Rozdział 29

26 1 0
                                    

LA man

Mei poczuła lekkie klepanie w policzek. Powoli otworzyła oczy. Obok niej leżeli Jimin i Jungkook. Na przeciwko pod drzewem spoczywali Namjoon, Hoseok i Jin. Nad nią stał zmartwiony Taehyung.

-W końcu się ocknęłaś...- odparł z ulgą gdy dziewczyna się podniosła.

-Co się stało?- zapytała niepewnie, rozglądając się w koło.

-Nie mam pojęcia... jak sie ocknąłem byłem już tutaj... wtedy zobaczyłem Ciebie i...- tłumaczył chłopak, próbując ocucić resztę.

-Gdzie Ann?- spytała wstając na równe nogi. Wtedy Namjoon otworzył oczy.

-Co jest?- zapytał rozglądając się. Reszta chłopaków wstała, mieli jedynie problem z obudzeniem Jungkooka. Nie było w tym zupełnie nic dziwnego, chłopak zawsze lubił pospać.

-Dajcie 5 minut...- mruczał obracając sie z boku na bok. W końcu Mei nie wytrzymała. Usiadła na nim okrakiem i strzeliła mu mocnego plaskacza.

-Wstawaj baranie! Nigdzie nie ma Ann i Yoongiego! Musimy ich znaleźć!- wrzasnęła wkurzona. Chłopak podniósł się szybko, jakby coś go oświeciło. Ruszyli na poszukiwania. Ich jedynym śladem były dwie odbite sylwetki w trawie. Wyglądało to tak, jakby ktoś przeciągnął czyjeś ciało. Kiedy dotarli do drogi ślad się urwał. Postanowili iść w stronę miasta. Przepychali się przez karambol samochodów. Nawet nie rozglądali się zbytnio. Teraz musieli znaleźć swoich przyjaciół.

-Powiedz mi Kooki... jak spałeś nie uaktywniła się Twoja moc?- spytała Mei zaniepokojona.

-Niestety... nic zupełnie się nie stało... nawet jak... zastrzelili Ann...- odparł załamany. Dziewczyna pokiwała głową.

-Czyli co? Wszyscy tak zginiemy? Kula w łeb i koniec?- spytał Hoseok załamany.

-Możesz tak nie mówić?- burknął Taehyung wskazując Mei.

-Zachowujesz się jakby tylko ona kogoś straciła!- wykrzyczał Jimin ze łzami w oczach. -Przepraszam Mei... ja nie wiem co we mnie wstąpiło...- dodał patrząc na reakcję dziewczyny. Ona jedynie szła przed siebie. Przyspieszyła trochę kroki.

-Mei poczekaj!- krzyknął Jungkook biegnąc za nią. W końcu złapał ją za ramię i odwrócił w swoją stronę. Dziewczyna szła zapłakana. Nagle do ich uszu dobiegł krzyk. Dość znajomy. Pobiegli w jego stronę. Wbiegli do jakiejś przychodni weterynaryjnej. W środku na jednym ze stołów siedział Yoongi. Trzymał się za głowę. Wygladał jakby coś go bardzo bolało.

-Ty żyjesz?- spytała Mei rzucając mu sie na szyję.

-Ał... oczywiście że tak... nie duś mnie tak proszę.- burknął chłopak nie bardzo wiedząc co się stało.

-Nie jojcz dzieciaku. Zaraz przestanie boleć...- odparła Ann wychodząc zza parawanu.

-Ann!- krzyknęła Mei.

-No ja. Cześć.- powiedziała dziewczyna lekko zaskoczona powitaniem.

-Ale jak? Przecież... Bobby Cie zastrzelił.- zająknęła się niebieskowłosa.

-Okej... której części z "nieśmiertelni" nie ogarniacie?- spytała Ann patrząc na towarzystwo.

-Jak to nieśmiertelni?- zapytał Taehyung.

-Boże drogi dzieci... ja myślałam że wy wiecie... mutanty mogą być zabite tylko przez innych mutantów i to odcięciem głowy. No chyba że Kukuś się wtrąci i wyłączy wirusa. Są też substancje jak ta, którą podała mi ta pizda w lesie, jak miałam amnezje. One mogą nas osłabić ale nie zabić... wam to jednak wszystko trzeba mówić...- burknęła ruda kręcąc głową.

Projekt 7006Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz