—Po prostu przestań, do cholery jasnej!—Wrzasnęła dziewczyna, wchodząc do pokoju swojego chłopaka i zabierając swoje ubrania—ja już nawet nie mam ochoty słuchać tego twojego pieprzonego tłumaczenia!
—[T. I.]...—zaczął Jaeden niemalże błagalnym tonem—proszę, ja Cię k-kocham—chłopak mógł poczuć, jak jego głos drży.
—Gdybyś mnie kochał, nie robiłbyś mi awantur o byle gówno—powiedziała twardo—chociażby o to, że pomagałam koledze na kartkówce.
—A-Ale... Nie chciałem, n-naprawdę, ja-
Dziewczyna w przypływie złości strąciła ich wspólne zdjęcie w szklanej ramce z parapetu. Przedmiot potłukł się na wiele małych kawałeczków, a chłopak stał tam osłupiały. Wpatrywał się to w swoją dziewczynę, to w zbitą już ramkę.
—I tak się czułam przez te pierdolone sześć miesięcy, Jaeden—syknęła—jakby wszystko miało się rozpaść. Jakbym ja sama miała się rozpaść!
Stał tam nadal i nawet nie wiedział co powiedzieć. Patrzył tylko, jak wszystkie ślady po dziewczynie w mgnieniu oka znikają. Ubrania, książki i kosmetyki w mgnieniu oka rozmyły się, jak mgła. On natomiast czuł, jak wszystko robiło się coraz mniej wyraźne i jak coraz trudniej było mu nabrać powietrza.
[T. I.] krążyła w tą i z powrotem po szaro-granatowym pokoju, nawet nie zwracając uwagi na Lieberhera. Tyle razy przez niego płakała, a teraz przyszła jego kolej. Z jakiegoś powodu chciała, żeby czuł to, co ona gdy przez jego chore wybuchy zazdrości przyjaciele opuszczali ją jeden po drugim. Tym razem ona miała przewagę i chciała, żeby on o tym wiedział.
—Nie cierpię Cię z całego serca, Lieberher—powiedziała, dopinając jeszcze czarny neseser—mam nadzieję, że będziesz się teraz czuł tak jak ja, a nawet ta pieprzona ramka—spojrzała na przedmiot, a zaraz potem na ciemnowłosego—chociaż w sumie ona ma sobie więcej człowieczeństwa, niż ty—zakończyła chłodno.
Zielonooki tylko stał i wbijał paznokcie w swoje gładkie dłonie, które niegdyś ujmowały piękność stojącą przed nim. Już nic nie będzie takie samo; nie dotknie jej, nie przytuli, nie pocałuje. Ta myśl dobijała go tak strasznie, że w głowie zaczął tworzyć najczarniejsze scenariusze. Kochał ją, tak cholernie ją kochał, ale nie mógł. Nie był dla niej dobry, każdy był dla niej lepszy, byle nie on; zimny, zazdrosny nastolatek z umysłem pięciolatka.
—Miłego życia—powiedziała na odchodne, przewieszając torbę przez ramię i wymijając Jaedena w drzwiach, po chwili nimi trzaskając.
Osunął się na kolana i po prostu się rozpłakał. Nie odpowiedział jej, nawet nie miał siły.
Po raz ostatni ujrzał miłość swojego życia; kogoś, kto nauczył go kochać.
Uderzał pięściami o podłogę, kilkakrotnie napotykając na stłuczone kawałki szkła z ramki. Nawet go to nie obchodziło; wolał cierpieć.
Po prostu miał nadzieję, że ona już tego uniknie.