—Więc nadal o tym myślisz?—Spytał go Stan, unosząc wzrok znad książki—błagam, Bill, to już miesiąc—wywrócił oczami.
—M-M-Mylisz się, S-Stan—powiedział Denbrough, machając swoimi długimi nogami nad sobą. Aktualnie siedział w pokoju przyjaciela na sofie, ze zwisającą głową i stopami na oparciu—j-ja tak n-nie potrafię.
—N-N-Nie potrafisz?—Przedrzeźnił go przyjaciel, zamykając książkę z hukiem i odkładając ją na stolik obok siebie.
—Nie!—Wrzasnął, podnosząc się do pozycji siedzącej i siadając po turecku, patrząc na Urisa—o-obie są...
—Pytanie pierwsze—zaczął siedemnastolatek—przy kim się całkowicie nie jąkasz, bo czujesz się swobodnie?
—[T-T. I.]—odpowiedział niezwłocznie.
—Kto zawsze Cię wysłuchuje z takim zainteresowaniem i błyskiem w oczach?—Zadał kolejne pytanie blondyn.
—[T. I.]—odpowiedział po raz kolejny.
—Kto najlepiej poprawia Ci humor?
—[T. I.].
—Czyimi rysunkami wypełniony jest twój szkicownik, albo nawet dwa?
—[T. I.]—zarumienił się myśląc, że tylko on wie o swoich szkicownikach. Ale przecież Stan znał go na wylot.
—Po której z nich ryczałeś dwa tygodnie, gdy znalazła sobie chłopaka, którym nie byłeś ty?
—[T. I.]...—głos mu się lekko załamał, przypominając sobie zdarzenie sprzed dwóch lat. Cieszył się, że ten związek nie był zbyt długi, bo naprawdę cierpiał. Wtedy też zadawał sobie pytanie, czy powinien, skoro była szczęśliwa.
—Z którą z nich lizałeś się na urodzinach Richie'go w szafie dwa tygodnie temu podczas siedmiu minut w niebie i teraz boisz się do niej gadać?
—N-No z [T. I.]...
—Pytanie finałowe—klasnął w dłonie z ironicznym uśmiechem—kogo kochasz?
Wziął głęboki wdech i spojrzał w oczy swojego przyjaciela, zanim odpowiedział.
—[T. I.] [T. N.].
—Super—kiwnął głową Stanley, ponownie biorąc do rąk książkę i otwierając ją na zaznaczonej niebieską zakładką stronie.
Z powrotem zapanowała między nimi cisza. Denbrough wodził wzrokiem po całym pokoju Urisa w błękitnych tonach, zastanawiając się nad odbytą przed chwilą między nimi rozmową. Tak naprawdę nigdy się sobie nie przyznał, ale rzeczywiście kochał [T. I.]. Kochał to, jak jej włosy lśniły w świetle słonecznym. To, jak dobrze potrafiła go pocieszyć, gdy miał doła. To, jak pięknie pachniała tymi różanymi perfumami od niego i było to szczególnie wyczuwalne, gdy się przytulali. To, jak poprawiała mu humor samą swoją obecnością i jak zawsze potrafiła go rozbawić.
Po prostu kochał ją całą.
—Jesteś tępy—powiedział nagle Stan, przerywając ciszę.
—O-O-O czym ty mówisz, S-Stan?—Zmarszczył brwi—t-t-ty za to jesteś ch-chamski.
—Jestem szczery, Bill. Miły nigdy nie byłem—odpowiedział mu, po raz kolejny wywracając oczyma—mam ci to do cholery narysować?
Spojrzał na niego nadal ze zmarszczonymi brwiami. Ten pokręcił głową i wstał, odkładając ponownie książkę. Zgarnął z biurka kartkę i długopis, pochylając się nad nim. Po chwili odwrócił się i pokazał mu kartkę z napisem "[T. I.] > BEV".
—A teraz masz jej to powiedzieć, ułomie!—Skarcił go, odkładając kartkę na biurko.
—D-Dobra już—uniósł ręce w geście obronnym i pokierował się do okna chłopaka, otwierając je. Już chciał zejść po drabinie, ale jednak odwrócił głowę i spojrzał na przyjaciela—Stan?
—Tak?
—Dz-Dzięki—uśmiechnął się.
Jego przyjaciel tylko machnął ręką i patrzył, jak Denbrough wychodzi oknem.
Bill tymczasem zszedł po drabinie i pokierował się na drugą stronę ulicy, gdzie mieszkała [T. I.].
Miał nadzieje, że wszystko pójdzie po jego myśli.
Lol to się nadaje na początek do ff o Stenbrough. Spieprzyłam trochę, ale głodna jestem no.
Adzioch
