Zanim Klaun zdążył zranić [T. I.], Hanscom uniósł drzwi garażowe, oświetlając pomieszczenie. To ulotniło się, a dzieciaki po prostu myślały nad tym, jakim cudem udało im się wyjść z tego cało.
Podczas, gdy inni przytulali się, [T. I.] upadła na kolana, próbując złapać oddech. Niestety, było to dla niej dość trudne, gdyż dziewczyna dławiła się własnymi łzami.
Czas się zatrzymał. Była tylko ona; sam na sam, ze swoim strachem po wydarzeniu sprzed minuty.
Stan dziewczyny zaniepokoił dość mocno Urisa. Chłopak rozejrzał się po swoich przyjaciołach; żaden z nich nie spojrzał nawet na kruchą posturę dziewczyny, motającą się z najczarniejszymi scenariuszami we wnętrzu swojej głowy.
—[T. I.]...—Zaczął, powoli zbliżając się do niej.
Gdy był już wystarczająco blisko, kucnął przy dziewczynie i nieśmiało objął ją ramionami.
Ta na początku tkwiła w istnym bezruchu, po chwili jednak jej głowa spoczęła na ramieniu Stanley'a.
Czuł, jak trzęsła się w jego ramionach. Zaczął nią delikatnie kołysać, nawet nie zwracając uwagi na to, że wszystkie pary oczu spoczęły na nich. Oparł podbródek na jej głowie i przymknął oczy.
—Cii, jestem tu—wyszeptał Stan, gładząc plecy drobnej dziewczyny dłońmi—już dobrze, już okej, jestem tutaj. Nie masz się czego bać, naprawdę, już go nie ma. Jestem ja, tylko ja, [Z. T. I.], już zawsze będę. Nie pozwolę nikomu Cię skrzywdzić, wiesz? Jesteś bezpieczna, nic już Cię dotknie, dopilnuję tego—dopowiedział łagodnie.
[T. N.] uniosła wzrok i spojrzała na blondyna. Ten zabrał drżącą z ramienia dziewczyny i delikatnie starł łzy z jej policzków kciukiem.
Patrzyli tak na siebie przez parę dobrych sekund, aż w końcu Uris pod wpływem chwili przybliżył się do dziewczyny i musnął jej usta. Tyle-po prostu zwykłe, delikatne muśnięcie.
Ta spojrzała na niego i uśmiechnęła się delikatnie, ponownie go cmokając. Chłopak zarumienił się i ponownie przytulił dziewczynę do siebie.
I czas się ponownie zatrzymał, ale nie była już sama.
Była bezpieczna, ze Stanem.