[T. I.] położyła się dość niespokojna do łóżka. Minęło sześć dni od kiedy jej sąsiad, młodszy Byers zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach.
Zniknął, otóż dziewczyna nie wierzyła w to, że chłopak się utopił. To wszystko nie miało sensu, miała wrażenie że to była swego rodzaju... Siła wyższa, to chyba dobre określenie.
Miała wrażenie też, że tajemnicza "kuzynka" Mike'a Wheelera, która pojawiła się w szkole tak o, mogła coś wiedzieć. Może mogła jakoś pomóc, tego właśnie potrzebował Will.
Lubiła Willa, znała go praktycznie całe życie i dlatego tak bardzo się o niego martwiła. Próbowała rozmawiać z jego przyjaciółmi, ale każdy z nich mówił jej, że ma się trzymać z daleka i zająć swoimi sprawami.
Tak bardzo zmęczona przemyśleniami związanymi ze zniknięciem chłopaka, w końcu zasnęła.
—
Obudziła się w nieznanym miejscu, czując pulsowanie w głowie. Rozejrzała się powoli, ujrzała coś na kształt korytarza, ale wszystko było pokryte jakby czarną mazią. W powietrzu unosił się jakiś biały pyłek, wyglądający jak wczesnozimowy śnieg. Tak na prawdę było to wszystko, było raczej ciemno.
Podniosła się i zaczęła iść po omacku. Normalnie wolałaby iść przy ścianie, ale wszystkie z nich wyglądały tak strasznie, że wolała się ich nie dotykać.
Sama nie wiedziała, ile szła, ale chyba dość długo. Wtem, potknęła się o coś, a raczej o kogoś.
Upadła na ziemię i przyjrzała się twarzy się z bliska.
—O Boże, Barb...—powiedziała łamliwym głosem.
Może nie była z nią jakoś blisko, ale mimo wszystko znała ją z widzenia, więc reakcja na jej widok w takim stanie nie powinna nikogo dziwić.
Dochodząc do wniosku, że stanie nad ciałem dziewczyny nigdzie jej nie zaprowadzi poszła dalej. Skoro znalazła Barb, może Will też tu był? Will. To ją motywowało do pójścia dalej.
—Will!—Zawołała—Will, gdzie jesteś?!
Nagle, jak na zawołanie zobaczyła przed sobą ciało młodego Byersa. Znajdowało się jakby w "kokonie" z mazi, która pokrywała wszystko dookoła. W jego ustach było coś w rodzaju macki, a jego oczy, które zwykle tak iskrzyły, były zamknięte.
—Will!—Krzyknęła z przerażeniem—Will, słyszysz mnie?!
Chłopak ani drgnął, a ta poczuła, jak jej oczy napełniają się łzami. Sama nie wiedziała, czy był żywy, czy nie.
Zaczęła nim potrząsać, wciąż krzycząc jego imię. Po chwili zdała sobie sprawę, że może dobrze byłoby wyjąć "coś" z jego ust. Nie myśląc, jak bardzo obślizgłe to było chwyciła i zaczęła szarpać. Nie dawała rady, była za słaba. Potrzebowała pomocy, Will jej potrzebował.
—
Obudziła się cała zdyszana i już wiedziała, co musi zrobić. Wstała jak najszybciej z łóżka, ubrała bieliznę, beżowy, welurowy golf i lekko sprane jeansy, nie zważając, że to samo miała na sobie dzień wcześniej.
Zgarnęła z ziemi plecak, zbiegła na dół ignorując wołania swojej mamy na śniadanie. Nasunęła tylko swoje białe Converse, chowając sznurówki do środka. Nie miała czasu na zabawę w wiązanie ich.
Wybiegła z domu i prędko wskoczyła na rower, stojący przed nim. Zaczęła pedałować z całych sił w stronę osiedla, na którym mieszkał Mike.
Dotarła tam po niecałych pięciu minutach i rzuciła niedbale rower na trawnik przed domem chłopaka. Podeszła do drzwi i już miała zacząć pukać, ale chłopak sam otworzył drzwi, wychodząc.
—[T. N.]?—Jęknął przeciągle—daj spokój! Ja i chłopaki mówiliśmy Ci, że nie chcemy twojej pomocy.
Już chciał ją wyminąć, ale ta stanęła przed nim.
—Wheeler, to nie są przelewki—powiedziała zdecydowanie—widziałam Willa.