15. Rozmowa

1.4K 46 0
                                    

Jace

- Dlaczego nas zostawiłaś ? - zapytałem zanim ona zaczęła mówić.

- Byłam niepożądaną częścią rodziny. Po śmierci Willa, mojego męża zamieszkałam w Los Angeles. Dobrze dogaduje się z Wielkim Czarownikiem Los Angeles...

- Czy ty i on...

- Nie. Nie, z nikim... Kochałam dwóch mężczyzn takim uczuciem. Jema i Willa. Jem był moim narzeczonym, ale go straciłam. I wtedy... Wtedy zrozumiałam, że życie to zrobiło, bo powiedziałam "tak" nie temu. Will, był trudny, unikał miłości, bliskości. Mimo to potem, to wszystko się zmieniło... Wydałam na świat jego dzieci i byłam z tego dumna... Teraz, kiedy patrzę na ciebie widzę oczy mojego syna - szepnęła.

Zawahała się, ale w końcu dotknęła mojego polika.

- Miał złote oczy jak ja - wyszeptałem.

- Kiedy zaczęła się krucjata Morgensterna uciekłam do Magnusa. Pomagałam mu razem z innymi Podziemnymi chronić Clary. Niektórzy przypłacili to życiem, ale nie mów jej.

- On był blisko jej znalezienia ?

- Węszył. Stado wilkołaków postanowiło odwrócić jego uwagę... Wszyscy martwi.

- Moment. To kto wiedział, że...

- Nikt. Za to wszyscy myśleli, że Clary to porzucona Łowczyni, którą Bane przygarnął i obdarzył swoim nazwiskiem. Wychowywał ją Magnus, Raphael, ja, Ragnor, Catarina, Luke i Jocelyn oczywiście. Dla Podziemnych była wyjątkowa. Najpierw się bała, ale każdy to rozumiał, była mała, ale potem. Lepiła się do nóg, potrafiła wspiąć się na ciebie i usnąć na piersi wampira, wilkołaka, czarownika. Przez ostatni rok razem z Magnusem podbili Pandemonium. Żaden demon nie mógł wyjść z tego klubu jeśli skrzywdził Podziemnego.

- Podziemni ufają jej jakby była jedną z nich...

- Jest. Kiedyś wszyscy byli poruszeni. Wampir w nocy chciał ją zaatakować. Bawiła się z nimfami w parku, ja i Bane siedzieliśmy na ławce kilka metrów dalej. Nagle wampir ją złapał. Chciał wtopić kły w jej żyły. Chcieliśmy go zatrzymać, ale Santiago już był przy nim. Wampir ją puścił, a ona schowała się za Raphaelem. Kilka dni później ten wampir spalił się w słońcu Sahary...

- Co ?

- Santiago poprosił Magnusa o portal tam. Wrzucił go i zostawił na słońcu. Był bez szans. Reszta jego stada od tej pory nawet nie wyrwie jej włosa. Żaden wampir z Nowego Yorku tego nie zrobi bo inaczej Raphael dorwie go i zabije w dość widowiskowy sposób.

- Dlaczego... Dlaczego nie odezwałaś się po Powstaniu ?

- Nie mogłam. Valentine żyje i nie mogłam ryzykować życia Jocelyn i Clary. W Londynie, w Instytucie, w którym mieszkałam z Willem żyli Charlotte i Henry Branwell, ich przodkowie. One tak bardzo mi ich przypominają... Henry był rudy, a kiedy widzę ogniste włosy Clary i Jocelyn od razu mi się przypomina. W dodatku ta wesołość... Gdyby nie Valentine obie byłyby wulkanami energii i optymizmu. Przekonasz się. To rodzinne u Fairchildów...

- Branwellów - poprawił ją.

- Nie. Charlotte miała z panieńskiego Fairchild, a została...

- Pierwszą panią Konsul - wyszeptał. - Przeszło jej nazwisko.

- No właśnie. Dodam również, że była osobą o niezwykle silnym charakterze.

- Wiesz co się stało z moim ojcem ? - zapytałem nagle.

- Wiem dokładnie. Byłam w kontakcie z Amatis. Luke też. Przykro mi z tego powodu, ale nic nie mogłam zrobić. Nie posłuchałby mnie. Twój ojciec nienawidził mnie. Może i mnie nie znał, ale przeklinał fakt, że moje geny są w jego ciele. Gdyby mnie zobaczył, zabiłby mnie na miejscu...

Historia pewnej ŁowczyniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz