—Pocałuj Toziera—powiedziała obojętnie Marsh, biorąc łyk Coli z butelki.
Eddie zamarł, tak samo jego dziewczyna, która przyglądała się całej sytuacji zza ściany. Nie miała ochoty grać w tą ich idiotyczną butelkę, bo dobrze wiedziała, że nie można zakończyć tej gry bez przynajmniej jednej, niezręcznej sytuacji, których nienawidziła.
—C-C-Co z [T. I.]?—Spytał zmartwiony Bill—n-nie ch-chciałaby tego widzieć.
Schowała się z powrotem za ścianą, czekać na odzew swojego chłopaka.
—No więc nie widzi, po problemie!—Stwierdził Richie—no dalej, Twoja mama nie była tak nieśmiała ostatniej nocy!
Poczuła, jak wszystko się w niej gotuje. Denerwował ją Richie, jak chyba każdego w Klubie Frajerów, ale mimo wszystko należał do ich paczki, więc starała się go tolerować.
—Japa, Richie!—Syknął Stan.
—Ja tam popieram Billa—powiedział stanowczo Hanlon.
—Nie chcę na to patrzeć—pokręcił głową Ben, wstając z miejsca i podchodząc do okna.
—Zluzujcie gacie, fagasy—zabrzmiała Beverly, po chwili chichocząc i przenosząc wzrok na chłopaka [T. I.].
—To jak będzie, Eds?—Poruszył brwiami Richie.
Z powrotem spojrzała na jej przyjaciół siedzących w salonie i ujrzała dość widocznie zestresowanego Kaspbraka, z wzrokiem wbitym w podłogę.
—Nie mów do mnie Eds—powiedział, po czym przybliżył się do Toziera i musnął jego wargi. Ten uśmiechnął się przez pocałunek i oparł się na dłoniach.
Poczuła, jak w jej oczach zbierają się łzy. Eddie rzadko chciał ją całować, zawsze zaczynał monolog o tym, ile to bakterii i ile chorób niosą pocałunki. A tutaj? Co za niespodzianka.
Złapała kontakt wzrokowy z zażenowanym Mike'iem i gdy ten posłał jej przepraszające spojrzenie, ta nie wytrzymała i przeszła przez salon Urisa, kierując się do wyjścia.
—Ch-ch-cholera—usłyszała za sobą głos Denbrough'a—[T-T. I.], zaczekaj!
Nie słuchała i po prostu nasunęła swoje czarne sandały, zgarnęła kurtkę jeansową z wieszaka i otworzyła drzwi, po chwili opuszczając dom.
—To był tylko pocałunek, [T. I.]!—Krzyknął Kaspbrak, wychodząc na dwór za swoją dziewczyną.
—W naszym przypadku to aż pocałunek, Eddie! Mnie całujesz raz na Bóg wie ile, bo "zarazki"—powiedziała, imitując jego głos—a tu? Starczy, że Bev rzuciła Ci wyzwanie w butelce i już!
—Misiu, błagam, wysłuchaj mnie!—Złapał ją za nadgarstki i spojrzał jej w oczy—może go pocałowałem, ale to nie znaczyło nic! Wszystko może nic nie znaczyć, bo ty znaczysz dla mnie wszystko! Ba, jesteś moim wszystkim!
Spojrzała na szesnastolatka zdziwiona. Nigdy wcześniej nie słyszała od niego czegoś takiego.
Chłopak nie czekając dłużej przyciągnął ją do siebie bliżej, chcąc ją pocałować. Ta jednak odsunęła się od razu i zlustrowała go jeszcze raz wzrokiem.
—Nie wiem, muszę o tym pomyśleć—westchnęła i pomachała mu prawą dłonią—do zobaczenia, Eddie—odwróciła się i chowając dłonie w kieszeniach kurtki zaczęła iść w stronę swojego domu.
A on tylko stał i zastanawiał się, jak bardzo spieprzył.