siedzę, słyszę głosy
dookoła, w ruchu nocy,
dąży do mnie grupa mała.
stąpa głośno roześmiana,
cała paczka ignoruje,
w moją śmierć nie ingeruje.
wciąż się śmieją, mają w dupie,
byle tylko istnieć w trupie.
lecz na końcu jest dziewczyna.
widzę, że nietęga mina
zdobi jej prześliczne lico.
pewnie się zapytasz: "i co?"
otóż ona, ta najcichsza,
niepozorna, wręcz magiczna,
zatrzymała swoje kroki i stanęła.
cała moja złość minęła.
wyciągnęła do mnie delikatną rękę,
widziała moją twarz w udręce.
pomogła mi wstać i się otrzepać,
dała kilka rad, zabroniwszy narzekać.
myślę, że to był mój anioł stróż,
który wytrącił mi z ręki nóż.
fizyka, Lubin, wtorek, 12.02.2019
CZYTASZ
Myśli rozrzucone
Poetryjeżeli czegoś nie lubię, to dusić swoich tęsknot na dnie serca. kiedyś i tak się uwalniają, ale gdy stopniowo wypłakuję żal z duszy, boli mniej niż gdy wszystkie wylecą z niezałatanej w sercu dziury, robiąc problemów więcej niż sto mamuntów, biegnąc...