49. "Nie dam ci uciec Jonathanie"

525 22 5
                                    

Clary

Kiedy poczułam, że już na mnie nie patrzą zaczęłam iść normalnym tempem. Tylko kiedy słyszałam kogoś w pobliżu przemykałam się lub unosiłam w górę i przelatywałam nad dachami. Nikt nie mógł mnie zobaczyć. Musiałam po cichu wymknąć się z miasta. Nie będę narażać nikogo na większe niebezpieczeństwo.

Już i tak ci ludzie wiele dla mnie poświęcili. Czas abym się odpłaciła.

Byłam już w części miasta, w której byli tylko obrońcy na murach i dwa zapasowe oddziały złożone prawie z samych Nefilim i wilkołaków z Brocelind, więc nie musiałam się bać, że któryś mnie wywęszy i podejdzie.

Stałam w ciemnej, wąskiej uliczce. Czekałam na niego. Uśmiechnęłam się lekko kiedy usłyszałam jego kroki.

- Jace ? - zapytałam, choć w tej chwili nie było mi to potrzebne.

- Wiedziałaś, że za tobą idę, czy po prostu się mnie spodziewałaś ?

- Wiedziałam i spodziewałam się, że mnie nie puścisz samej - powiedziałam i odwróciłam się do niego twarzą. - Nawet nie wiesz na co się piszesz, idąc za mną. Jace to jest śmiertelnie niebezpieczne. Może być tam sam, ale nawet sam jest bardzo niebezpieczny, a jeśli się spóźnimy i będzie z aniołem nic nie będziemy w stanie zrobić, rozumiesz ? Będziemy pokonani.

- Clary, Clary... Ile ja razy muszę ci powiedzieć, że ja nie będę puszczał cię na solowe akcje ? Może i kiedyś cię puszczano na takie solówki, ale ja nie będę stał, patrzył i czekał, aż moja łaskawa prawie narzeczona wróci do moich ramion i powie, że jest cała.

- Jace, nie chce ryzykować twojego życia.

- A ja nie pozwolę ci ryzykować twojego ! Zwłaszcza, że nie musisz się o mnie bać - nie jestem połączony z Tessą, tylko z Batem... Jeśli przyjdzie co do czego to mogę udusić Valentine'a gołymi rękami.

- Ale przecież...

- Co ? Tessa nie potrzebowała runy, bo jest i Nefilim, i Podziemną. A niektórzy Nefilim również nie zgodzili się na połączenie, więc... Wolałem pokazać, że jestem otwarty, a nie łączyć się z rodziną...

- Słabe wytłumaczenie. Połączyłeś się z wilkołakiem, żeby w razie czego mnie niemal wytropić.

- I tak to robiłem - mruknąłem i pokazałem jej skrawek jej ubrania.

- Jace.

- Clary, ja ci ufam. To Valentine'owi nie ufam i nie pozwolę ci iść do niego na sam na sam... - zaczął, kiedy zobaczyłam wielką barierę, która otacza miasto.

- Zaczęło się. Mamy coraz mniej czasu... - wyszeptałam i w cieniu narysowałam szybko Bramę, myśląc o Lustrze Anioła.

- Mamy ? - zapytał uśmiechnięty, kiedy Brama była skończona.

- Nie gadaj tylko chodź - warknęłam, przechodząc przez nią.

Jace

Kiedy przeszedłem przez Bramę od razu poczułem, że coś jest nie tak. Coś niemal krzyczało, że wszystko jest źle, jednak zrozumiałem te obawy dopiero wtedy, kiedy Brama dosłownie wyrzuciła mnie przy lesie Brocelind, czyli jakieś dobre kilka kilometrów od pola walki, no i w dodatku bez Clary u boku.

- Cudownie Herondale. Dałeś się wyrolować własnej dziewczynie. I to jeszcze w taki głupi sposób ! - krzyknąłem zły na siebie.

- Cóż, bardzo marny - usłyszałem nagle.

Historia pewnej ŁowczyniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz