XXXIX

526 35 2
                                    

Pov Camila

-Dzwoniła do Ciebie Dinah?- spytałam przyjaciółki, która siedziała naprzeciwko mnie, na czarnej kanapie.

Obudziłam się rano, na kanapie w salonie, w domu Lauren. Zdziwiłam się, że to nie była sypialnia, jednak kiedy usiadłam, wszystko stało się jasne. Kolejna butelka po wódce była obecna tuż przy moich nogach. Wstałam z kanapy i kierując się do kuchni, uważnie podziwiałam burdel, który zrobiłam.
Nigdy nie byłam bałaganiarą, zawsze lubiłam, kiedy było czysto i schludnie. Chciałam się wziąć za sprzątanie, jednak moja pulsująca głowa odmówiła tego czynu. Nie chciałam tworzyć większego bałaganu, niż już zrobiłam, więc przeszłam się do Normani. Musiałam sprawdzić, jak ona się czuje. Poza tym, że rzuciła się w wir pracy i wzięła nadgodziny- nic innego nie wiedziałam, a przecież nie to mnie interesowało.

-Dzwoniła, pisała. Nawet kwiaty mi wysłała.-

-Stara się.- powiedziałam cicho i posłałam jej delikatny uśmiech.

-Wiem. Nie odbieram, nie odpisuję.- westchnęła.- Chciałabym się z nią spotkać i porozmawiać. Zobaczyć jak się trzyma. Chcę jej powiedzieć, że potrzebuję czasu na to wszystko. Wiem, że się stara, ale to wszystko tylko mnie wkurwia i doprowadza do obłędu. Ta świadomość, że już jej nie widziałam tyle czasu, ale jednak z drugiej strony wcale tego nie chcę. Nie chcę jej widzieć.- powiedziała.- Nie wiem.- westchnęła.

Doskonale rozumiałam co, przyjaciółka miała na myśli. Też chciałam zobaczyć Lauren. Nie chciałam z nią rozmawiać, ale chciałam zobaczyć, jak się trzyma. Opuściła dom w totalnym spokoju, dlatego się obawiałam, jak mogła sytuacja wyglądać później. Nie miałam o niej żadnych wieści, nic o niej nie wiedziałam.

-Spotkaj się z nią.- wypaliłam.

-Co?-

-Powiedz jej to samo, co teraz powiedziałaś mi.- naprostowałam.- Napisz do niej, żebyście spotkały się w jakiejś kawiarni, a później jej nie odpisuj. Wiesz, że jak się już do niej odezwiesz, to będzie ci rzucać sms'ami.-

Czarnoskóra spojrzała na mnie z lekkim przekonaniem. Posłałam jej pokrzepiający uśmiech. Po chwili dziewiętnastolatka wyjęła telefon i wystukała treść wiadomości. Odłożyła telefon na bok, a ten już po chwili zaczął wibrować. Pokręciłam głową, dając jej znak, żeby nawet nie czytała. Założyła spokojnie nogę na nogę, zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech.

-Jest dobrze.- skwitowała.- A jak Lauren?-

-Przestań.- powiedziałam cicho i spokojnie.- Nie wiem co u niej. Nie wiem, jak się trzyma, ale chyba nie jest dobrze. W porównaniu do Dinah w ogóle się nie odzywa.- westchnęłam.

-Na pewno trzymają się teraz razem. Zapytam, jak ona wygląda.-

-Nie sądzę. Lauren zamyka się w sobie, pamiętasz?-

Czarnoskóra tylko westchnęła. Po czym dodała, że i tak zapyta.

Przez resztę popołudnia, którą dzieliłyśmy razem, zjadłyśmy obiad i siedziałyśmy w ogrodzie. Opalałyśmy się i rozmawiałyśmy o pracy Normani. Dziewczyna też spytała, jak idzie mi pisanie. Powiedziałam jej, że od tamtego wieczoru nie próbowałam nawet do tego usiąść, bo i to jest bez sensu.
Starałyśmy się rozmawiać na takie tematy, które omijały dziewczyny. Nie potrzebowałyśmy zadawać sobie już większego bólu.

Na 18 Normani umówiła się z Dinah, więc ja wróciłam do domu.

Weszłam do pustego, ogromnego domu. W samym progu powitał mnie chłód samotności i pustki. Niepewnym krokiem poszłam w stronę salonu. Powoli usiadłam na kanapie. Rozejrzałam się wokół, jednak nic nie przykuło mojej uwagi.
Poczułam, jak w moich oczach zbierają się łzy. Będąc w miejscu, które niegdyś nazywałam domem, mogłam dać im upust. Spłynęły po moich policzkach. Znowu wróciły myśli związane z nią. Jej szmaragdowe, niespokojne, w wiecznej walce oczy zapełniły mój umysł. Jej piękna blada i zawsze zimna skóra, która dotykała mnie i działała tak kojąco na wszystkie nerwy. Jej mocna postura. Piękny, umięśniony brzuch, na którym lubiłam leżeć. I to serce, bijące dla mnie.

____________

 Pov Dinah

Szykowałam się do wyjścia z Normnai, w kadrówce. Zastanawiałam się, czy założyć czarne jeansy, czy bojówki w kolorze moro, kiedy do namiotu weszła Lauren. Odwróciłam się w jej stronę. Dziewczyna wyglądała coraz gorzej. Jej opuchnięte powieki, całkowicie przysłoniły jej oczy, które kiedyś biły blaskiem. Skóra stała się strasznie sucha i jeszcze bledsza niż zazwyczaj. Jej czarne niegdyś połyskujące włosy, strasznie zmatowiały. Jej obojętny wzrok był utkwiony w jej pryczy, na której po chwili spoczęła.

-Zobacz, jak ty wyglądasz Jaguar.- powiedziałam smutnym tonem.

-I co z tego?- spytała, patrząc w górę- na moją prycz. Westchnęłam na jej odpowiedź.- To i tak bezsensu.-

To była jej odpowiedź na wszystko. Nieważne kto i co jej proponował. Mówiła, że "wszystko jest bez sensu". Starałam się ją wspierać, jako przyjaciółka, ale odpychała także mnie. Lucy razem z Halsey też próbowały swoich sił. Jednak ich zmagania zakończyły się jeszcze szybciej niepowodzeniem niż moje.
Naprawdę chciałam jej pomóc, widzieć ją w takim stanie to nic dobrego. Była mi jak siostra.
Camila od zawsze miała swoje humorki, ale tylko przy niej Lauren była szczerze szczęśliwa. Poza tym, w tej kwestii niestety Camila z Mani miały rację. To my zawiniłyśmy.
I tak znalazłam się w lepszej sytuacji, niż Laur. Ze mną dziewczyna wyraziła chęć rozmowy. Kubanka nie odezwała się do mojej siostry, tak samo, jak ona. Przecież twierdziła, że to bezsensu i nie ma czego ratować. "Bo ona już przegrała", a nawet nie zawalczyła. Poddała się, dała jej tak po prostu odejść.

Zdecydowałam się na bojówki, które od razu założyłam. Podeszłam do stolika i spojrzałam w lustro. Przeczesałam palcami włosy i przeciągnęłam ostatni raz błyszczykiem po ustach. Podeszłam do pryczy i zdjęłam z niej kurtkę z logiem gangu. Nie miałam już co ukrywać, a tę kurtkę nosiłam z dumą. Włożyłam ją.

-Mogę pożyczyć ścigacza?- spytałam.

Szatynka wyjęła z kieszeni dresów kluczki i rzuciła nimi w moją stronę. Złapałam je i wyszłam z namiotu. To był kolejny dowód na to, jak bardzo źle z nią było. Nie dawała nikomu prowadzić czy motoru, czy mustanga. Zaczynałam się o nią martwić. Doszło do mnie, że jeszcze nigdy nie było z nią tak źle, a najgorsze było to, że trzymała wszystko w sobie. Nie chciała z nikim rozmawiać.

Wsiadłam na motor i opuściłam teren obozu. Jechałam szybko, ale i też ostrożnie. Pod wskazaną kawiarnię udało mi się dojechać na czas.

Zaparkowałam pożyczoną maszynę i weszłam do środka. Rozejrzałam się po przytulnym wnętrzu. Ściany miały biało-zielone kolory i dużo zdjęć, głównie przedstawiających kawę w różnej postaci. Naprzeciwko wejścia była lada, za którą stała starsza pani. Skręciłam głowę w prawo i zobaczyłam osobą, z którą się umówiłam. Moje serce zabiło szybciej. Ruszyłam pewnym i zdecydowanym krokiem w jej stronę. Po chwili upadłam obok niej na kolano i oplotłam swoje ramiona wokół jej pasa. Zaciągnęłam się tym, jakże znanym zapachem. Poczułam, jak do moich oczu zdążyły napłynąć łzy.

-Dinah wstań.- powiedziała.

Chwilę zajęło mi rozszyfrowanie jej słów i ogarnięcie się. Wstałam i usiadłam naprzeciwko niej, na zielonej kanapie.

-Przepraszam.- powiedziałam i podrapałam się nerwowo po karku.- Stęskniłam się.- przyznałam.

-Ja też..- powiedziała cicho, ledwie ją usłyszałam.- ale potrzebujemy czasu.-

-Zrobię wszystko, co chcesz, tylko proszę, wróć do mnie.- starałam się mieć pewny siebie głos, jednak delikatnie mi się on załamał.- Nie chce dłużej być tak daleko od ciebie.-

-Myślisz, że mi jest łatwo?- spytała i splotła razem dłonie, które położyła na stole, przed sobą.- Wracać do pustego domu, po ciężkim dniu w pracy? Nie móc się do ciebie przytulić?- w jej oczach nagromadziły się łzy.- Tak cholernie za tobą tęsknię. Tak cholernie nie potrafię zrozumieć, dlaczego nic mi nie powiedziałaś.- zaczęła płakać.

Wstałam z miejsca i podeszłam do niej. Objęłam ją ramionami i przyciągnęłam jej głowę do swojej klatki piersiowej.

-Shhh. Już dobrze kochanie.- wyszeptałam. Pocałowałam ją w czubek głowy, po czym zaczęłam ją głaskać w kojącym geście.- Kocham cię Normani.-

Kiedy się uspokoiła, wróciłam na swoje miejsce. Zdecydowałam, aby nie rozmawiać o tym. Poprosiłam, aby dziewczyna mi opowiedziała co słychać w pracy i jak sobie radzi. Powiedziała, że jest bardzo bliska awansu, co bardzo mnie ucieszyło. Powiedziałam, że będę ją wspierać najbardziej.

-Co słychać u Lauren, jak ona to znosi?- westchnęłam głośno na jej pytanie.

-Nie znosi.- zwiesiłam głowę.- W tym jest cały problem. To nie jest Lauren. Przez pierwsze dni piła, później chyba Tick zgarnął ją na cały dzień na siłownię, więc się uspokoiła. Nic nie mówi, z nikim nie rozmawia. Nic nie je. Wygląda jak wrak. Spójrz.- machnęłam głową w prawą stronę, aby przez okno dziewczyna mogła zobaczyć maszynę.

-Kurwa.- powiedziała cicho.

-No właśnie.- skwitowałam. Wzięłam kolejny głębszy oddech. To było okropne, że nasze przyjaciółki tak krzywdziły siebie nawzajem. Zwykle opieprzałam Jaguar za jej zachowanie, tak też powinnam zrobić teraz. Ale po co? Skoro dla niej to także było bez sensu. Jednak ona nie miała prawa się poddać. To nie w jej stylu. Ktoś musi jej tylko pokazać, że ma o co walczyć. Najpierw trzeba się dowiedzieć czy na pewno ma.- A jak z Camilą?-

-Tak samo. Na początku też piła, ale teraz już chyba tylko rozpacza. Była u nas dzisiaj. W odróżnieniu od Lauren ona ze mną rozmawia, momentami nawet się śmieje. Stara się żyć jak normalny człowiek.-

-To znaczy, że ona to definitywnie zakończyła?- zrobiłam duże oczy. Nie mieściło mi się to w głowie, aby Camila była zdolna zakończyć ich związek. Miłość, jaką widziałam w jej oczach, do Lauren zdawała mi się przezwyciężyć wszytko. Tak samo na odwrót. W oczach szatynki zawsze można było zobaczyć, o czym myśli. O Camilii.

-Nie wiem. Kocha ją. Bardzo ją kocha, ale boi się, że tym razem zawiodła się za bardzo. Ona toczy ze sobą wewnętrzną walkę między tym, co myśli a tym, co czuje.-

-Cholera.- burknęłam pod nosem.

-Wybaczy jej. Na pewno to zrobi. Myślę, że potrzebuje czasu.-

-W takim razie niech ten czas szybciej leci, bo się o nią boję. Mówię ci, to nie jest nasz Lauren. Ta wygląda jakby była w zaawansowanej depresji.- powiedziałam.

Była tak zamknięta w sobie, że zaczęłam się bać czy czegoś sobie nie zrobi. Znałam ją i wiedziałam, że jej nie w głowie takie rzeczy. Zawsze, zanim coś zrobiła, zastanawiała się, co by powiedziała Camila. Obstawiam, że tej nocy, kiedy złożyła Carlosowi obietnicę, nie miała czasu na zadnie sobie tego pytania.
To jednak nie była ona, dlatego zaczynałam się martwić. W życiu nie darowałabym sobie, gdyby coś jej się stało. To moja siostra.


_________________

-Gdzie Lauren?- spytałam Geeziego, kiedy wjechałam na teren obozu.

-A gdzie ona może być? Siedzi na kamieniu.- powiedział i wzruszył ramionami.- Źle z nią.-

Ruszyłam przed siebie, we wskazane miejsce. Było już ciemno i późno, a mimo to kilka mniejszych grup siedziało i bawiło się przy ogniskach. Czyli wieczór jak wieczór.

Zsiadłam z motoru i wyjęłam kluczyki. Schowałam je do kieszeni kurtki i podeszłam do szatynki.

-Laur.- powiedziałam, ale ona nawet się nie odwróciła. Obeszłam ją, aby być do niej twarzą.

-Co chcesz?- spytała bez emocji.

-Ogarnij się w końcu.- powiedziałam spokojnie i ukucnęłam, aby mieć twarz na wysokości jej twarzy. Spojrzałam w jej oczy, które nie miały teraz tej zielonej barwy. Wymieszały się z szarością jej dni.- Nic nie jesz, nic nie mówisz. Myślisz, że Camila by tego chciała?- spytałam.

-Camili już ze mną nie ma.- powiedziała cicho i spokojnie.

-I wiesz co? To twoja wina! Nie robisz nic, żeby ją odzyskać. Nic kurwa!-

-Nie krzycz Hansen, to ci nic nie da.-

-Mi nie, ale może da tobie.- prychnęła na moją odpowiedź.

-Jeśli przyszłaś tu, aby wypominać mi, czego nie zrobiłam, to idź i zrób lepszą listę. Ona jest znacznie dłuższa.- powiedziała. Wstała i spojrzała mi w oczy.- To też będzie bez sensu.- dodała i odeszła.

Nie miałam pojęcia, co powinnam zrobić. Nawet zaczęłam już tracić nadzieję. Fakty były takie, że jedyna osoba, która potrafiłaby coś wskórać to Camila. Nikt inny do niej nie potrafi dotrzeć albo ona już tak bardzo się zgubiła, że nawet nie chce już wrócić, by się odnaleźć.

________________________________________________________________________________

Przepraszam, że nie było rozdziału w piątek. Byłam czterdzieści parę godzin w pracy i nie miałam ani czasu, ani siły na sprawdzenie rozdziału. Przykro mi:( Ten tez sprawdziłam tylko powierzchownie. 

Również jest mi przykro ogłosić, że kolejny rozdział pojawi się dopiero pod koniec lipca. Wyjeżdżam jutro rano nad morze, a starszyzna wybrała miejsce, bez żadnego zasięgu. Przepraszam Was najmocniej:(
Jakoś Wam to wynagrodzę, może jakiś mini maraton się pojawi w sierpniu.

Miłego wieczoru, mimo wszystko. 

Zanim wróciłaś CAMRENOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz