WILL BYERS

1.3K 84 8
                                    

XxjoabzoxnxbX

larwaok

Siedziała na poczekalni szpitalnej wraz z Dustinem, Lucasem i Mike'iem, oraz jego rodziną. Ona i Mike jako jedyni nie spali i czekali cierpliwie, aż młody Byers w końcu się obudzi.

Chyba nikt tak bardzo nie cieszył się z powrotu chłopaka, tak jak ona. Byli sobie niezwykle bliscy, ale gdy go zabrakło dziewczyna zdała sobie sprawę, że jest on dla niej kimś więcej, niż przyjacielem. Od zawsze coś ich do siebie ciągnęło, czy to, że tak bardzo lubiła patrzeć na jego rysunki i chwalić je za każdym razem, czy po prostu to, jak dobrze się ze sobą dogadywali.

Nagle, w drzwiach pojawił się jego brat, Jonathan. Skinął głową w stronę sali, w której leżał Will. Mike już chciał zacząć budzić chłopaków, ale nie było mu to dane.

—Nie, nie nie, Mike—zaczął—tylko [T. I.].

Dziewczyna zdziwiona wstała i spojrzała na Wheelera, widocznie zdezorientowanego zajściem. Poprawiła swoją bluzę z tyłu i wyszła, patrząc na starszego z Byersów pytająco.

—Podobno coś ważnego, nie znam szczegółów—powiedział, prowadząc ją do sali.

Pokiwała zaledwie głową w odpowiedzi i weszła pchniętymi przez chłopaka drzwiami. Zauważyła najpierw Joyce, siedzącą przy łóżku tyłem do niej. Kobieta zaraz potem odwróciła się i posłała jej ciepły uśmiech.

—Will, skarbie!—Szturchnęła go delikatnie w ramię—zobacz, kto przyszedł.

—Hej...—Wyciągnęła dłoń z kieszeni bluzy i pomachała nieśmiało.

—Cześć—uśmiechnął się chłopak.

Will wyglądał na szczęśliwego, mimo wszystko był blady i prawdopodobnie dość słaby. Ale tak bardzo za nim tęskniła, że po prostu najchętniej teraz by do niego podbiegła i go przytuliła. Po chwili namysłu zdecydowała się to zrobić, nie mogąc opanować śmiechu ze szczęścia.

—Ostrożnie, ostrożnie!—Powtarzała mama chłopaka, sama jednak nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu.

—Will!—Powiedziała w końcu dziewczyna—tak bardzo tęskniłam! Nawet nie wiesz, ile mam Ci to powiedzenia!

—Też tęskniłem, [T. I.]. Tak właściwie, to... Ja mam Ci jedną, ważną rzecz do powiedzenia—mówiąc to, spojrzał na swoją matkę.

—Rozumiem, dzieciaki—rzuciła im ostatnie spojrzenie, po czym opuściła salę, zostawiając ich sam na sam.

—To...—Zaczęła, siadając na krzesełku zajmowanym wcześniej przez Joyce—może ty pierwszy.

—Nie, mi się nie śpieszy!—Powiedział szybko—ty zacznij.

—Will—powiedziała stanowczo.

—Ja...—Widziała, jak jego policzki przybrały lekko rumianą barwę—po prostu...

—Ty?—Uniosła brwi, patrząc na niego pytająco.

—Po prostu Cię lubię—spojrzał jej w oczy—bardzo, bardzo Cię lubię, [T. I.].

Na jej usta wpełzł momentalnie szeroki uśmiech. Nie spodziewała się, że chłopak czuje to, co ona.

—Też Cię lubię, Will—złapała go za dłoń—bardzo, bardzo Cię lubię.

Przez kolejne parę minut tak siedzieli. Po prostu patrząc sobie w oczy, trzymając się za ręce i ciesząc się sobą, bo nigdy tak bardzo nie tęsknili i nigdy tak bardzo się nie potrzebowali.



✓ | imaginesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz