Szesnastoletnia Høpe Bailey siedziała w swojej kuchni już chyba z drugą godzinę. Co chwila spoglądała na zegar znajdujący się nad łukiem drzwiowym prowadzącym do salonu, aktualnie wskazywał chwilę po dwudziestej trzeciej.
Westchnęła ciężko, kładąc się zrezygnowana na blacie, przy którym siedziała. Z Finnem umówiła się na dwudziestą, miał zjeść z nią wspólnie kolację z okazji jej urodzin. Dziewczyna zdążyła przygotować swoją ulubioną sałatkę z kurczakiem, ale przez to czekanie zdążyła zjeść już jej większość.
Miała wrażenie, że staje się coraz mniej ważna dla Wolfharda. Nie miała już ochoty liczyć, ile razy zlewał ją dla kolegów, albo przy nich, bo po prostu ta liczba była kosmiczna. Mimo to, naprawdę kochała tego bruneta robiącego z siebie niejednokrotnie nie wiadomo jak głupiego, żeby komuś zaimponować. On też ją kochał, chyba.
Wtem usłyszała, że ktoś wchodzi do domu. Wiedziała, że to Finn, gdyż nigdy nie pukał. Na początku swojego związku, czyli jakoś rok temu ustalili, że pukanie jest głupie i nie będą na nie tracić czasu.
Chłopak stanął w przejściu do kuchni i wpatrywał się w blondynkę z niemałym uśmiechem na ustach. Ta była tak bardzo zirytowana jego samą obecnością, że wywróciła oczami.
— No i gdzie znowu byłeś, co? — Spytała znudzonym tonem. — Jack, Jaeden, Caleb, czy Wyatt? A może wszyscy razem? A, nie, sorry. Jae jest na pewno z Ellie, w końcu pary spędzają ze sobą zwykle piątkowe wieczory.
— Høpe, no nie przesadzaj. — Westchnął, siadając zaraz obok.
— Mam nie przesadzać? — Prychnęła. — Ciekawe. Mój chłopak zlewa mnie codziennie, a nawet w moje urodziny. Przecież to nic takiego. — W jej głosie dało się wyczuć ironię.
— Dlaczego ty się na mnie wkurzasz? Jestem młody, chyba mam prawo to wykorzystywać . . . — Zmarszczył brwi.
— O, tak — odpowiedziała mu, chowając sałatkę do lodówki — możesz na przykład raz na jakiś czas pamiętać o swojej dziewczynie, chociażby w jej urodziny. A nie, wybacz. Ona przecież na to nie zasługuje i nie ma uczuć, co nie? Niemożliwe jest ją zranić.
— Høpe. . . Nie powiedziałem tego. — Przygryzł nerwowo wargę, próbując się wybronić.
— Wiem, Finn — odparła, sprzątając sztućce ze stołu lekko poddenerwowana. — Ale tak właśnie do cholery jasnej wynika z twojego dziecinnego zachowania! Czasami naprawdę mam cię dosyć!
Wpatrywał się w drobną blondynkę, próbując znaleźć odpowiednie słowa. Gdy napotkali kontakt wzrokowy ta tylko pokręciła głową z niedowierzaniem. Takie chwile właśnie sprawiały, że zastanawiała się nad sensem ich związku. Chłopak po prostu chyba nie brał go tak bardzo na poważnie, jak ona.
— Przepraszam, skarbie. . . Po prostu. . . Próbowałem coś jeszcze załatwić. Wiesz, na twoje urodziny.
Dziewczyna spojrzała na niego, a oczy jej się zaświeciły. Chłopak pogrzebał chwilę w kieszeni kurtki i wyciągnął z niej dwie wejściówki do oceanarium. Ta zaczęła chichotać, po chwili rzucając mu się na szyję.
— Jesteś głupi, Finn!
— Ale za to mnie kochasz, nie? — Zaśmiał się.
o c e a n a r i u m
Adzinka