Nastolatka wstała z podłogi pokoju swojego brata bliska łez. Po raz kolejny musiała wysłuchiwać głupich, nic niewnoszących komentarzy Richie'go. Na początku podchodziła do nich z dystansem, niektóre ją nawet bawiły, ale tym razem nie wytrzymała. Bo w końcu ile można słuchać o tym, że jest się deską i tym podobne?
—[T.-T. I.]. . . —usłyszała głos swojego starszego brata, Billa—z-zostań!
Zignorowała go, przyspieszając w stronę swojego pokoju, by tam móc schować się w swojej błękitnej kołdrze i ukryć się przed całym wszechświatem, a konkretniej przed Tozierem.
Gdy w końcu dotarła do pomieszczenia trzasnęła drzwiami, mimo próśb rodziców, by tego nie robiła. To akurat najmniej ją obchodziło w tamtym momencie.
Weszła do łóżka i owinęła się ciepłą kołdrą, zaczynając cicho szlochać. Naprawdę nie należała do osób, które wielce się przejmują i płaczą, ale tym razem to poszło za daleko.
Usiadła i patrzyła, jak krople deszczu spływają po szybie, tak jak łzy po jej zaczerwienionych policzkach. Najbardziej bolało ją to, że wszystkie te komentarze były rzucane przez chłopaka, który na jakiś dziwny, pokręcony sposób jej się spodobał. Sama nie wiedziała, co widziała w Richie'm, już tak po prostu było i się przyzwyczaiła; podobał jej się.
Patrząc na zachowania swoich koleżanek czy jej rówieśniczek w serialach zaobserwowała, że dość często dziewczyny zakochują się w przyjaciołach swoich braci. Wtedy są tylko dwa wyjścia; albo okazuje, się, że ich obiekt westchnień też coś do nich czuje i ukrywają się przed jej bratem, albo po prostu im przechodzi. Tutaj jednak nic nie wchodziło w grę, gdyż z Billem mówili sobie wszystko, a "zauroczenie" Tozierem nie mijało jej już od dobrych trzech lat.
Z przemyśleń wyrwało ją skrzypienie otwieranych drzwi. Nie odwróciła się, będąc pewna, że był to po prostu jej brat.
—Idź sobie, Bill—powiedziała, czując jak materac jej łóżka ugina się pod dodatkowym ciężarem—wróć do kolegów—dodała, nadal patrząc na widok za oknem.
—Nie chcą mnie widzieć, dopóki wszystkiego Ci nie wytłumaczę.
Zamarła. To nie był absolutnie Bill, a Richie.
—Posłuchaj. . . —zaczął, biorąc głęboki wdech—nie wiem, od czego zacząć. Wiem, że moje komentarze są mocno nie na miejscu i mogą Cię ranić, ale. . . To jest jedyny sposób. . .
—Sposób na co?—Spytała cicho, nadal bojąc się odwrócić.
—Żebyś zwróciła na mnie uwagę, [Z. T. I.]—odparł zakłopotany brunet—ja tak pokazuję, że Cię lubię. . . Bardzo Cię lubię. . .
Przetarła oczy, nie wierząc w to, co usłyszała. Richie Tozier ją lubił. Bardzo ją lubił.
Odwróciła się, już z delikatnym uśmiechem na ustach i zmierzyła chłopaka wzrokiem. Miał na sobie biały T-Shirt i przetarte jeansy i podwiniętymi nogawkami, w których wyglądał diabelnie dobrze.
—Też Cię bardzo lubię, Rich—skinęła głową—bardzo mi się podobasz.
Tozier, nie chcąc czekać na więcej oparł jedną z dłoni na rumianym policzku dziewczyny i przybliżył się. Spojrzał na nią niepewnie, ale gdy skinęła głową musnął delikatnie jej wargi. Po tym zrobił to jeszcze kilka razy, coraz to bardziej namiętnie.
Sama nigdy nie sądziła, że ten moment nadejdzie.