◾20◾

187 16 3
                                    

Informacja o wypadku Krzyśka tak dobitnie do nas dotarła,że niemal natychmiast zaczęliśmy się zbierać. Próbowałam jakoś pocieszyć Emilkę, wesprzeć w tych trudnych i ciężkich dla niej chwilach. W końcu nie mogliśmy im odmówić pomocy,w końcu to oni wspierali nas w wielu chwilach.

-Emilka,spokojnie,już jedziemy. Ale powiedz który to szpital?-spytałam. Sama byłam wystraszona i zestresowana,ale to Emilka przechodzi w tej sytuacji większe piekło. Jej mąż walczy o życie.

-T..To..Szpital na Borowskiej...-ledwo co zrozumiałam,gdyż umożliwiał mi to płacz Drawskiej-Zapały.

-Dobrze,spokojnie Emilka,będziemy u was za jakieś 15 minut,jesteś w stanie zostawić Tośka i Gaję samych w domu?-spytałam.

Jacek tym czasem udał się obudzić Kubusia i go nakarmić. Wiem,że z takimi czynnościami nie można się spieszyć ale w tej sytuacji była to konieczność.

-Tosiek jest przecież już duży,odpowiedzialny...Dziękuję wam,naprawdę. Jadę do szpitala. Muszę przy nim być!-powiedziała zrozpaczona i rozłączyła się.

Westchnęłam,wiedząc w jakiej sytuacji znalazła się nasza przyjaciółka. Pamiętacie,jak ja i Jacek martwiliśmy się o nasze stany zdrowia i czy nie straciliśmy naszego malucha?

- Kochanie ja już nakarmię Kubę a ty się już zbieraj i idź do auta-usłyszałam głos Jacka z kuchni. Spojrzałam w jego kierunku. Był wyraźnie wystraszony i zmartwiony.

Weszłam tam,lekko uśmiechnęłam się na widok Jacka i Kubusia. Moje dwa skarby. Jednak w tamtym momencie trzeba było jakoś wesprzeć Emilkę, Tośka. On jest duży i dokładnie rozumie to co się stało. Wie,w jakim stanie jest jego tata.

Usta moje i Jacka na chwilę tworzyły jedność,ale czas było powrócić do rzeczywistości. Po obdarowaniu synka pocałunkiem w obydwa pulchne policzki,wróciłam na korytarz.

Włożyłam buty a z uwagi na wysoką temperaturę, nie wkładałam żadnych ubrań wierzchnich.

Tak gotowa chwyciłam jeszcze torebkę i wyszłam. Zgodnie ze słowami Jacka,miałam się udać do samochodu a on nakarmić Kubę i dojść do mnie.

Tym to sposobem już po chwili siedziałam w naszym samochodzie na siedzeniu pasażera. Zapięłam pasy i czekałam już tylko na Jacka.

Po 5 minutach mój narzeczony oraz synek zjawili się. Jacek przypiął Kubę na tylnych siedzeniach,w nosidełku. Doglądnął jeszcze czy mały jest bezpieczny. No i tak sam usiadł za kierownicą,włożył kluczyki do stacyjki i włączył się do ruchu.

- Mam nadzieję,że z Krzyśkiem będzie wszystko dobrze-westchnęłam zmartwiona. Jacek wyraźnie podzielał moje emocje i stan.

-Ja też.

No i tak udaliśmy się jedną z możliwych dróg,w kierunku bloku,w którym mieszkali Zapałowie...

10 minut później

Po 10 minutach dojechaliśmy pod blok Zapałów. Wysiadłam pierwsza z samochodu i otworzyłam tylne drzwi. Odpięłam nosidełko z fotela i doglądnęłam synka. Wpatrywał się we mnie swoimi wyraźnymi niebieskimi tęczówkami. Chwilę później również Jacek wyszedł z samochodu i zamknął go na pilota

-No to co? Chodźmy-zadecydował mężczyzna,przejmując odemnie nosidełko. Złapałam jego wolną dłoń i ruszyliśmy w kierunku odpowiedniej bramy.

-Chodźmy-powtórzyłam na znak,że zgadzam się. Bo cóż innego miałabym zrobić. W końcu po to tutaj przyjechaliśmy.

Po krótkim czasie znaleźliśmy się pod odpowiednią bramą. Szybko przypomniałam sobie numer mieszkania Zapałów,więc zadzwoniłam domofonem. Po chwili usłyszeliśmy głos z domofonu:

Miłość nie zawsze jest idealna//Ala i Jacek//Policjantki i PolicjanciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz