Brawura

849 18 1
                                        

Mimo moich obaw przed kontaktem z nartami i śniegiem, szło mi całkiem nieźle, no przynajmniej jeśli mowa o oślej łączce dla dzieci.
-dobra już umiem, teraz chodźmy na wyciąg- zaproponowałam,
-do wyciągu kochanie jeszcze długa droga, najpierw musisz mi się nauczyć skręcać i hamować, żeby nie potrącić jakiejś osoby i sama nie skończyć ze złamaną nogą czy ręką- uśmiechnął się,
-ja już umiem, patrz!- przygotowałam się tak jak mi pokazywał, chciałam zademonstrować moje nowe umiejętności, ale ta głupia narta skręciła sama, no więc skończyłam przewracając się w zaspę śniegu na poboczu, już słyszałam ten jego szyderczy śmiech;
-no brawo, brawo, praaawie o to chodziło- śmiał się klaskając,
-to nie moja wina, ja umiem, tylko to przez te narty!- zmarszczyłam czoło,
-dobrze, spokojnie, wszystko przyjdzie z czasem, poćwicz jeszcze slalom, ja przyniosę nam gorącą czekoladę, na pewno zmarzłaś.

O nie, ja się tak łatwo nie poddam, udowodnię mu, że ja już umiem jeździć, postanowiłam sama przejść na wyciąg, skoro on chciał jeździć ciągle z dziećmi to niech jeździ, ja mam zamiar korzystać z wyciągu, a nie ciągle chodzić.
Patrząc na poziom jazdy innych uczestników, przeszył mnie lekki dreszcz, ale skoro już tu wyjechałam no to trzeba zjechać, do dzieła!
Nie przewidziałam tylko, że narty, aż tak nabiorą na szybkości, już po chwili zaczęłam krzyczeć, hamować, ale nie mogłam zapanować nad prędkością, na szczęście wszyscy odsunęli się mi z drogi dzięki czemu, zapobiegli tragedii. Udało mi się trochę wyhamować i następnie przewrócić się w miarę miękkie miejsce.
Po chwili przybiegł do mnie ratownik, pomógł wstać i zapytał czy wszystko w porządku, sprawdził moje kończyny czy są całe;
-proszę uważać następnym razem- powiedział niemiłym tonem,
Przewróciłam oczami i chciałam wrócić na wyciąg, ale poczułam szarpnięcie za rękę;
-co to miało do cholery być, popis głupoty?- wydarł się Igor, czyli jednak musiał usłyszeć jak się darłam zjeżdżając,
-chciałam spróbować no..
-to spróbowałaś, gratuluję! Zdejmuj narty, raz!- było mi głupio przed nim,
-ale nie chce jeszcze wracać, nic mi nie jest- powiedziałam cicho,
-nie dyskutuj ze mną, masz więcej szczęścia niż rozumu- powiedział przez zęby, a ja się trochę wystraszyłam, więc zaczęłam się rozbierać, nie chciałam, żeby się denerwował już.
Bez słowa zabrał rzeczy i oddał do wypożyczalni, uregulował należność i poszliśmy do samochodu;
-wiesz jak się przestraszyłem? Mogłaś się połamać- zaczął chłodnym tonem,
-okej to nie był dobry pomysł, też się bałam- spuściłam głowę,
-jeśli o coś proszę masz słuchać, zrozumiałaś?
-nawet nie zapytałeś czy nic mi nie jest, tylko się drzesz- powiedziałam z wyrzutem,
-zbadał cię ratownik, masz siłę pyskować więc wszystko w porządku, odpowiedz czy rozumiesz o czym do ciebie mówię,
-wal się..-powiedziałam cicho, odwrócona do okna,
-grzeczniej! Bo zaraz zatrzymam samochód i przywołam cię do porządku. Narażasz swoje życie mimo tego, ze powiedziałem ci, że masz zostać i poćwiczyć. Jak mogę ci zaufać, skoro w takich rzeczach urządzasz samowolkę, totalnie nie bacząc na konsekwencje.- miałam dość jego wywodu,
-odwieź mnie do domu- powiedziałam przez łzy, nie chciałam, żeby na mnie krzyczał, powinien mnie przytulić i powiedzieć, że wszystko w porządku, ja też się przestraszyłam.
-jak sobie życzysz.

ŁaweczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz