—[T.I.], nie!—Powiedział Mike, trochę głośniej niż powinien.
—Dlaczego?!—Spytała widocznie zdenerwowana—Bev to moja przyjaciółka, chcę wam pomóc!
[T. I.] i jej przyjaciel właśnie dowiedzieli się o zaginięciu młodej Marsh. Hanlon może nie znał jej zbyt długo, ale za to dziewczyna była z nią bardzo blisko.
—Bev potrzebuje Ciebie akurat w tym momencie jak najmniej—powiedział, wychodząc z domu.
Zdziwiła się, słysząc jego słowa. Mike nigdy taki nie był, zawsze był szczery, to fakt. Ale przy tym zachowywał kulturę i łagodność.
Zaciskając pięści i kręcąc niezadowolona głową, wyszła za nim. Ten oddalał się w stronę zagrody dla owiec, w celu zabrania pistoletu.
—Co masz na myśli, Mike?—Syknęła w jego stronę.
Ten odwrócił się od niechcenia i wziął głęboki wdech.
—Bev jak najmniej potrzebuje widoku Ciebie, albo rozerwanej na strzępy, albo w kałuży krwi.
—Dlaczego zakładasz, że coś mi się stanie?! Dawałam sobie doskonale radę przez cały czas!—Wrzasnęła—jakoś nikt z was nie ma problemu, gdy z wami jest Bev, ale ja to co innego. "[T. I.], nie idziesz", "[T. I.], zajmij się czymś innym", "nie potrzebujemy Cię, [T. I.]"!—Dziewczyna mówiąc to, była już bliska łez.
—[Z. T. I.], widzisz, jak skończyła Bev—powiedział nieco spokojniej, widząc stan swojej przyjaciółki—też jesteś naszą przyjaciółką i zwyczajnie się o Ciebie boimy.
—Ale może ja chcę być potrzebna! Pomyślałeś o tym? Ktokolwiek z was o tym pomyślał?! Chcę, żeby w końcu wszyscy przestali mieć do mnie problemy, bo robię co mogę! Chciałabym w końcu usłyszeć "dzięki, [T. I.]", "dobrze Cię mieć, [T. I.]"—wzięła głęboki wdech, wycierając łzy ze swoich policzków—i jeśli to ma nigdy nie nastąpić... Jeśli mam po prostu zginąć w tym pieprzonym domu na Neibolt, chcę zginąć ratując Bev.
Chłopak zaniemówił. Co prawda zauważył, że Klub Frajerów często nie jest uradowany obecnością [T. I.], ale myślał, że miała to gdzieś. Dopiero zauważył, jak bardzo bohaterska i dzielna była. Wcześniej tak bardzo był zaślepiony chęcią chronienia jej, ale też... Miłością do niej.
Po prostu podszedł do swojej przyjaciółki i zamknął ją w szczelnym uścisku. Ta oparła głowę na jego ramieniu i pozwoliła ostatnim łzom spływać.
—Przepraszam—powiedział—po prostu się o Ciebie bałem, tak strasznie się bałem i...
—I?—Spojrzała na niego pytająco.
—Po prostu Cię kocham, dlatego bałem się, boję się i będę się bał.
—Mike—ujęła jego twarz w dłonie—jeśli cokolwiek się stanie, ja Ciebie też kocham.
Hanlon uśmiechnął się i pokiwał głową, całując dziewczynę delikatnie w nos, na co ta krótko zachichotała, po chwili się od niego odrywając.
—Idę z Tobą—stwierdziła, idąc po amunicję do pistoletu.
Może właśnie wybierał się na pewną śmierć, ale przynajmniej ze swoją miłością.