Ruszyłam przed siebie, puszczając rękę Max'a. Z trudem omijałam niektóre zaklęcia. Wbiegłam do lasu.
Nagle poczułam ostry ból głowy. Upadłam na ziemię, chwytając się za nią.
Rozejrzałam się dookoła.
Kto postawił drzewo na środku. Szybko wstałam ze ściółki, lekko się chwiejąc ruszyłam przed siebie.
Po chwili jednak, znów upadłam. No co tym razem.
Zobaczyłam przed sobą Dumbleadore'a i Paulo.
- Co teraz zrobisz, gdy nikt ci nie pomoże?
- Poradzę sobie - powiedziałam wyciągając przed siebie różdżkę.
- Nie sądzę - mówi dyrektor.
Chwilę później upadłam na ziemię, tracąc przytomność.***
Powoli otworzyłam oczy. Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że jestem przywiązana do krzesła, a usta mam zaklejone taśmą. Próbowałam jakoś rozwiązać supeł, lecz bezskutecznie. Nagle usłyszałam za sobą śmiech, a po chwili ujrzałam przed sobą mojego byłego przyjaciela. Podszedł do mnie i zerwał taśmę.
- Nadal twierdzisz, że sobie poradzisz?- zapytał, uśmiechając się perfidnie.
- Dlaczego to robisz?
- To, czyli co?
- Dlaczego nas zdradziłeś, dlaczego stoisz po nie właściwej stronie? I nie wciskaj mi kitu, że dla władzy, bo ty taki nie jesteś.
- Nie znasz mnie i nie wiesz jaki jestem! - krzyknął, a z jego oczu zaczęły płynąć łzy.
- Paulo, ty...ty płaczesz?
- Zabrał ich. Moją rodzinę, zabrał mi ich, rozumiesz? On ich zabił.- szepnął odwracając się do mnie tyłem.
- Kto?
- Jak to kto, Dumbleadore! Najpierw zabił ich, potem groził, że zabije Ciebie, Draco, Pansy i innych moich przyjaciół.
- Paulo, jeszcze nic nie jest stracone. Pomóż mi stąd uciec.
- Nie mogę, przepraszam. - powiedział i odszedł. Przecież to bez sensu. Gościu chce mnie uratować, ale jednocześnie nie chce. Co jest nie tak.
Siedziałam tak, nie wiem jak długo. Straciłam poczucie czasu. Muszę stąd uciec. Zaczęłam się szarpać, może uda mi się rozplątać supeł. Uhh no nie mogę. Już nadgarstki mnie bolą.
- Halo? Ja tu jestem i czekam na nie wiadomo co. - powiedziałam w nadzieji, że ktoś mnie słyszy. Stety lub niestety nie byłam tu sama. Dlaczego niestety? Dumbleadore.
- Oj Elizabeth, nie sądziłem, że jesteś tak... hmm waleczna.
- Czego ty ode mnie chcesz teraz?
- Potrafisz leczyć, a Riddle trochę pokaleczył moich ludzi. Albo dobrowolnie im pomożesz, albo...
- Nigdy - przerwałam mu. - Nie pomogę komuś, kto chce zabić moich bliskich.
- Czyli nie po dobroci. Sama wybrałaś. - rzekł ze 'smutną' miną. Wycelował we mnie różdżką i rzucił nie znane mi zaklęcie.
Ocknęłam się, tym razem już nie byłam przywiązana. Leżała na ziemi, chyba w tym samym pomieszczeniu. Nagle usłyszałam krzyk.
- Powiedziałeś jej o wszystkim!
- Tak, musiałem jej powiedzieć. Jesteś potworem Dumbleadore.
Dyrektor wycelował różdżką w Paulo. W ostatniej chwili go odepchnęłam, przyjmując je na siebie.

CZYTASZ
Zaginiona księżniczka
FanfictionElizabeth - 10 letnia dziewczynka z blond włosami wręcz białymi. Co zrobi kiedy dowie się że człowiek który ją krzywdził nie był jej prawdziwym ojcem? Co jeśli ma kochających rodziców i brata?