35. Nasza tajemnica

685 23 0
                                    

Alec

- Jeszcze raz. Kiedy wy się pieprzyliście pod gołym niebem, Magnus, Luke i Raphael zniknęli, a wy teraz mówicie, że przepraszacie ? Oni zniknęli i to sprawka Morgensterna ! Teraz żeby ich odzyskać musimy dać mu Kielich ! To wszystko przez to, że oczywiście musicie mieć jakieś swoje tajemnice i Anioł jeden wie, gdzie się urywać, tylko po to, żeby się pieprzyć, no po prostu pięknie ! - krzyknąłem, kiedy oni siedzieli na kanapie niemal otoczeni przez nas.

No ale cóż - należało im się. Oni znikają od tak, a tymczasem Magnus zostaje porwany przez Morgensterna i może już nie żyć, albo gorzej.

- Alec, musieliśmy coś takiego zrobić i rozdziewiczanie Clary nie było planowane... W ogóle nie sądziliśmy, że stanie się coś takiego... Mieliśmy w ogóle inny plan...

- Coś takiego, czyli panika wynikająca z waszej długiej nieobecności? No cóż, pomyślmy. Morgenstern chce Clary, żeby zdobyć Kielich i wie, że ona odda mu tylko wtedy, kiedy będzie tego chciała, a przynajmniej z własnej woli, więc to chyba jasne, że będzie musiał jakoś to na niej wymóc, a jak łatwiej to osiągnąć jak nie porwać np. Jace'a, którego kocha ? No i nie można chyba przemilczeć, że Jonathan pragnie swojej siostry, a przeszkodą do niej jest Jace, tak więc chyba wszyscy mają prawo martwić się z powodu waszej długiej nieobecności bez żadnej wiadomości, co?

- Okey, nie byliśmy zbytnio przewidujący... - przyznała po chwili Clary.

- Kto to mówi ? Możesz kurwa przewidzieć przyszłość, a czegoś tak ważnego nie widzisz ? - zapytałem z wyrzutem.

- Alec, przestań to nie jej wina, tylko bardziej moja. Na mnie możesz się wydzierać jak tylko chcesz, ale nie waż nawet się podnosić na nią głosu, jasne?

- Bo co kurwa?! Ty akurat jesteś w tym wszystkim tak winny, że powinieneś trafić przed sąd.

- Alec, na serio wystarczy - przerwała mi Izzy, która chyba pierwsza zauważyła łzę na policzku Clary.

Przez chwilę sam na nią patrzyłem widząc coś, czego nie mogłem określić żadnym znanym mi słowem, ale po chwili dziewczyna roztarła ją rękawem wymiętej koszulki, po czym stanęła przede mną.

- Wiem. To wszystko moja wina. Zawsze wszystkiemu byłam winna i nikt temu nie zaprzeczy. To przeze mnie mama i Luke musieli znikać, ukrywać się jak nigdy, wyruszać Anioł wie gdzie. Przeze mnie Magnus ryzykował nie tylko narażając się przed Clave, ale i przed Morgensternem. Przeze mnie Tessa również ryzykowała, Catarina i Raphael. Gdyby nie ja Ragnor by żył, tak samo jak ci wszyscy, który zginęli podczas ostatniej walki. To wszystko moja wina!

- Clary nie mów tak. Nie możesz... - zaczął Jace, chcąc ją przytulić.

- Mogę! - krzyknęła i odepchnęła jego rękę. - To moja wina. Słyszysz? Moja wina! Tylko i wyłącznie moja.

- Clary, przestań! To bardziej moja wina, bo to ja spałam z Valentinem i to ja urodziłam tego demona, tak? To ja miałam tak wiele szans aby zabić ich oboje i nigdy nie mogłam tego zrobić, więc to moja wina, a nie twoja, dziecko! - krzyknęła w końcu Jocelyn, odzyskując głos, który chyba straciła w momencie, w którym dowiedziała się, że Luke jest w rękach Morgensterna.

Choć. Odzyskała go już wcześniej, kiedy zobaczyła Clary i Jace'a, w pogniecionych rzeczach, na koniu, który wyglądał po prostu okropnie, ale oboje przez chwilę byli uśmiechnięci, dopóki nie dowiedzieli się tego, co się stało podczas ich nieobecności.

- No właśnie. Urodziłaś również mnie. Nie wiem teraz nawet po co. Skoro jestem dzieckiem tego demona, to co po dałaś mi dom i bezpieczeństwo?

Historia pewnej ŁowczyniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz