Chłopak siedział dość niespokojny na miejscu w kinie. Obejmował od niechcenia ramieniem swoją dziewczynę, Erin, która była na szczęście była tak pochłonięta filmem, że nie zauważyła jego braku skupienia, czy też zainteresowania.
Byli w związku już jakieś pół roku, ale on już trzy miesiące wcześniej przestał czuć jakąkolwiek chemię między nimi. Prawdopodobnie powodem tego była jego nowa, urocza sąsiadka—Melly. Poznał ją, gdy zaczynał chodzić z Erin i bardzo go zaintrygowała. Miał okno na przeciwko jej pokoju, więc przy odrobinie szczęścia, gdy oboje mieli uchylone okna mógł usłyszeć jak śpiewa, jej głos był co najmniej anielski. O ile miała odsłonięte rolety, widział też jak tańczyła, co wychodziło jej zdecydowanie nieziemsko.
Potrafili przegadać dwie godziny, jeśli spotkali się przypadkiem w kawiarni, gdyż oboje woleli odrabiać lekcje tam, niż w domu. Nie zdarzało się to mega często, ale jednak jeśli już miało to miejsce, starał się jak najbardziej z tego korzystać.
W pewnym momencie zdał sobie sprawę, że z Melissą ma więcej tematów, niż z Erin. Że ma ona zabawniejszy charakter i po prostu rozmowy z nią są bardziej lekkie. Tego mu właśnie brakowało w związku, takiej swego rodzaju lekkości, a jego dziewczyna była po prostu gorącą głową, która potrafiła zrobić awanturę chociażby o to, że wyraził swoje zdanie.
Niedawno zdał sobie sprawę, że nie kochał Erin. Nawet za bardzo jej nie lubił, była zbyt czepialska. Kochał za to Melly, która swoim melodyjnym głosem potrafiła poprawić mu humor nawet w najgorszych dniach.
—Wy, wszystko okej?—Spytała brunetka, odrywając wzrok od ekranu.
—Co?—Zmarszczył brwi—tak, tak.
—No coś nie widać—powiedziała pretensjonalnym tonem.
Nie mógł już dłużej tego znieść. Tego jej ciągłego bólu czterech liter o jakiekolwiek wypowiedziane przez niego zdanie. Musiał to zakończyć.
—Mamy do pogadania, Erin—powiedział zdecydowanie.
—Co masz na myśli?—Zapytała, nieco zbita z tropu.
Nie odpowiedział. Wiedział, co musi zrobić od razu po seansie.
—
Nie przebiegło to zbyt dobrze, jego była już dziewczyna zaczęła płakać i go kopać w złości, ale taka już była. W tym momencie to było najmniej istotne, liczyła się tylko Mel.
Stanął przed jej domem i zapukał trzy razy, czekając aż drzwi się otworzą. Czas zdawał mu się dłużyć niemiłosiernie, ale o ile mógł w końcu powiedzieć jej co czuje, wszystko było tego warte, bo dusił to w sobie zbyt długo.
Drzwi w końcu otworzyły się i stanęła w nich niska brunetka. Zmierzyła go wzrokiem i podniosła jedną brew, rzucając mu pytające spojrzenie.
—Ty nie z Erin?—Spytała.
—Nie, jestem wolny—odpowiedział jej dumnie—wolny, w sensie bez dziewczyny.
—Wiem co to oznacza, debilu—zaśmiała się—ale moment, zerwaliście?
—No tak.
—Bo?
Wtedy wiedział, w jaki sposób musi to zrobić. Oparł się o framugę i przeczesał włosy, posyłając dziewczynie uwodzicielskie spojrzenie.
—Hej, mała—oblizał aż przesadnie usta, przez co ta cicho zachichotała—ogólnie to Cię kocham, więc jeśli mnie wpuścisz, to wszystko Ci opowiem.
Ta w odpowiedzi jedynie parsknęła śmiechem i stanęła na palcach, ujmując jego twarz w swoje drobne dłonie i składając pocałunek na jego ustach, jednocześnie wciągając go do środka.
Chyba chciała wiedzieć.
