Rozdział 37

815 32 2
                                    

Donata

Gdy weszłam do klasy to w ogóle nie mogłam się skupić na lekcji. Ciągle rysowałam w moim szkicowniku rysunki mojej adopcyjnej mamy. Chociaż była tylko adopcyjna to ona mnie wychowywała. Monika siedziała obok mnie i widziała, że nie wyglądam za donrze . Naprzerwie podeszła do mnie Monika. Widać, że się o mnie nie martwiła.

Mo: Wszystko w porządku, kochana?

Do: Tak. Dlaczego pytasz?

Mo: Jakoś dziwnie się zachowujesz.

Do: Nie. Wydaje Ci się. Wszystko jest w porządku.

Mo: Przecież wiesz, że mi możesz wszystko powiedzieć. W końcu jesteśmy przyjaciółkami.

Do: Po prostu...miałam dzisiaj spotkanie, którego bardzo bym nie chciała.

Mo: Z kim?

Do: Z moim ojcem adopcyjnym z Wrocławia, którego w ogóle nie obchodziłam ani ja, ani moja mama.

Mo: Ale jak to adopcyjny ojciec?

Do: Gdy moja mama mnie urodziła miała 16 lat. Jej rodzice postawili jej ultimatum: albo odda mnie do Domu Dziecka albo może razem ze mną wynosić z domu. Wybrała opcję pierwszą. Gdy miałam 4 lata zmarła moja mama adopcyjna na ostrą białaczkę. Mojego ojca nigdy nie było w domu, bo praca była dla niego ważniejsza od własnej rodziny. A wczoraj pojawił się jego sekretarz, który poinformował mnie, że ojciec chce mnie przeprosić za to co zrobił źle w stosunku do mnie i do mamy. Ja nie chciałam go widzieć, bo miałam do niego żal nie tylko o to, że nie był przy mnie i przy mamie w szpitalu, ale za to, że zostawił mnie u dziadków w czasie gdy go najbardziej potrzebowałam.

Mo: Ale skąd wiesz, że rodzice, którzy cię teraz wychowują są twoimi prawdziwymi?

Do: Kiedyś robiąc porządki w dokumentach znalazłam dokumenty adopcyjne i mój akt urodzenia. Wtedy poznałam moich prawdziwych rodziców. Moja prawdziwa mama wyjechała z Wrocławia do Warszawy. Znajomy mojej mamy powiedział mi gdzie mogę ją znaleźć. I tak znalazłam się w Warszawie.

Mo: Rozumiem. A może dzisiaj po szkole to ja Cię odprowadze do domu?

Do: Jeśli chcesz.

Mo: I rozchmurz się. Jeśli to Ci poprawi humor to poczęstuj się moim śniadaniem.

Podała mi własnoręcznie zrobione placuszki z jabłkiem. Było przepyszne. Od razu pojawił się uśmiech na mojej twarzy.

Mo: Lepiej?

Do: Tak. O wiele lepiej. Dziękuję.

Mo: Nie ma za co. Przecież od tego są przyjaciółki.

Kilka godzin później

Wracałam do domu po szkole. Oczywiście towarzyszyła mi Monika. Rozmawiałyśmy o wszystkim. Nagle drogę ponownie zajechał mi samochód mojego adopcyjnego ojca. Znowu wysiadł z niego Mariusz, ale tym razem z kilkoma innymi ochroniarzami.

Ma: Panienko, zamierzam prosić o wybaczenie... To może być niezgodne z prawem, ale to polecenie Pana Pawła.

Monika chciała się na niego rzucić, ale położyłam jej rękę na ramieniu, który znaczył by nie robiła głupot. Odwróciła się w moją stronę.

Do: Idź dalej.

Mo: Ale...

Do: Idź. Spotkamy się jutro.

Mo: No dobrze. Pa.

Do: Pa.

Odeszła. A ja odwróciłam się w stronę ochroniarzy mojego adopcyjnego ojca.

Natalia i Kuba - inna historiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz