Rozdział 46

1.1K 50 35
                                    

Przede mną stał Lord Voldemort, lecz nie taki, jakiego spodziewałam się zobaczyć. Czarny Pan w swojej naturalnej postaci.
- Witaj Elizabeth- przywitał się i skierował się w stronę sofy. Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Stałam w miejscu jak wryta. Wskazał ręką, abym usiadła obok niego. Posłusznie spoczęłam na miejscu. Nadal się nie odzywałam.
- Zastanawiasz się pewnie co tu robię, prawda?- zapytał, a ja nie pewnie skinęłam głową.- Chciałem z Tobą porozmawiać.
- O czym Panie? - wypaliłam
- Mów mi Tom. Wstąpisz do grona Śmierciożerców jak Draco i twoi rodzice.- odparł.
- Nie- odpowiedziałam.- nie będę stawać po stronie zła, nie ma mowy.
- Nie rozumiesz, ja nie jestem zły. Dumbleadore jest tym złym. To on zabił Potterów, nie ja. James i Lily byli moimi przyjaciółmi. Gdy dowiedziałem się o planach Dumbleadore'a poszedłem do Doliny Godryka. Lily i James byli już martwi. Ten głupiec całą winę zwalił na mnie i grał dobrodusznego droposoholika. A tylko ja i on wiemy co tak naprawdę się tam wydarzyło - zakończył, a ja zaśmiałam się na określenie jakiego użył.
- To dlaczego nie ogłosisz tego światu?- odparłam jakby to było najbardziej oczywistą rzeczą na świecie.
- Jak myślisz komu uwierzą. Mnie - Czarnemu Panu, wielkiemu złemu Lordowi Voldemortowi, czy Jemu- zbawicielowi całego magicznego świata. - rzekł
- Ah no tak. - odparłam. Między nami trwała niezręczna cisza, którą przerwał mężczyzna.
- Jeśli chcesz, pomogę ci opanować i rozwinąć twoje moce- zaproponował, a ja ochoczo skinęłam głową. Tom wstał i na pożegnanie powiedział:
- Do zobaczenia- po czym zwyczajnie się rozpłynął.

Nagle znalazłam się w swoim łóżku. To był tylko sen. W kącie pokoju stała gitara. No tak prosiłam o nią kiedyś rodziców. Gdy byłam w mugolskiej szkole, chodziłam na dodatkowe lekcje muzyki i plastyki, aby jak najdłużej przebywać z dala od Davida. Spojrzałam na zegar. Była dziesiąta, dziwne, że nikt mnie nie obudził. Zwlokłam się z łóżka. Przygotowałam ubrania i poszłam do łazienki. Po wykonaniu codziennej rutyny Przebrałam się. Ubrana w letnią niebieską sukienkę wyszłam i skierowałam się do jadalni. Wchodząc do pomieszczenia stanęłam jak wryta. Przy ogromnym podłużnym stole siedzieli Śmierciożercy, a na jego końcu Voldemort. Nie wiedziałam, czy sen, który miałam był przepowiednią, czy tylko wytworem mojej wyobraźni.
- Elizabeth, podejdź tu- usłyszałam głos podobny do syku węża. Nogi miałam jak z waty, a całe moje ciało drżało, ale powoli podeszłam do Czarnego Pana.
- Panie- powiedziałam i pokłoniłam się.
- Usiądź obok mnie- odparł, a ja grzecznie usiadłam na krześle. -Wprowadzić więźnia.
Błądziłam wzrokiem po Śmierciożercach, a mój wzrok utkwił w rodzicach, którzy patrzyli na mnie z troską i współczuciem moje oczy przesunęły się na Draco. Z jego oczu nie dało się nic wyczytać, posłał mi delikatny pokrzepiający uśmiech, po czym spuścił wzrok. Wśród nich był również Max, wujek Severus i ciocia Bella. Czułam, że oni coś wiedzą. Coś bardzo ważnego. Zaczęłam myśleć o tym wszystkim. Moi rodzice, wujek oraz ciocia byli Śmierciożercami, to było pewne, ale czy Draco i Max też? Jeśli tak, to od kiedy? Czy Dumbledore jest zły? Czy to wszystko jest możliwe? Dlaczego wszyscy tak na mnie patrzyli?
- Dlaczego nie jesz, Elizabeth? - usłyszałam nagle głos Voldemorta i spojrzałam w jego czerwone oczy. Wzdrygnęłam się.
- S... Słucham? -zapytałam nie pewnie.
- Dlaczego nie jesz? - powtórzył.
- Nie jestem głodna- odparłam cicho. On nic nie odpowiedział, jedynie patrzył na mnie przenikliwym wzrokiem. Wiedział, że się bałam. Każdy mógł to dostrzec. Trzęsłam się, a na mojej twarzy było odmalowane przerażenie.
Do pomieszczenia weszło dwóch ludzi, których widziałam pierwszy raz w życiu. Wlekli ze sobą tego więźnia. Przeraziłam się jeszcze bardziej. To był David. Uśmiechnął się do mnie perfidnie. Nigdy nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek go zobaczę. W moich oczach stanęły łzy, a ręka sama dotknęła twarzy w miejscu blizny. Voldemort popatrzył na mnie, czułam to, ale ja wpatrywałam się w tego człowieka. Łzy spływały mi po policzkach, a w gardle powstała gula, przez którą nie mogłam wydobyć żadnego dźwięku. Nagle Whitin wyrwał się Śmierciożercom i po chwili znalazł się obok mnie. Moim ciałem wstrząsnął szloch, a strach który czułam przekroczył wszelkie granice. Mężczyzna nie zdążył nawet nic powiedzieć, a zwijał się na ziemi z bólu. Czarny Pan rzucił na niego Crucio. Po chwili z jego różdżki wydobył się zielony kolor. Kolor zaklęcia uśmiercającego. Promień trafił prosto w jego serce, a on już po chwili leżał na ziemi bez żadneych oznak życia. Wpatrywałam się w martwe ciało Davida Whitin'a. Człowieka, z którym chcąc czy nie chcąc byłam w pewnym stopniu związana. Mieszkałam z nim pięć lat. Czułam na sobie spojrzenie wszystkich. Nikt z bliskich mi osób nie odważył się podejść do mnie.
- Czy mogłabym już iść do siebie? - zapytałam ze łzami w oczach.
- Oczywiście, do zobaczenia Elizabeth- powiedział nadal przenikając mnie wzrokiem. Pośpiesznie wstałam z miejsca i szybkim krokiem opuściłam pomieszczenie. Wbiegłam do pokoju. Chwyciłam gitarę oraz różdżkę i w szybkim tempie wybiegłam z posiadłości. Skierowałam się w stronę polany. Chciałabym znaleźć miejce, gdzie nikt nie znalazłby mnie. Weszłam do lasu i ruszyłam nowo odkrytą ścieżką. Usłyszałam szum wody. Moim oczom ukazał się nie wielki wodospad. Zobaczyłam jaskinię za taflą wody. Postanowiłam że to będzie miejsce, o którym będe widziała tylko ja. Nałożyłam na wodospad specjalne zaklęcie. Będzie można tam wejść jedynie po wypowiedzeniu hasła. 'Demony przeszłości'. Gdy wypowiedziałam te słowa woda się rozstąpiła, a ja weszłam do jaskini. Wyczarowałam drewnianą ławkę. Usiadłam na niej. Zaczęłam śpiewać i grać jedną z moich ulubionych mugolskich piosenek.

Zaginiona księżniczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz