Rozdział 17.

2.4K 121 6
                                    

Na początek tak...
Wiem mówiłam że rozdział w weekend ale nie miałam czasu więc jest dzisiaj.

Jeszcze taka sprawa... Wiem że piszę rzeczy które normalnie w Hogwarcie by się nie zdarzyły lub nie można, ale pisze tak na potrzebę opowiadania lub po prostu tak chce moja wyobraźnia... 💕

Ten rozdział będzie pisany z perspektywy Elizabeth, ale będzie to co ona czuła podczas tego dnia gdy Draco i Blaise jej szukali... Ogarniacie cn? XDD

‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡

Draco spał... No żadna nowość w sumie... Ale dziwne że Blaise'a nie było... Jakoś ostatnio dziwnie się zachowuje... Przecież on wczoraj CZYTAŁ KSIĄŻKĘ taką prawdziwą hahaha...
Poszłam do łazienki przebrałam się i wykonałam codzienną rutynę. Zajeło mi to nie więcej niż pół godziny. Mój brat nadal spał...
Zeszłam do PW i zobaczyłam siedzącego przy kominku Blaise'a...
- Hej- przywitałam się
- O cześć, już nie śpisz?
- Jak, widać nie- odpowiedziałam z uśmiechem - Idziesz na śniadanie?
- Nie już jadłem, ale ty idź...
Kiedy już miałam wychodzić Blaise mnie zatrzymał
- Eli poczekaj... Chciałem zapytać- powiedział zakłopotany... Kolejna nowość przecież Blaise nigdy nie jest zakłopotany- Co robisz potem?
- Idę do biblioteki, mamy do napisania wypracowanie o gwiazdach czy coś na astronomię... A co?
- Aha okej. A nic tak pytam. Dobra leć już.
Pomachałam mu na pożegnanie i odeszłam.
Obrałam kierunek Wielkiej Sali. Wchodząc do środka potknęłam się i prawie upadłam, ale ktoś mnie złapał. Już miałam podziekować, ale to był Potter... Zacznę myśleć że mnie prześladuje czy coś... Wyrwałam się i odeszłam w stronę stołu Slytherinu. Cały czas czułam na sobie wzrok gryfona. Zajęłam moje stałe miejsce i nałożyłam na talerz tosty. Przez cały czas miałam wrażenie że ten przeklęty okularnik bez przerwy się we mnie wpatruje. W pośpiechu zjadłam śniadanie i wyszłam. Skierowałam się do biblioteki. Oczywiście ja mam sklerozę i nie wzięłam pergaminu a u bibliotekarki wykorzystałam "limit pożyczania" kartek. W połowie drogi musiałam zawrócić do dormitorium. W drodze powrotnej usłyszałam krzyk w jednym z korytarzy, niestety tego dnia pech nie chciał mnie opuścić. Schody po których szłam postanowiły zrobić mi psikusa i skręcić... Znowu usłyszałam przeraźliwy krzyk... Postanowiłam jakoś dostać się na ten korytarz... Zbiegłam ze stopni i poszłam inną drogą. W końcu się tam, dostałam. Szłam korytarzem, nagle ktoś mnie zawołał. Odwróciłam się i zobaczyłam Pottera. Zignorowałam go i poszłam dalej... Okularnik nadal mnie wołał.
- Daj mi spokój!- krzyknęłam nie odwracając się nawet.
- Poczekaj, chce z tobą porozmawiać.
- Nie mamy o czym rozmawiać...
- Daj mi chwilę... Proszę! -po kilkuminutowych błaganiach ze strony "Wybrańca"zdecydowałam że go posłucham inaczej nie da mi spokoju.
- No dobra, mów...
- Bo wiesz... Ja...
- Zlituj się... Nie wiem... I nie obchodzi mnie to...
- Bo ja... Zakochałem się...
- I po co mi to mówisz? -odpowiedziałam głosem pełnym pogardy...
- Zakochałem się w tobie...
Nagle poczułam że chce mi się śmiać i to bardzo... Nie wytrzymałam i zaczęłam rechotać jak głupia, aż się popłakałam ze śmiechu...
- Hahaha i po co mi hahaha to powiedziałeś?
- Bo myślałem że ty we mnie też... - odpowiedział jakby to było coś oczywistego. Znowu parsknęłam gromkim śmiechem który rozniósł się po całym korytarzu.
- Nie no będe miała co opowiadać Draco i Blaise'owi- odpowiedziałam opanowuiąc się.
- Nie możesz im tego powiedzieć
-A niby dlaczego?
- Bo nie!
- To nie jest żadna odpowiedź. I tak im powiem hahaha
Nagle gryfon wycelował we mnie swoją różdżką i wypowiedział jakieś zaklęcie.
Dalej już nie pamiętam...
Chyba zemdlałam...
Gdy się ocknęłam nie wiedziałam kim jestem, gdzie jestem i wogóle nic nie wiedziałam. Zobaczyłam że jakiś blond włosy chłopak podbiega do mnie. Pomógł mi wstać.
- Eli nic ci nie jest, nie rób tak więcej...
Eli? To chyba ja...
- Eee kim ty jesteś? I gdzie ja jestem?
- Jak to kim nie żartuj sobie... - powiedział uśmiechając się. Zrobiłam zdezorientowaną minę, a jego twarz zaraz nabrała poważnych rys - to ja Draco... Jestem twoim bratem... I jesteś w Hogwarcie
- Ale ja nie mam brata... I co to jest Hogwart? - Jaki brat? Jaki Hogwart... Co? Wogóle nie wiedziałam o co chodzi...
- Blaise biegnij po Snape'a
- Kto to Snape?
- Twój chrzesty
- Ale ja nie mam chrzestnego mam tylko ojca... Nazywa się David Whitin...
Po tym jak to powiedziałam obok zjawił się chyba Blaise z jakiś mężczyzną ubranym na czarno jak na pogrzeb...
- Jak, się nazywasz? - Zapytał Snape(?)
- Ten chłopak powiedział do mnie Eli więc może Eliza albo coś w tym stylu...
- Draco idź z panem Zabinim po dyrektora niech zawiadomi twoich rodziców, aby jak jak szybciej się tutaj pojawili. Będziemy w Skrzydle Szpitalnym.
- Dobrze profesorze.
- Elizabeth- zwrócił się do mnie... Aa czyli Elizabeth no nieźle... - choć ze mną.
Nie pewnie ruszyłam za nim. Weszliśmy do pomieszczenia które było w całości pomalowane na biało. Po obu stronach znajdowały się rząd łóżek jak w szpitalu... Dobra teraz to ma sens Skrzydło SZPITALNE.
- Poczekaj tu i nigdzie się nie ruszaj.
Pokiwałam głową na znak, że rozumiem. Mężczyzna oddalił się i zniknął za drzwiami do czyjegoś gabinetu, zapewne pielęgniarki- pomyślałam.
Minęło dobre kilkanaście minut a nikogo jak nie było tak nie ma...
A ja sobie czekam... No nie ma co... Oni o mnie zapomnieli czy co?
Ledwo to pomyślałam a do pomieszczenia wbiegła dwójka ludzi- mężczyzna i kobieta.
Mężczyzna miał proste, blond włosy podobne do tego chłopaka, opadające na ramiona. Był wysoki. W ręku miał coś na kształt laski z rączką podobną do głowy węża.
Kobieta miała również blond włosy lecz jej były przeplatane brązowymi pasemkami, upięte w eleganckiego koka. Ubrana była w czarną sukienkę-powyżej kostek, ale poniżej kolan...

Pewnie byli małżeństwem, zapewne również rodzicami tego blondyna... Czyli, że też moimi? Tylko ja nic nie pamiętam... Dlaczego...

Zaginiona księżniczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz