◾13.◾

344 20 1
                                    

-A więc tak...-zaczął lekarz,a my wyraźnie zestresowani czekaliśmy na rozwinięcie jego wypowiedzi-Szczegółowe badania wykazały,że państwa dziecko na szczęście przeżyło-te zdanie wystarczyło,żebyśmy uradowani padli sobie w ramiona.
Nasze uśmiechy były tak szerokie,że mogłoby się wydawać,że są trudne do utrzymania na dłuższą chwilę. Niby taki mały gest dla kogoś z boku,jednak w tamtym momencie dla nas był oznaką naszego wielkiego szczęścia i radości. Nie straciliśmy naszego Malucha, naszego Skarba,jednego z naszych sensów i powodów do życia. To wspaniałe uczucie dowiedzieć się,że ktoś wam tak bliski żyje. Ktoś mógłby sobie pomyśleć w tamtym momencie,że to tylko jakiś głupi zarodek,ale dla nas...to nasze najukochańsze dziecko,owoc naszej miłości,pokazujący,jakim wielkim uczuciem się darzymy. Mimo,iż dopiero dziś dowiedziałam się,że jestem w ciąży,już wiele razy miałam wizję naszego synka bądź córeczki w naszych ramionach. Taki widok z pewnością byłby urzekający. Wydaje mi się,że i Jacek wyobrażał sobie coś takiego,zważając na jego reakcję na tą wiadomość. Po chwili mój ukochany wypuścił mnie z objęcia,a ja postanowiłam spytać o coś doktora:
-Panie doktorze,mam jeszcze jedno pytanie..Czy naszemu Maluszkowi nic nie zagraża?-spytałam z nadzieją,że uzyskamy taką odpowiedź, jaką chcielibyśmy uzyskać.
-Na szczęście nie-zaprzeczył mężczyzna, a my po raz kolejny doświadczyliśmy tego wspaniałego uczucia radości i ulgi-Mam jeszcze jedną dobrą wiadomość-na te słowa nasze uśmiechnięte twarze ze skupieniem zwróciły się w stronę lekarza-Państwa zdrowiu nic nie zagraża. Jedynie niech Pan zmienia bandaż,a za dwa tygodnie proszę przyjść na ściągnięcie szwów. Niestety zostanie mała blizna,lecz proszę się tym nie martwić. Natomiast co do Pani. Wystarczy jedynie brać codziennie witaminy. Ale to wszystko będą mieli Państwo napisane na wypisie. A właśnie. Właściwie już teraz mogę wypisać wypisy-kolejna świetna wiadomość,w czasie tak niedługim, ile ich jeszcze będzie w tym dniu?-Gdy państwo wezmą swoje rzeczy,zapraszam do mojego gabinetu-dodał mężczyzna,a chwilę później ruszył w kierunku windy.
Staliśmy tak jeszcze przez chwilę,kiedy nagle Jacek ponownie porwał mnie w swoje ramiona i złożył delikatne pocałunki na moich ustach. Przymknęłam oczy z westchnięciem,ale takim bardziej pozytywnym,o ile tak można to nazwać. Po paru sekundach oderwaliśmy się od siebie.
-Ale się cieszę-skwitowałam,podchodząc wraz z Nowakiem w stronę jego łóżka.
-Ja też. Bardzo-przytaknął i chwycił z szafki swoje rzeczy. Nie miał ich za dużo. Telefon,klucze,picie itd. W końcu to tylko dwie godziny spędzone tutaj. Kiedy byliśmy już pewni,że wszystko zabrał,udaliśmy się do mojej sali ,położonej niedaleko.
Tak naprawdę nie miałam tam nic prócz butelki wody i jakiegoś plastikowego kubeczka,którego pielęgniarka używała do podania mi jakichś witamin. Rzeczy osobiste miałam w torebce,którą miałam przy sobie. Jeszcze raz upewniłam się,że nic nie zostawiłam,opuściliśmy salę i ruszyliśmy do gabinetu lekarskiego,umieszczonego na końcu oddziału. Parę osób czekało przed gabinetem,w związku z czym zajęliśmy siedzenia,czekając na swoją kolej. Nadeszła ona w końcu po dziesięciu minutach. Zapukałam i kiedy dostaliśmy pozwolenie na wejście- uczyniliśmy to.
-Dzień dobry. Przyszliśmy po wypis-odezwałam się pierwsza,na co doktor przytaknął i wskazał dwa krzesła naprzeciw swojego biurka.
Zajęliśmy miejsca i oczekiwaliśmy aż mężczyzna wydrukuje wypisy. Nastąpiło to po krótkiej chwili. Brunet przybił na obu kartkach pieczątki i złożył swój zamaszysty podpis. Podał nam odpowiednie wypisy i wyjaśnił:
-Mają tam państwo wypisane historię hospitalizacji,co prawda strasznie krótkiej,oraz różne zalecenia-odezwał się,tłumacząc.
-Dziękujemy serdecznie-podziękował Jacek,a ja jakby na znak,że zgadzam się z jego słowami,pokiwałam głową.
-To moja praca. Życzę wszystkiego dobrego,do widzenia-pożegnał nas mężczyzna a my uczyniliśmy to chwilę po nim.
Następnie nie pozostało nam nic innego jak udać się do swoich mieszkań i cieszyć się każdą chwilą spędzoną razem,tak jak to było dotychczas. Schowaliśmy wypisy i opuściliśmy gabinet, a po chwili również oddział. Idąc szpitalnym korytarzem zaczęliśmy rozmowę:
-Teraz zapraszam Cię do siebie-odezwał się nagle Jacek,nawet bez jakiegokolwiek porozumienia ze mną w tej sprawie. No ale to mój chłopak i chcę z nim spędzić czas,a miejsce w sumie jest mi obojętne-A o dwudziestej pierwszej mam niespodziankę. I nie chcę słyszeć odmowy. Musimy jakoś dobrze spędzić te radosne chwile. A i ta niespodzianka to po części spontan,ale w sumie miałem ją już w planach na dzisiejszy wieczór,zanim zdarzył się ten okropny incydent  z Olką w parku i w pustostanie.
-No dobrze-zgodziłam się,gdyż przekonałam się do jego pomysłu-Ale zgłodniałam.
Była już dwudziesta i mieliśmy godzinę żeby przygotować się do niespodzianki przygotowanej przez Jacka. Co prawda tylko jemu znane są szczegóły dotyczące niej,ale coś czuję,że będzie świetnie. Później przekonałam się,że miałam rację. Ale wracając.
-Też zgłodniałem. Ale...w planie niespodzianki jest posiłek,więc może się teraz wstrzymajmy,bo później już nie będzie nam się chciało jeść-stwierdził,na co ja przystałam.
Po opuszczeniu szpitala udaliśmy się w kierunku bloku Jacka,który znajdował się blisko. Dotarliśmy tam w przeciągu niecałych dziesięciu minut. Kiedy byliśmy już w mieszkaniu,Jacek jedynie przebrał się i zmienił opatrunek. Ja za ten czas włączyłam jakiś program rozrywkowy w telewizji. W sumie...nic ciekawego. Po chwili przyszedł już Jacek. Ubrany był w białą koszulę,czarne spodnie i garnitur. Wyglądał naprawdę przystojnie.
-Chyba nie myślisz,że pójdę tak ubrana-zdziwiłam się,przeskakując wzrokiem z mojego ubrania na jego. Dwa zupełnie inne stroje.
-Kochanie wyglądasz idealnie. Nie ważne czy masz na sobie sukienkę,czy bluzkę i spodnie-odezwał się,ale ja i tak czułam potrzebę zmiany stroju na bardziej elegancki i wyjściowy.
-No nie wiem...-nie byłam przekonana do jego słów.
-Uwierz mi. Jesteś piękna-przekonywał,no a ja po chwili po prostu przystałam temu i zdecydowałam się pójść jak jestem. Mimo obaw,że mój strój nie pasuje do miejsca,w które idziemy. Chociaż...nie wyglądałam też tak źle. Biała bluzka z falbankami i czarne spodnie. Na szczęście podczas przetrzymywania mnie w opuszczonej fabryce nie ucierpiałam,również mój strój czy ogólny wygląd zewnętrzny nie zrujnował się zbytnio. Ale z racji,iż noszę w torebce kosmetyki w razie sytuacji gdybym musiała poprawić makijaż,postanowiłam to właśnie zrobić.
-No dobra. Jedynie poprawię makijaż. Zaczekaj na mnie chwilę-poprosiłam i ruszyłam do łazienki.
Wyciągnęłam tusz do rzęs i szminkę. Poprawiłam make-up oraz rozpuściłam włosy i po chwili dołączyłam już do mężczyzny. Ubraliśmy swoje buty i wyszliśmy z mieszkania.
Przez całą drogę trzymaliśmy się za ręce w akompaniamencie rozmowy. Prowadziliśmy konwersację na temat naszej przyszłości. Może nie był to odpowiedni czas i miejsce,jednak planujemy ze sobą przyszłość i takie spekulacje być może są potrzebne.
-Ala,jest jeszcze jedna sprawa-zaczął nagle nerwowo Nowak, a ja również się zestresowałam,nie wiedząc jaki wątek chce on poruszyć.
-Tak? Coś się stało?-spytałam zaniepokojona,zwalniając tempo.
Szliśmy w kierunku rynku,gdzie nawet o tej porze jest sporo osób,co mnie za bardzo nie dziwi. Bardzo lubię wrocławski rynek,dodaje on uroku temu miastu,z resztą tak samo jak Ostrów Tumski,Hala Stulecia czy pełno innych miejsc we Wrocławiu. Ale wracając do naszej rozmowy.
-Bo...Pomyślałem,żeby powiedzieć naszym rodzicom o tym,że zostaną dziadkami. Jestem pewien,że będzie o wiele lepiej,jeśli się dowiedzą-zaczął nagle blondyn,a ja uznałam,że to konieczne powiadomić rodzinę o ciąży.
-Masz rację-przyznałam stanowczo-Pewnie już ci kiedyś opowiadałam,mój tata niestety...nie żyje...-powiedziałam smutnym głosem-Moja mama mieszka w Warszawie. Z tego również powodu tą wiadomość musimy jej przekazać telefonicznie czy na Skype. Sądzę,że nie będzie ona mogła nas odwiedzić w najbliższym czasie. Dostała nową pracę,zupełnie inną od jej poprzedniej i dopiero jej się udało to wszystko ogarnąć-wyjaśniłam,a Jacek słuchał uważnie każdego mojego słowa-O tym,że Ola i jej wspólnik nas zaatakowali,ona wie. Dzwoniłam do niej na chwilę w szpitalu-dodałam-Pozostaje kwestia twoich rodziców.
-Wiesz...Możemy zaprosić ich na jutro na obiad i wtedy im powiemy. Tylko...ja nie wiem jak oni zareagują...Są bardzo sceptycznie nastawieni do wszystkich moich dziewczyn jakie miałem,jedynie Olkę bardzo uwielbiali i uważali ją za najlepszą partię na żonę,co szczerze w pewnym momencie zaczęło mnie wkurzać. Jakoś nigdy nie poruszali tematu wnuków..-Nowak mówił z wielkami obawami,a ja mimo iż również miałam obawy,myślałam pozytywnie i przekonywałam,że nie będzie tak źle.
-Na pewno nie będzie tak źle. Mimo,że nie znam twoich rodziców,uważam,że na pewno choć trochę ucieszą się z powiększenia rodziny-stwierdziłam,a mój chłopak również zaczął jakoś inaczej do tej sprawy podchodzić.
-Może i masz rację. Poczekaj,zadzwonię do nich i powiem,że jutro zapraszamy ich na obiad-blondyn wyciągnął swój telefon i wybrał numer z kontaktów.
Odeszłam trochę na bok,a on w spokoju porozmawiał. Po paru minutach zakończył połączenie a ja chciałam się dowiedzieć czegokolwiek na temat przebiegu rozmowy.
-I co?-spytałam-Mam nadzieję,że nie wspomniałeś co ma na celu ten wspólny jutrzejszy obiad?
-Nie,nie-zaprzeczył-Rozmawiałem tylko z tatą,mama podobno źle się poczuła i położyła się wcześniej. W sumie to rozmowa była normalna. Zgodzili się przyjść. Ustaliłem,że na jutro na piętnastą.
-Jasne. Zrobię coś dobrego do jedzenia-może i nie mam za bardzo talentu kucharskiego,jednak wszyscy zawsze przesadnie chwalili jedzenie,przygotowane przeze mnie,co trochę utwierdzało mnie w przekonaniu,że mój talent kucharski nie jest na niskim poziomie.
-Pomogę ci-zaoferował swoją pomoc mężczyzna,lecz ja szybko odmówiłam. Raz gotowałam z Jackiem i wiecie co z tego wyszło? Całe danie było spalone..W sumie mam ubaw z tej sytuacji.
-O nie,nie. Pamiętasz co było z tym obiadem kiedyś?-wspomniałam,a po chwili oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
Reszta drogi do rynku minęła nam bez rozmów. Do celu dotarliśmy po paru minutach.
-Zapraszam-nagle zatrzymaliśmy się przed drzwiami do jednej z wykwintnych i drogich restauracji we Wrocławiu.
Blondyn otworzył drzwi i oboje weszliśmy. W środku panowała miła,spokojna atmosfera. Jak się okazało,mój chłopak zarezerwował nam stolik na pierwszym piętrze z idealnym widokiem. Udaliśmy się na górę i usiedliśmy przy jednym ze stolików. Przez dużą szybę doskonale widziałam rynek oraz część panoramy miasta. Było naprawdę romantycznie,a świeczki porozstawiane w wielu miejscach w restauracji,tylko dodawały nastroju. Oprócz tego romantyczna muzyka. Nagle podszedł do nas kelner. Podał nam menu i po przestudiowaniu całej karty dań,ostatecznie zdecydowaliśmy się na owoce morza a do tego włoskie wino czerwone. Gorzkie a zarazem z nutą słodkości.
-Kochanie dziękuję,że mnie tutaj zabrałeś-podziękowałam,naprawdę ciesząc się,że pomimo tych niemiłych wydarzeń wykaraskaliśmy się z tego i niczego ani nikogo nie straciliśmy. I nie musimy się martwić,że nastąpią jakieś incydenty z Wysocką. W końcu zapłaciła za swoje czyny .
-Nie ma za co,robię to bo Cię kocham-przecież wiem-Tak się cieszę,że nasze dziecko żyje. Już nie mogę się doczekać aż będzie z nami.
-Jeszcze ponad pół roku...-westchnęłam-Jak ja nie lubię czekać,a zwłaszcza na coś,co wprowadza radość i szczęście.
-Szybko minie. Nim się obejrzymy,mały albo mała będzie już z nami. Apropo,ciekawe czy to chłopiec czy dziewczynka.
-Teraz jeszcze nie można tego stwierdzić. Musimy jeszcze poczekać z dwa miesiące i się dowiemy.
Nagle kelner przerwał naszą rozmowę,przynosząc nasze dania. Podziękowaliśmy i zaczęliśmy jeść. Nie tanio było,ale warto. Jedzenie było przepyszne. Tylko żeby nie było tak,że to Jacek cały czas mi coś funduje i gdzieś mnie zabiera. Muszę się mu odwdzięczyć jakoś. Chyba nawet wiem jak. On przecież tak bardzo zawsze chciał polecieć do Paryża. I ja również. Może...uda mi się jakoś zarobić pieniądze,w końcu jeszcze przez jakiś czas będę pracować,dopóki ciąża nie będzie na zaawansowanym stadium. Poza tym mam jeszcze oszczędności. Chociaż nie wiem czy taka wycieczka udałaby się jeszcze w tym roku. Zbliża się jesień,a taka wycieczka wiadomo,przyjemniejsza jest gdy nie ma śniegu,deszczu,błota i innych nieprzyjemnych warunków atmosferycznych. Zobaczymy jak to będzie. Wracając do tamtego wieczoru. Po zjedzeniu posiłku Jacek zapłacił,mimo tego,iż sama chciałam zapłacić za swój posiłek. Ale on twierdził,że skoro on to zoorganizował,to on płaci. Nie pozostało mi więc innego jak się z tym zgodzić. Następnym punktem naszego "wieczornego wypadu,,o ile tak to można nazwać,była przechadzka po rynku. Trwał akurat jeszcze kiermasz. Kupiliśmy parę rzeczy. Nie tylko do jedzenia,ale również przedmioty. Dochodziła już dwudziesta druga ale mimo tego było tu nadal sporo osób.
-To gdzie teraz?-spytałam,w końcu to Jacek zna plan tego wieczoru i po części też chyba nocy.
-Teraz zapraszam na maraton filmowy-zaskoczył mnie swoimi słowami.
Przecież jeszcze wczoraj byliśmy w kinie. Jednak wbrew moich oczekiwań,nie udaliśmy się do zwykłego kina,tylko do jednego ze starych kin. W środku panował naprawdę przyjemny nastrój. Szczerze powiem,że poczułam się prawie jak w latach siedemdziesiątych,nawet nie wiedziałam,że takie miejsca jeszcze istnieją. Przeszliśmy do kasy,również urządzonej w starodawnym stylu. Tam Jacek zakupił bilety na trzy filmy. A dokładniej na jedną komedię i dwa horrory,które nam chyba nigdy się nie znudzą. Kupiliśmy również przekąski i weszliśmy na salę kinową,która również przypominała starodawną. Usiedliśmy na swoich miejsach i oczekiwaliśmy rozpoczęcia filmu. Jak się okazało,na początku idziemy na komedię a później na horrory.
Nie sądziłam,że tak miło uda nam się spędzić ten noc i wieczór. Było naprawdę cudownie i magicznie. Tego na pewno nie dało się porównywać do sytuacji,w której byłabym sama. Z kimś zawsze jest lepiej , a zwłaszcza z kimś,kogo się kocha...
Swój maraton filmowy zakończyliśmy około godziny drugiej w nocy. Mimo późnej godziny nie byliśmy zmęczeni, trzy filmy skutecznie odsunęły u nas chęci snu. Ten wieczór i noc z pewnością zaliczam do udanych i niezapomnianych.
-To do czyjego mieszkania idziemy?-spytałam,chcąc iść tym razem do mnie.
-Możemy teraz do ciebie. Po śniadaniu pojedziemy do mnie i będziemy przygotowywać się obiadu z moimi rodzicami...-zaproponował,co i mi odpowiadało.
Powiadomienie rodzin o ciąży zostawiliśmy na jutro. Nocną linią autobusową udaliśmy się do mojego mieszkania. Przyznam,że Wrocław nocą wygląda imponująco. W mieszkaniu wzięliśmy szybki prysznic i położyliśmy się spać. Przed nami dzień pełen wrażeń,niekoniecznie tych miłych...

Miłość nie zawsze jest idealna//Ala i Jacek//Policjantki i PolicjanciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz