Rozdział 34.

1.4K 76 8
                                    

Elizabeth:
Obudziłam się o szóstej, za cztery godziny jade do Hogwartu. Usłyszałam ciche pukanie w szybę. Zobaczyłam siwą sowę. Wpuściłam ją do środka i odebrałam list. Dałam jej trochę pokarmu dla sów i wypuściłam na zewnątrz. Rozdarłam kopertę. Doskonale wiedziałam, że jest od Dyrektora.

"Szanowna Panno Malfoy

Zapomniałem przekazać, że teleportuje się Pani wraz z Maxymilianem Clintonem z pod Pańskiego domu. Poślę po Was profesora Snape'a. Będzie o godzinie 9:50.

Z wyrazami szacunku,

Albus Dumbledore,

Dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. "

Wzięłam czysty pergamin i napisałam odpowiedź:

"Szanowny Panie Dyrektorze,

Dziękuję za informację, napewno zjawię się na czas

Z poważaniem,

Elizabeth Malfoy. "

Udałam się do garderoby, aby wybrać sobie ubrania na dzisiejszą kolację. Gdy wychodziłam z szafy zauważyłam, że moje zwierzaki jeszcze śpią. Skierowałam się w stronę łazienki, aby wykonać poranną toaletę. Postanowiłam zejść na śniadanie w piżamie, a dopiero później przebrać się w ubrania przygotowane do Hogwartu. O szóstej trzydzieści schodziłam po schodach do jadalni. Zazwyczaj śniadanie było o ósmej, ale jeśli ktoś wstał wcześniej to po prostu schodził. Postanowiłam zrobić naleśniki. Od razu dla rodziców będzie. Nagle usłyszałam dzwonek dla bramy. Ciekawe kto, tak szybko przyszedł. Popatrzyłam przez okno.
- Max? Ah no tak przecież teleportuje ske ze mną. Wpuściłam go do środka. Rodzice jeszcze spali, więc starałam się być jak najciszej. Do kuchni wszedł szesnastolatek.
- Hej El- przywitał się.
- No hej, co tam?-odpowiedziałam.
- A nawet spoko, a tam?
- Gdyby nie to, że jestem wściekła na Blaise'a to było by świetnie.
- Ah, zobaczysz damy mu popalić.- powiedział chłopak z uśmiechem.
- Masz rację. - odwzajemniłam uśmiech.
- A co, robisz?
- Naleśniki, chcesz?
- Chętnie. -odpowiedział.
- To musisz poczekać, usiądź sobie czy coś. - zaproponowałam i zaczęłam wyciągać potrzebne składniki. Kilka minut później zaczęłam robić naleśniki. Wyjęłam cztery talerze i rozdzieliłam po kilka naleśników na talerz.
- Jaką polecę chcesz? - zapytałam.
- Masz malinową?
- Oczywiście, że mam to moja ulubiona. - zaśmiałam się.
Wyjęłam z szafki trzy polewy malinową, karmelową i truskawkową.
Polałam naleśniki syropami. Położyłam na stole dwa talerze, a kolejne dwa wzięłam do rąk, aby zanieść rodzicom.
- Max? Mógłbyś mi pomóc, proszę? -zapytałam
- Jasne- powiedział i otworzył mi drzwi. Podziękowałam i poszłam dalej. Wspięłam się po schodach i chwilę później byłam przed pokojem rodziców. Zapukała, a raczej delikatnie kopnęłam w drzwi. Otworzyła mi mama.
- Cześć mamo, tato- powiedziałam, będąc już w pomieszczeniu.
- Dzień dobry córeczko- odpowiedzieli.
- Przyniosłam Wam naleśniki z Waszymi ulubionymi syropami.
- Nie musiałaś- powiedział tata.
- Tak wiem, ale chciałam. - uśmiechnęłam się, a rodzice odwzajemnili uśmiech. - Max już przyszedł. Smacznego- powiedziałam i wyszłam, zamykając za sobą drzwi.
Zeszłam do jadalni i usiadłam przy stole.
- Smacznego- powiedział Max.
- Dziękuję, nawzajem- odpowiedziałam i zaczęliśmy jeść.
- Mniam, pyszne te naleśniki. Musisz dać mi ten przepis poproszę skrzaty, żeby mi takie robiły codziennie.
- Dziękuję, niestety nie dam Ci przepisu, moja słodka tajemnica. Takie naleśniki to tylko u mnie. - odparłam i się zaśmiałam.
- Szkoda, no trudno będę czasem do Ciebie wpadał na te naleśniki. - uśmiechnął się.
- Nie ma sprawy, wpadaj- rzekłam.
Rozmawiałam z Maxem na różne tematy, aż w końcu do pomieszczenia przyszli rodzice.
- O matko już dziewiąta, idę się szykować. Nie zdąże! - wykrzyknęłam i biegnąc po schodach prawie się zabiłam.
Umyłam włosy, a następnie je wysuszyłam. Przebrałam się w wcześniej przygotowane ubrania.
Wybrałam buty i torbę. Była dziewiąta trzydzieści.
- Perełko! -krzyknęłam, a po chwili obok mnie pojawiła się skrzatka.
- Panienka wzywała. - skrzatka pokłoniła się.
- Tak, Perełko mogłabyś mi zrobić jakoś ładną fryzurę, proszę?
- Oczywiście niech Panienka usiądzie.
Gdy usiadłam na krześle Perełka wzięła się do roboty. Efekt końcowy był przepiękny.
Mam pięć minut. Rzuciłam na torbę zaklęcie zmniejszająco-zwiększające i pobiegłam do biblioteki. Wybrałam książki i rzuciłam się w stronę wyjścia. Na szczęście przybyłam przed wujkiem Severusem.
- Wow, wyglądasz ślicznie. - powiedział ktoś za mną, aż podskoczyłam.
- Ah, Max to ty nie strasz tak - zaśmiałam się- dziękuję.
Nagle przed nami pojawił się wujek Severus.
- Dzień dobry panie profesorze- przywitał się Max.
- Dzień dobry.
- Dzień... - wujek przerwał mi moją wypowiedź
- Co ja Ci mówiłem. -powiedział z lekkim wyrzutem.
- Dobrze już, cześć wujku- podeszłam do niego i przytuliłam go. Gdybyście widzieli minę Maxa. Gdy oderwałam się od wujka zaczęłam się śmiać.
- Max gdybyś widział swoją minę. - ponownie wybuchnęłam śmiechem, (UWAGA!) a wujek Severus mi zawtórował. Kolejne zdziwienie Maxa przez śmiejącego się Snape'a.
- Dobrze, lepiej już się teleportujmy. -powiedziałam.
- Masz rację, Panie Clinton proszę chwycić Elizabeth za rękę. - powiedział wujek, gdy Max chwycił moją dłoń, wujek wziął drugą i teleportowaliśmy się przed bramę Hogwartu.
✍Maraton 3/5✍
☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼
Pewnie już zauważyliście, że jest maraton? XD

Zaginiona księżniczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz