31

199 10 0
                                    

-No chyba nie za bardzo- odpowiedział Jake, pobiegłam po apteczkę. Kiedy przyszłam do kuchni Jake umierał ze śmiechu. Spojrzałam na niego zdziwiona. Trochę nie ogarnęłam co się stało.
- Co ci jest?- zapytałam nie ogarniając sytuacji. Jake spojrzał na mnie i wyciągnął do mnie rękę. Odłożyłam apteczkę i podeszłam do niego.
- Twoja reakcja była piękna.- powiedział i pocałował mnie w czoło- Dobrze jest mieć tak opiekuńczą dziewczynę.
- Dobrze jest mieć chłopaka który zawsze poprawi ci humor beznadziejnym żartem - odpowiedziałam i odsunęłam się od niego.
- Jesteś zła?- zapytał zmartwiony - Przepraszam. Może faktycznie nie najlepszy moment na żarty. W końcu twój brat w szpitalu i zaraz matura.
- Matura- powiedziałam wzdychając. - Nie dam rady jej napisać.
- Dasz, jesteś przecież dobrą uczennicą.- powiedział - Mam propozycje. Jest już niedziela, jutro idziemy do szkoły, chodź zabiorę cie na zakupy?
- Dobry pomysł, gdybyś nie był moim nauczycielem.- powiedziałam- Może nas ktoś zobaczyć...
- Nikt nas nie zobaczy. Wszyscy siedzą jeszcze w domach. Pojedziemy do takiego centrum gdzie napewno nie spotkamy nikogo.- powiedział i wyciągnął rękę. Złapała ja i poszliśmy do przedpokoju. Założyliśmy buty i kurtki i wyszliśmy z domu. Zamknęłam dom i poszłam do samochodu Jakea. Jechaliśmy w ciszy.
- Czemu jesteś smutna?- zapytał - Jedziemy na zakupy!!
- Postaram się nie być smutna, ale - zaczęłam a chłopak przewrócił oczami- zabierzesz mnie po maturach na wakacje.
- Co?!- wykrzyknął, i spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się ze zwycięstwa.
- No,wiesz na wakacje.-powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego. Spojrzał na mnie i oparł się na oparciu fotela i spojrzał na ulice.
-Gdzie chcesz jechać?- zapytał i zacisnął lekko zęby.
-Zgodziłeś  się !- zawołałam zadowolona i już chciałam rzucić się mu na szyje ale pasy mnie zatrzymały.
- Uważaj bo obojczyk sobie połamiesz- powiedział i uśmiechnął się do mnie.- później mnie przytulisz.
- Ugh, no dobrze. Ale zgodziłeś się, na prawdę?- zapytałam nie mogąc uwierzyć że zabierze mnie na wakacje.
- Tak zgodziłem się na prawdę. Teraz muszę wiedzieć gdzie chcesz jechać- powiedział i zaparkował. Kiedy tylko się zatrzymaliśmy wypadałam z samochodu i podbiegłam do niego. Uśmiechnął się i rozłożył ręce. Wpadłam w jego objęcia i przytuliłam go mocno.
- Tajlandia- powiedziałam a on spojrzał na mnie jakbym wydała na niego wyrok śmierci.
- Nie mam fabryki pieniędzy.- powiedział i odsunął się ode mnie.
- Oj no wiem, żartowałam- powiedziałam i ruszyłam w kierunku centrum. - Teraz chodź idziemy na zakupy, kupimy ci coś ładnego.
-Mi?- zapytał zaskoczony .
- Tak ci. Ja tez sobie coś kupię nie martw się.- powiedziałam i weszliśmy do budynku.

WychowawcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz