczy to idź do kogoś poważnego.

- Dali kasę, więc..

- Nieznajomy daje ci kasę za podpalenie jakiegoś typa i ty tak to po prostu przyjmujesz? - prychnąłem - popierdoliło cię?

- Dobra Shey, daj mu spokój - zaśmiał się szatyn - musimy już wracać.

- T-tak, masz rację - spojrzałem krótko na przyjaciela i znów skierowałem wzrok na młodszego - nie brnij w to, nie warto. Nie z takimi ludźmi.

Wziąłem ze stołu kastet i razem z przyjacielem opuściliśmy dom.

*

Wysiadłem z samochodu i wraz z Matt'em podeszliśmy do drzwi mojego domu stając po bokach. Szatyn lekko odworzył drzwi z zamka i pchnął je żebyśmy mogli zobaczyć czy nikt tam na nas nie czeka. Jednak jedyne co zobaczyłem to porozrzucane papiery i poprzewracane meble

- Spierdalamyyyyy - mruknął i zamknął drzwi - szkoda domu, ładny był.

- Ta ...zbytnio się nim nie nacieszyłem - skrzywiłem się wsiadając na tylnie miejce samochodu

- Co jest? - spytał blondyn

- Byli tu - westchnąłem.

- Rozjebali wszytko, jutro w nocy tu wracamy.

- Cholera - warknął zielono oki i odjechał spod domu - gdzie teraz?

- Właśnie ...masz gdzie się podziać? W razie czego możesz u mnie - zaproponował.

- Coś załatwię - odgarnąłem włosy z bladej twarzy Maggie.

- Shey - odwrócił się szatyn - wszystko wróci... bądź silny - poklepał mnie po ramieniu i odwrócił się w stronę drogi.

Żyjmy Na Nowo ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz