XIX

606 27 1
                                    

Pov Camila

Po tym, jak wstałam i się ogarnęłam, zdecydowałam się zejść do kuchni i zrobić śniadanie. Musiałam jakoś zabić czas oczekiwania na Lauren. Nie wiedziałam co się z nią dzieje, nie odzywała się od dwóch dni. Zdziwiłam się, kiedy po kąpieli nie znalazłam jej w domu. To jej dom, a ja się czuję jakbym, mieszkała tu sama. W sumie jeszcze bardziej zdziwił mnie sms od niej. Odkąd Lauren zaczęła pracować, nie widziałam jej praktycznie w ogóle. Wychodziła wczesnym rankiem i wracała, kiedy już spałam. Ten tydzień był bardzo ciężki, doliczając jeszcze to, co działo się z nią wczoraj. Martwiłam się o nią. Bałam się tego, co już niebawem od niej usłyszę. Może mnie zdradziła? Ktoś jej się spodobał?

Wlewałam właśnie jajka na patelnię i czekałam, aż się zetną, kiedy Lauren weszła do domu. Odwróciłam się w jej stronę, zdjęła buty i weszła do kuchni. Otworzyła lodówkę, nalała sobie wody z cytryną i miętą w szklankę i usiadła przy wyspie kuchennej. Przełożyłam szybko jajecznicę na dwa talerze i dołączyłam do szatynki, podsuwając jej talerz. Nie odezwała się słowem, ale zaczęła jeść, co również mnie minimalnie uszczęśliwiło.
Skończyłyśmy posiłek w ciszy, po czym włożyłam talerze do zmywarki. Wróciłam na swoje miejsce i spojrzałam dziewiętnastolatce w oczy. Zobaczyłam w nich ogromne pokłady bólu i cierpienia. Dawno nie dostrzegłam czegoś takiego w tych jakże pięknych, zielonych tęczówkach. To było chiche wołanie o pomoc, którego nie mogłam zignorować. Wiedziałam, że to będzie bardzo trudne, ale miałam zbyt dużo do stracenia.

-Co się dzieje kochanie?- spytałam z niemocą w głosie. Byłam już słaba i zbyt bezsilna. Minęły dopiero dwa dni, a ja już nie miałam na to siły.

Wstała z krzesła i podeszła do mnie, po czym szybko objęła mnie swoimi silnymi ramionami. Byłam zdezorientowana, wczoraj okładałam ją pięściami po plecach, ona się nie odzywała, a dziś sama mnie przytula. Oczywiście odwzajemniłam uścisk.

-Możemy pójść do ogrodu? Lepiej się poczuję, jeśli zapalę.-

-Oczywiście.-

Oderwała się ode mnie i ruszyła do salonu. Przesunęła szklane drzwi i wyszła na zewnątrz. Wyszłam z domu i zasunęłam drzwi, aby dym papierosowy nie wleciał do środka. Usiadłam na białej, drewnianej ławce, kiedy Lauren stanęła przy białej balustradzie ganku. Wyjęła z paczki papierosa i włożyła go do ust. Podpaliła go i zaciągnęła się.
Nie chciałam jej popędzać, chociaż strasznie chciałam się dowiedzieć co się z nią dzieje. Wiedziałam, że jak będę naciskać, to się pokłócimy.

-Dosłownie chwilę, zanim wróciłaś, poznałam mojego przyszłego współpracownika. Rozmawialiśmy dużo o firmie, pomagał mi, bardzo mnie doceniał. Mówił, że mam świetne pomysły, godne wykorzystania.- wzięła oddech, nie chciałam jej nawet przytakiwać, aby jej nie rozproszyć. Nie wiedziałam nawet, do czego zmierza, ale nie zamierzałam pytać.- Mieliśmy naprawdę super kontakt, byliśmy na kilku wypadach, w pracy też dużo rozmawialiśmy.- teraz dziewczyna urwała na dłużej, dlatego zdecydowałam na nią spojrzeć z pytaniem w oczach.- Skonał mi wczorajszej nocy na rękach. Został postrzelony.-

Powiedziała, a mnie aż zamroziło. "Został postrzelony" odbijało mi się w głowie. Pewnie chodzi o tę strzelaninę, o której mówili w wiadomościach. Czyli Lauren tam była. Co, gdyby to ona została ranna? Poczułam jak, po moich policzkach zaczęły płynąć łzy.

-Dlaczego płaczesz Camz?- usłyszałam jej głos, głos pełen troski. Momentalnie znalazła się obok mnie i zamknęła mnie w szczelnym uścisku. Przycisnęła moją głowę do jej klatki piersiowej.

-A gdybyś to była ty?- zapytałam załapanym głosem, wtulając twarz w jej piersi.- Nie przeżyłabym tego.-

-Hej, spójrz na mnie.- powiedziała, po czym złapała moją brodę w dwa palce, abym podniosła na nią wzrok.- Nic mi nie jest, żyje.- przytuliła mnie mocniej.

______________________

Przez resztę dnia Lauren znowu się nie odzywała. Jadłyśmy obiad, podobnie jak śniadanie-w ciszy. Między czasie szatynka zeszła do podziemi, na trening, po nim poszła do ogrodu i siedziała tak bez słowa 3 godziny.
Wyszłam z łazienki i poszłam do sypialni. Zielonooka siedziała na łóżku, oparta o ramę, wgapiając się w ścianę nad komodą. Podeszłam do łóżka i położyłam się po swojej stronie. Będąc w milczeniu cały dzień, zaczęłam podejrzewać, że ona coś przede mną ukrywa. Wytłumaczyła mi, co się dzieje, ale może nie do końca? Może faktycznie mnie zdradza. Miałaby ostatnio na to bardzo dużo czasu.

-Ukrywasz coś przede mną..- powiedziałam i usiadłam w tej samej pozycji co ona. Spuściłam wzrok na swoje dłonie, spoczywające na moich udach. Ona nie zareagowała nijak na moje słowa.- Lauren, czy ty mnie zdradzasz?- wypaliłam i od razu poczułam łzy zbierające się w moich oczach.

-Co? Nie! Oczywiście, że nie. Camz..- zaprzeczyła i spojrzała w moją stronę. Podsunęła się i znowu zamknęłam mnie w uścisku.- Kocham cię najbardziej na świecie. Jesteś moją księżniczką o, która dbam jak, tylko mogę. Jesteś moim powietrzem, a ja bez tego rodzaju tlenu nie nauczę się żyć. Nigdy. Jak mogłabym cię zdradzać?-

-Proszę, powiedz mi, co się dzieje.- wychlipałam.

-Obiecuję, że ci powiem wszystko, co siedzi mi w głowie. Tylko nie dzisiaj.- pocałowała mnie w czubek głowy.- Nie zdradzam cię. Wierzysz mi?- spytała i spojrzała mi głęboko w oczy. Nie znalazłam w jej oczach oznak kłamstwa. Znowu zahipnotyzowała mnie swoim prywatnym oceanem.- Kocham cię.-

-Kocham cię.- powtórzyłam jej słowa.

Dziewczyna usiadła po turecku i przerzuciła mnie na swoje nogi. Wkleiłam twarz w jej klatkę i nawet nie zauważyłam, że zasnęłam.

Zanim wróciłaś CAMRENOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz