◾12.◾

346 117 8
                                    

*godzinę później, opuszczona fabryka pod Wrocławiem*

Pamiętam tylko,jak usłyszałam te słowa: "Dawać kasę albo strzelam!". Wszystko, co działo się później, było mi niewiadome, aż do momentu, w którym otworzyłam powieki. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy,to dość duży stolik,a na nim parę pustych butelek po piwie czy wódce. Obok stały kieliszki, w większości potłuczone. Oprócz tego dostrzegłam paczkę papierosów i zapalniczkę.
Pierwsza myśl jaka nasunęła mi się do głowy, to co się tak właściwie stało,gdzie ja jestem i czy z dzieckiem i z Jackiem wszystko w porządku?! Momentalnie moje oczy zaszkliły się, a po chwili słone łzy znaczyły mokre ścieżki na moich policzkach. Moje ciało ogarnął przypływ chłodu,zaczęłam trzęść się z zimna. Spojrzałam w prawo i dostrzegłam niewielkie okna,które wpuszczały do pomieszczenia ostatnie promienie słońca. Znajdowałam się w jakimś pustostatnie,była tu dość duża przestrzeń. Po lewej znajdowało się wejście. Dopiero po chwili zauważyłam,że moje ręce i nogi były związane mocnym sznurem,co sprawiało mi wielki ból. Byłam przywiązana do krzesła. Nie miałam już nawet siły krzyknąć czy cokolwiek powiedzieć, byłam wyczerpana i zrozpaczona. Przymknęłam na chwilę oczy, chcąc, żeby ta cholerna rzeczywistość okazała się złym snem. Czemu to przytrafia się nam,czym sobie na to zasłużyliśmy?!
Nie dane mi było chyba zastanowić się nad odpowiedzią na te pytanie,bo ktoś wszedł do pomieszczenia. Usłyszałam kroki. Bałam się spojrzeć w tamtą stronę. Otworzyłam oczy,a  moje policzki coraz bardziej były mokre. Po chwili,ku mojemu zdziwieniu, usłyszałam znajomy głos:
-Widzę, że już się obudziłaś-usłyszałam, a chwilę później rozbrzmiał się ironiczny śmiech.
Jeszcze przez parę sekund zastanawiałam się, czy to ona? Czy to jej głos przed chwilą usłyszałam? Po chwili miałam już pewność, że napewno tak. Odwróciłam głowę. To ona. Wysocka we własnej osobie.
-Jesteś jeszcze brzydsza gdy płaczesz -uśmiechnęła się szyderczo Wysocka,a z moich oczu wypłynęła kolejna dawka słonych łez.
Po chwili na betonowym podłożu zrobiła się wielka kałuża. Chciałam coś powiedzieć, przeciwstawić się jej,jednak w tym momencie byłam bezsilna. Bałam się o Jacka i o dziecko.
-Nie wiem co Nowak w tobie widzi-odezwała się z jadem w głosie kobieta.
-Dla..Dlaczego ty robisz?-spytałam cicho,patrząc zaszklonymi oczami w jej kierunku.
-Za dużo chcesz wiedzieć -odpowiedziała szybko,krążąc wokół krzesła, do którego byłam przywiązana.
-Co..Co zrobiłaś z Jackiem i naszym dzieckiem?!-krzyknęłam resztkami sił, za co pożałowałam.
Brunetka podeszła do stołu i chwyciła jeden z odłamków szkła. Następnie wróciła do mnie i przyłożyła mi szkło do szyi. Serce podskoczyło mi do gardła, a ręce zaczęły drżeć niemiłosiernie.
-Uspokoisz się? -syknęła Wysocka,a ja kiwnęłam potwierdzająco głową i przymknęłam momentalnie powieki-No więc teraz sobie tutaj jeszcze posiedzisz,a ja muszę na chwilę wyjść. A i nie myśl sobie ,że ktokolwiek Cię uratuje. Jeśli będziesz próbowała uciec,pożałujesz-warknęła Wysocka.
Po chwili zostałam sama w tym dużym pomieszczeniu. Zaczęło się już ściemniać, a mi zaczęło doskwierać coraz gorsze uczucie zimna. Przez pewien czas jeszcze pozbywałam się dużej ilości łez, nie wiedząc co mam zrobić. Najbardziej teraz zależało mi na tym,żeby stąd uciec. Żeby Jackowi nic nie było. I dlaczego ona to zrobiła?! No i...czy nie straciliśmy dziecka...
W duchu modliłam się, żeby wszystko było dobrze. Czekałam na jakieś zbawienie. Bezsilna,bijąc się ze swoimi myślami, w końcu odpłynęłam do krainy Morfeusza...

*Jacek*

Gdy Razem z Alą usiedliśmy na łące w parku,nagle usłyszeliśmy jakiś męski głos. Ktoś krzyczał: "Dawać kasę albo strzelam!". Pamiętam,że obróciłem się, aby zobaczyć o co chodzi. I wtedy poczułem przeszywający ból. Okazało się,że za mną była Ola. Wbiła mi szkło w rękę. A przedemną był jakiś facet w kominiarce ,to właśnie on krzyczał. Miał w dłoni pistolet. Chciałem krzyczeć do Ali,żeby uciekała, jednak gdy z powrotem się obróciłem, jej już nie było. Ani Wysockiej. Zrozpaczony nie wiedziałem co mam robić. Moja ręka krwawiła. Po paru sekundach facet też uciekł. Nawet nie wziął pieniędzy, a przecież sam je chciał..Zostałem tam sam. W mojej głowie była tylko jedna myśl : Oby Ali i dziecku nic się nie stało. O niczym innym nie myślałem. Podniosłem się z bólem i zadzwoniłem po odpowiednie służby. Karetka zabrała mnie do szpitala,a policja rozpoczęła śledztwo w sprawie tamtego zajścia. Obiecali, że gdy znajdą Alę, dadzą mi znać czy wszystko w porządku z nią i z dzieckiem. Po paręnastu minutach byłem już w jednym ze szpitali miejskich. Tam od razu zabrali mnie na zabiegówkę. Zszyli mi rękę. Na szczęście rana nie  była bardzo poważna, tylko straciłem trochę krwi. Zostanie blizna. Ale nie tym się teraz przejmowałem,tylko Alą i dzieckiem. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby im się coś stało. Kocham ich całym sercem,są najważniejszymi dla mnie osobami. Leżąc na sali szpitalnej mało co a zalałbym się łzami. Nagle do sali wszedł lekarz i dwójka funkcjonariuszów. Bardzo dobrze ich znałem..To byli  Asia Zatońska i Szymon Zieliński. Pierwszy odezwał się lekarz:
-Dzień dobry Panie Jacku,jak Pan się czuje?-zapytał mężczyzna, sprawdzając coś przy aparaturze.
-Na razie dobrze-odparłem szybko,przenosząc wzrok z mężczyzny  na bandaż,który miałem na przedramieniu-Co z Alą?-pytanie zwròciłem do Zatońskiej i Szymona.
-Może nas pan zostawić samych?-spytała Asia,kierując pytanie do lekarza.
-Jasne-mężczyzna szybko wyszedł,zostawiając nas samych we trójkę.
-Co z Alą i z dzieckiem?-podniosłem się z łóżka z nadzieją.
-Znaleźliśmy ją w opuszczonej fabryce parę kilometrów na zachód od Wrocławia. Obezwładniliśmy Wysocką i jej wspólnika. To oni napadli was wtedy w parku-zaczęła brunetka-Ala jest cała i zdrowa-dodała.
Na mojej twarzy natychmiastowo zagościł szeroki  uśmiech. Byłem nademiar szczęśliwy,że jej nie straciłem. Że nadal będziemy mogli cieszyć się każdą  chwilą spędzoną razem. Tylko...czy nasze dziecko przeżyło? Jeden z naszych sensów i powodów do życia.
-Dzięki wam bardzo. Tylko...wiadomo, czy nasze dziecko przeżyło?-spytałem modląc się w duchu 
-Tego nam nie wiadomo. Za parę minut karetka powinna być z Alą w szpitalu i po badaniach lekarze wam powiedzą co z dzieckiem. Z tego co wiemy, Ala jest jedynie trochę wychłodzona i odwodniona oraz ma parę zadrapań-odparł Szymon-a Ty jak się czujesz?-spytał ze słyszalnym przejęciem w głosie.
-Już dobrze. Rana jest zszyta-wyjaśniłem.
-To dobrze. Życzymy wam wszystkiego dobrego i powrotu do zdrowia. I...oby wasz maluch przeżył-westchnęła Joanna.
-Oby..-szepnąłem-A co z Olą i jej wspólnikiem? Mam nadzieję,że szybko poniosą konsekwencje swoich czynów-powiedziałem,lecz na myśl o mojej byłej i jej wspólniku i tego co nam zrobili, czułem przypływ złości i zdenerwowania.
-Są na komendzie,już ich przesłuchują. Na pewno odpowiedzą za to co zrobili. Słuchaj,Zaraz przyjedzie karetka z Alą i będziecie mogli porozmawiać,jeśli lekarze pozwolą. I dowiecie się co z dzieckiem. My musimy już wracać do pracy,bo służba nie drużba. Na razie-wyjaśnił Zieliński i po pożegnaniu się obydwoje opuścili salę.
Tak się cieszyłem,że Ala żyje i praktycznie nic jej nie jest. Oby z naszym maluszkiem było w porządku.
Za parę minut zobaczę się już z moją ukochaną.

*Ala*

Po jakiejś pół godzinie kryminalni i Asia z Szymonem zrobili akcję policyjną w opuszczonej fabryce. Obezwładnili Olę oraz jej wspólnika. Lekarz mnie przebadał  i okazało się,że jestem jedynie trochę odwodniona i wychłodzona Mnie karetka zabrała do szpitala. Jako,że znajdowaliśmy się kawałek od Wrocławia,dojazd zajął trochę czasu. Nawet nie zdążyłam zapytać Aśki i Zielińskiego,czy z Jackiem w porządku. W karetce też mi nie chcieli powiedzieć. W końcu po około dwudziestu minutach byliśmy w szpitalu miejskim. Przyjęli mnie od razu .Podali mi odpowiednią kroplówkę uzupełniająca. Prócz tego miałam małe zadrapania ale na to zadziałały plasterki. Zostałam umieszczona na sali obserwacji. I wtedy przyszedł do mnie lekarz.
-Pani Alicjo,Pani chłopak jest na oddziale obok. Chce Pani się z nim spotkać?-spytał mężczyzna a ja oczywiście się ucieszyłam i zgodziłam.
Kamień spadł mi z serca,że Jacek żyje. Co prawda nie wiem w jakim jest stanie ale najważniejsze,że żyje. Jak się okazało,byli u niego wcześniej też Asia i Szymon i powiadomili go,co ze mną. Kiedy weszłam do sali Jacka,wpadłam mu w ramiona.
-Ala,Tak się cieszę,że żyjesz. Mi nic nie jest. Tylko...Ola wbiła mi w tym parku szkło w rękę ale rana jest już szyta-powiedział,a ja na chwilę spojrzałam na jego bandaż.
-Kochanie nic już nam nie grozi-szepnęłam szczęśliwa,A mój ukochany pocałował mnie-Ola i jej wspólnik posiedzą sobie za kratami,mam nadzieję.
-Kocham Cię.
-Ja Ciebie też. Bardzo-kolejny raz nasze usta złączyły się.
Jednak oboje nadal nie wiedzieliśmy czy nasz maluszek przeżył. Czas się było teraz tego dowiedzieć. Baliśmy się,że je straciliśmy.
-Panie doktorze,moglibyśmy się dowiedzieć,co z moją ciążą?-spytałam,patrząc na mężczyznę pytająco.
-Tak,oczywiście. Właśnie mam wyniki badań-odparł doktor po czym odchrząknął.
Spojrzałam na Nowaka porozumiewawczo. Dopiero dowiedzieliśmy się,że będziemy mieli dziecko,Kiedy nagle mogłoby się okazać,że to może w jednej chwili od tak się zrujnować. Wtuliłam się mocno w Jacka,oczekując wraz z nim jakichś słów lekarza.
-Tak więc proszę  mówić. Chcemy wiedzieć jedno:czy dziecko przeżyło , a jeśli tak,to czy nic mu nie zagraża-odezwał się Jacek i oboje przełknęliśmy głośno ślinę.
Obyśmy usłyszeli to,co chcemy usłyszeć...Oby..
Nagle lekarz zaczął:
-A więc tak...
<><><><><><><><><><><><><><><><><>
Cześć!

Jak już zdążyliście zauważyć,dzisiaj rozdział również z perspektywy Jacka.

Jak zwykle mam nadzieję, że będzie duża aktywność, już chyba nie muszę pisać jak bardzo to wszystko motywuje do dalszego pisania!

Od tego,kiedy pojawi się next, zależy wasza aktywność

🌸xxJulaxx🌸

Miłość nie zawsze jest idealna//Ala i Jacek//Policjantki i PolicjanciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz