Leżałam bez ruchu na kanapie, dalej patrząc się w sufit. Usłyszałam kroki w korytarzu. Mrugnęłam oczami i dziewczyna stała nade mną.
-Camz? Jest 4 rano. Co ty tu robisz? Czemu nie śpisz ze mną?- spytała.
-Nie mogę spać, nie chciałam cię budzić.-
Położyła się obok mnie na kanapie i spojrzała tak samo, jak ja-w sufit.
-Co się dzieje Camzi?-
-Nic Lo, idź spać.- powiedziałam, nie odrywając wzroku od białej farby.
-Nie zasnę, wiedząc, że coś jest nie tak.- spojrzała w moją stronę, co zauważyłam kątem oka.
-Nie mogę tak..- poczułam, że w oczach zbierają mi się łzy.- Nie chcę, żebyśmy się kłóciły o bzdury. Doskonale znam twój wybuchowy charakter, doskonale wiem, kiedy wybuchasz. Nie chce cię zmieniać. Podobasz mi się taka, jaka jesteś. Tak samo, nie mogę przyjąć do siebie myśli, że nigdy nie usłyszę twojego śpiewu. Wiem, że teraz też wybuchniesz, bo poruszyłam ten temat. Nie chcę tak po prostu.-
-Też nie chcę się z tobą kłócić o bzdury. Staram się panować nad atakami złości..dla ciebie.- odwróciła się do mnie.- Kocham cię..objęła mnie w pasie.
Chciałam coś odpowiedzieć, ale nie dała mi dość do słowa.
-Wiem. Nic nie mów, wiem, że powiesz to kiedy, będzie to już stuprocentową prawdą.-
Obróciłam się do niej. Położyłam jej dłoń pod ręką.
-Nie wracaj nigdy do tematu śpiewu, proszę.-
Po policzkach zaczęła mi spływać jednak coraz więcej łez. Nigdy sobie tego nie wybaczę..
Brunetka zaczęła ocierać moje łzy dłonią.
-To moja decyzja Camila. Proszę, zaakceptuj ją.- powiedziała. Starała się mnie uspokoić. Przytuliła mnie bardziej do siebie. Miałam nos w zagłębieniu jej szyi. Podziwiam ją. Zasnęła mimo moich łez na swojej skórze.
Dla mnie jednak ta noc nie była przespaną.___________________________
Pov Lauren
Obudziłam się rano na kanapie. Spuściłam wzrok nieco w dół i moim oczom ukazała się drobna brunetka. Leżała na mojej klatce piersiowej. Zdecydowałam, że delikatnie zsunę ją z siebie i zaniosę do sypialni, żeby było jej wygodniej. Wstałam z kanapy. Podłożyłam jej przedramię pod kark i drugą rękę pod kolana. Uniosłam do góry i zaniosłam do sypialni. Była tak zmęczona, że nawet się nie przebudziła. Położyłam ją na łóżku. Przykryłam ją kołdrą. Nachyliłam się nad nią i dałam jej buziaka w czoło. Wychodząc z sypialni, szybko jeszcze spojrzałam na nią. Mimowolnie uśmiechnęłam się na ten widok. Podeszłam do drzwi frontowych, założyłam buty i bluzę. Wyszłam, zamknęłam zamek na klucz i poszłam do samochodu. Pojechałam do domu.
_____________________
Wyjęłam torbę sportową i spakowałam kilka bluz, koszulek, spodni i trochę bielizny. Wzięłam też spodenki, białą bokserkę, owijki i ochraniacz na zęby. W porę przypomniałam sobie o treningu. Spojrzałam jeszcze na łóżko i wzrokiem zaczęłam szukać misia, którego dostałam kiedyś od Camz. Podeszłam na posłanie i zaczęłam przekopywać kołdrę, znalazłam go i spakowałam do torby. Rozejrzałam się szybko po mieszkaniu, czy na pewno wszytko mam.
____________________
Wróciłam do mieszkania Camilii, weszłam najciszej jak, się da. Miałam nadzieję, że nadal śpi po nieprzespanej nocy. Cicho się rozebrałam, wzięłam torbę i poszłam do sypialni. Nie myliłam się, dziewczyna dalej spała jak zabita. Spojrzałam na zegarek na szafce nocnej - 15:46. Szybko i cicho przełożyłam ubrania z torby do mojej szafy. Zostawiłam tylko rzeczy na trening. Misia położyłam obok niej na łóżku. Wzięłam torbę i udałam się do wyjścia. Po drodze w kuchni zostawiłam jej kartkę z napisem: "Będę około pół nocy, nie martw się. Kocham Cię. Miłego dnia! ~Lo." Znowu wsiadłam do samochodu i pojechałam na trening. Zaparkowałam samochód pod klubem. Weszłam do szatni, zobaczyłam znajomą blondynkę.
-Hej Crystal.- odezwałam się. Dziewczyna odwróciła się do mnie.
-Hej Rosa.- zbiła ze mną bokserskiego żółwika.- Co tam? Dawno cię nie widziałam.-
-Dobrze. Miałam teraz regenerację przed walką.- powiedziałam do niej i zaczęłam się przebierać.
-Dziś walczysz? Z kim?-
-Ta, o mistrzostwo Malibu. Z Erin Hargove. Znasz typiarę?- spytałam.
-O kurwa. Wiesz co, byłam na kilku jej sparingach. Jest dobra. Nawet bardzo dobra. Uważaj, bo ma bardzo mocną lewą stronę, ale wydaje mi się, że masz spore szanse wygrać. W końcu jesteś ROSA!- powiedziała z ekscytacją.
-Brzmi ciekawie. Miałam ostatnio ciężkie przeżycia, więc na pewno wpierdol, dostanie dobry. Muszę się wyładować.- powiedziałam i wyciągnęłam z torby butelkę wody. Ruszyłyśmy w stronę sali treningowej.
-O której zaczynacie?- spytała.
-O 22.-
-Dobra, będę. Chcę to zobaczyć.- uśmiechnęła się do mnie.
Zobaczyłam swojego trenera i od razu do niego podeszłam.
-Hej Tick.- zbiłam z nim żółwika.
-Lauren Rosa Jauregui. W końcu się widzimy! Chodź na wagę.- powiedział i ruszyliśmy do jego gabinetu. Stanęłam na wadze i zobaczyłam 64,4 kg.
-Schudłaś. Znowu nie jadłaś.- powiedział.
Zeszłam z wagi i odwróciłam się do niego.
-Nie miałam czasu ostatnio jeść.- powiedziałam i ruszyliśmy na trening.
-Problemy?-
-Można tak powiedzieć.-
Przewrócił oczami. Wiedziałam, że zaraz zacznie się gadka o jedzeniu i o częstszych sesjach treningowych. Jednak tak się nie stało.
-Dobra dziś luźniejszy trening, nie chcę cię przemęczyć. Pięć okrążeń całej sali.-
Postawiłam wodę przy worku i zaczęłam biec. Wykonując tę czynność trener, dokładał ćwiczenia takie, jak krążenia rąk, skip a, skip c i tym podobne. Skończyłam biegać i miałam 3 serie, po 2 minuty na skakance. Później jeszcze się rozciągnęłam i mogliśmy zaczynać.
-Prawy prosty, lewy hak i tak na zmianę.- wskazał na worek.
Zabrałam się do pracy. Pierwsze uderzenie, proste-prawą ręką, lewa chroni brodę. Zamiana. Drugie uderzenie, hak-lewą ręką, prawa chroni brodę. Minęło pięć minut i dostałam nowe ćwiczenie.
-Stań w pozycji. Musimy poćwiczyć kroki. Na raz-robisz krok do przodu. Dwa-do tyłu, trzy-prawo, cztery-w lewo.-
Stanęłam w pozycji. Lewa noga z przodu, pięta do zewnątrz. Prawa noga z tyłu w rozkroku.
-Raz.- powiedział i poszłam krok do przodu.
-Dwa.- do tyłu.
-Trzy. -w prawo.
-Cztery w lewo.-
-Dwa.- do tyłu. I teraz przyśpieszył ze zmianą cyferek.
-Cztery.- w lewo.
-Raz.- w przód.
-Trzy.- w prawo.
-Trzy.- w prawo.
-Cztery.- i poszłam znowu w prawo.
-Kurwa.- przeklnęłam pod nosem, kiedy zdałam sobie sprawę z mojej pomyłki.
-Lauren! 50 pompek!.- padłam na ziemie i zaczęłam wykonywać karę.- Powiedziałem, nie toleruję przekleństw!-
Skończyłam pompki i podniosłam się z ziemi. Wzięłam butelkę i napiłam się wody.
-Crystal.- dziewczyna odwróciła się od worka treningowego i podeszła w naszą stronę.- Pójdziesz na sparing z Rosą. Atakuj ją.- zwrócił się do niej, po czym spojrzał na mnie.- A ty masz się bronić. TYLKO się bronić.-
Weszłyśmy na ring, zbiłyśmy żółwika.
-Go.- powiedział.
Uniosłam gardę i cały czas zasłaniałam twarz. W ten sposób zablokowałam pierwsze trzy ciosy blondynki. Czwarty cios okazał się hakiem, który przyjęłam w brzuch. Wykonała go lewą ręką. Przeklnęłam w myślach. No kurwa, ostrzegała mnie przecież! Potrząsnęłam głową.
-Skup się!- usłyszałam Ticka.
Zaczęłam dokładnie patrzeć na ciosy niebieskookiej. Do końca sparingu obroniłam wszystkie.
-Dobra, koniec.- powiedział.
-Dzięki.- uśmiechnęłam się do dziewczyny.
Trener podał mi ręcznik, którym od razy wytarłam twarz.
-Jeśli skupisz się dobrze na obronie, zwłaszcza z lewej strony to masz szansę. Jeśli będziesz tylko atakować, to szybko się zmęczysz i ona cię wykończy. Zrób 50 brzuszków i uciekaj.-
-No dobra.- zrobiłam szybko te brzuszki i udałam się w stronę szatni.
-Tylko zjedz coś teraz, w domu.- powiedział, kiedy zobaczył, że schodzę z sali.
-Jasne!- odkrzyknęłam.
W szatni weszłam pod szybki, zimny prysznic. Zawiesiłam torbę na ramie i wyszłam z klubu. Pojechałam do centrum handlowego. Chciałam kupić coś dla Camz. Coś, co znowu będzie jej o mnie przypominać. Zaczęłam więc chodzić po sklepach. Nic mi się nigdzie nie spodobało. Wtedy podeszłam do jubilera. Na wystawie zobaczyłam naszyjnik ze znakiem nieskończoności, z malutkim serduszkiem w środku. Od razu weszłam do środka i podeszłam do kasy.
-Poproszę ten naszyjnik z wystawy o numerze 7865.- uśmiechnęłam się do ekspedienta.
Chłopak poszedł na zaplecze. Po chwili wrócił z malutkim pudełeczkiem w dłoni. Zeskanował kod kreskowy i położył je na ladzie.
-Piękny naszyjnik, ze szczerego srebra. Dla kogoś wyjątkowego?- spytał.
-Dla bardzo ważnej osoby.- uśmiechnęłam się, zapłaciłam i wyszłam.
Przypomniało mi się o tym, że muszę coś zjeść przed walką. W pierwszej chwili pomyślałam o McDonaldzie, ale nie mogłam zjeść fast food'ów. Zapchałabym się tylko na chwilę i w dodatku, czułabym się ciężko na ringu. Poszłam poszukać jakiejś wege restauracji w rejonie gastronomii. Znalazłam. Weszłam do środka i zajęłam miejsce przy stoliku. Podszedł do mnie kelner.
-Co dla Pani?- spytał.
Spojrzałam na menu,a po chwili na kelnera.
-Poproszę zupę jarzynową z cukinią i soczewicą oraz racuchy drożdżowe z jabłkami.-
-Oczywiście.- powiedział i oddalił się, jak mniemam do kuchni. Wyjęłam z kieszeni telefon i zadzwoniłam do Normani.
-Hej czarnuchu.-
-Hej białasie.- zaśmiała się.- Co tam?-
-Na szczęście wszytko dobrze.- uśmiechnęłam się pod nosem.
-Uuu, opowiadaj.-
-Nie ma co opowiadać. Jest po prostu dobrze. Pomieszkuje na razie u Camilii. Zdecydowała, że na razie chce się zachowywać jak w związku, żeby sobie wszytko przypomnieć. Później najwyżej wrócimy do siebie, jeśli je będę chciała..-urwałam.
-Ale będziesz chciała!-
-To nie takie proste Kordei. Już wczoraj się pokłóciłyśmy wieczorem.-
-Wiem, Camila dzwoniła do Dinah. Powiedziała, co się stało. Nie możesz się na nią złościć. Ona nie wiedziała, że przestałaś śpiewać. Poza tym kłótnie w związkach to norma. Pamiętasz ile, się kłóciłyście? Cały czas. A mimo to ciągle i tak było dobrze. Teraz też tak będzie.- zapewniała mnie.
-Mam nadzieję, że będzie tak, jak mówisz.-
-Będzie. Na pewno.-
Dostrzegłam kelnera, który niesie moje zamówienie.
-Dobra, widzimy się za niedługo.- powiedziałam.
-Trzymaj się tam.- powiedziała i się rozłączyła. Kelner postawił przede mną moje zamówienie.
-Dziękuję.- powiedziałam i posłałam mu uśmiech. Spojrzałam na stojącą przede mną zupę. Wyglądała bardzo apetycznie. Od razu zaczęłam jeść. Smakowała również bardzo dobrze. Skończyłam zupę i zabrałam się za drugie danie. Po skończonym posiłku zdecydowałam się posiedzieć jeszcze chwilę. Najadłam się. Spojrzałam na paragon. Wyjęłam z torebki portfel. Położyłam na paragonie, który leżał na spodku sto dolarów. Wyszłam z restauracji. Spojrzałam na zegarek 21. Ruszyłam na parking samochodowy. Zapaliłam jeszcze szybko papierosa. Wsiadłam do samochodu i pojechałam na kwaterę główną, w której miała miejsce walka. Zaparkowałam samochód. Przed kwaterą czekała na mnie moja ekipa zaopatrzeniowa. Wysiadłam z samochodu.
-Rosa! W końcu!- krzyknął mój trener.
-Cześć wszystkim!- powiedziałam.
Podszedł do mnie Al. Mój sekundant.
-Hej Rosa.- przywitał się buziakiem i wziął ode mnie torbę.
-Gotowa?- spytał Tick.
Kiwnęłam głową i razem z ekipą weszliśmy do budynku. Skierowałam się do szatni razem z Crystal. Założyłam biały swój biały komplet do walk. Stanik sportowy i spodenki z takim jakby wyższym stanem. To był gumowy materiał, a na nim był diamentowy napis "ROSA". Crystal szybko zrobiła mi dwa warkocze bokserskie. Założyłam szybko na siebie białą "kurtkę" z białego materiału. Założyłam kaptur. Z tyłu był ten sam napis co na spodenkach. Wyszłyśmy z szatni i poszłam do trenera. Poprowadził mi szybką, niezbyt męczącą rozgrzewkę.
Usiadłam na stołku przy ringu, niedaleko mojego rogu. Trener zaczął owijać mi dłonie owijkami.
-Pamiętaj o tym, co ci mówiłem. Zacznij od obrony. Ona ma zwyczaj atakować w pierwszych rundach, przez co szybko się męczy. Chroń bardziej prawą stronę swojego ciała. Jest mocniejsza na lewą. Jak się zmęczy, zaczniesz atak i ją wykończysz. Chyba że ona zrobi to pierwsza.- mówił i jednocześnie skupiał się na moich dłoniach.- Ochraniaj brodę. Jak dostaniesz, masz nokaut. Trzymaj gardę.-
-Dobra.- powiedziałam.
Dominic podszedł do nas i podał mi wodę. Wypiłam łyka i oddałam brunetowi butelkę.
-Pora iść w róg.- powiedział.
Całe ekipa ze mną na czele ruszyła w tamtą stronę.
-Witamy wszystkich kibiców i innych sportowców. Dzisiejsza walka rozegra się o mistrzostwo Malibu, kobiet wagi półśredniej! W prawym rogu 20 letnia-Erin Death Hargove-dotychczasowa mistrzyni Malibu! Ze swoim trenerem-Miguelem Gomez'em! Na koncie w tym roku, ma dość sporo zwycięstw. Jej największym osiągnięciem jest pokonanie Ashley Lewis, byłej mistrzyni Malibu. Ashley jest wagi półciężkiej. Natomiast w lewym rogu mamy wschodzącą gwiazdę boksu! Jej trener-Tick Wills pokłada w niej spore nadzieje. Na koncie ma sporo dzielnicowych nokautów! 19-letnia zawodniczka wagi półśredniej-Lauren Rosa Jauregui!- usłyszałam swoje nazwisko i ruszyłam do swojego rogu.
Eric postawił mi mały stołeczek. Zdjęłam kurtkę, podałam ją Crystal i usiadłam. Zdjęłam z szyi naszyjnik z serduszkiem. Spojrzałam na niego i mocno zacisnęłam pięść, aby przyniósł mi szczęście.
-Al, popilnuj tego, proszę. Jest bardzo ważny. W jakiejś kiepskiej chwili pokaż mi go.- powiedziałam podając, chłopakowi pamiątkę.
-Jasne. Nie zgubię go, spokojnie.-
Trener założył mi rękawice na ręce i włożył mi ochraniacz na zęby do buzi. Usłyszeliśmy wezwanie. Musiałam iść na środek.
-Nie daj się zabić.- ostatnie słowa trenera.
Podeszłam na środek. Moje spojrzenie spotkało się z moją rywalką. Death była ubrana na czerwono, tak samo, jak ja, miała swoją nazwę na spodenkach. Śmierć wcale nie brzmiała dobrze.
-Chcę zobaczyć czystą walkę. Zbijcie pięści.- powiedział sędzia. Zbiłyśmy pięści. Przyjęłam pozycję. Usłyszałam gong-sygnał rozpoczynający walkę. Postawiłam gardę i blok. Czekałam aż, dziewczyna zacznie atakować. Trener miał rację. Zablokowałam pierwszy cios. Włożyła w niego bardzo dużo siły. Kiepską ma taktykę, jeśli lubi się męczyć na początek. Nagle poczułam ból po prawej stronie torsu. Kurwa. Zapomniałam. Szybko się otrząsnęłam i zaczęłam bardziej chronić lewą stronę swojego ciała. Oberwałam kilka razy w żebra z prawej strony. Jednak niemal nic nie poczułam. Widząc, że dziewczyna wymierza cios, robiłam krok do tyłu lub unik. Minął czas pierwszej rundy i udałam się do rogu. Usiadłam na stołeczku. Al wyjął mi ochraniacz. Sędzia za tę rundę przyznał punkty Death.
-Jak się trzymasz?- spytał Tick.
-Dobrze jest. Mocne ma te ciosy z lewej ręki.-
-Wiem, widziałem.-
Eric podał mi słomkę. Wzięłam ją do buzi i upiłam kilka łyków wody.
-Dobrze, broń się cały czas. Zadaj jej teraz kilka ciosów w tors, żeby nie myślała, że tylko będziesz się bronić. Jeśli ci się uda, spróbuj ją zdezorientować uderzeniem w brodę. Wykorzystaj moment dosłownie po jej ciosie. Wtedy na chwilę opuszcza gardę.-
-Jasne.- dostałam swój ochraniacz i poszłam na środek.
Gong. Blok rękami. Oczywiście ona znowu zaczęła atakować jak głupia. Cios za ciosem. Zablokowałam niemal wszystkie ciosy. Zobaczyłam, że Hargove się trochę zmęczyła. Teraz ja uderzyłam ją prostym, ale udało jej się zablokować. Zadała mi cios. Szybko go obroniłam i wykorzystałam moment na atak. Przyjęła mój prawy podbródkowy. Oszołomiłam ją na chwilę. Zadałam jej dwa ciosy proste i na koniec sierpowy. Dziewczyna upadła. Wstała po siedmiu sekundach. Podeszła do mnie i zaczęła uderzać. Blokowałam się. Dziewczyna coraz bardziej podchodziła w moją stronę, starałam się wycofać. Ta jednak wpędziła mnie w róg. Musiałam ruszyć do akcji. Poszłam pewnie w jej stronę i zaczęłam atakować prostymi. Sędzia nas rozdzielił. Poszłyśmy do rogów. Usiadłam.
-Dobrze dostałaś punkty za dobry atak i upadek Death oraz wydostanie się z rogu. Dobrze jest. W trzecie rundzie zmęcz ją, poruszaj się dużo i pozwól jej atakować.- mówił do mnie trener, kiedy piłam przez słomkę wodę.
Trzecią rundę zaczęła o wiele spokojniej. Co troszkę pokrzyżowało moje plany. Jednak zaczęłam dużo chodzić po ringu. Zadałam jej trzy proste, które obroniła. Czyżby postawiła na obronę? Wiedziałam, że jeśli ją trochę bardziej zaatakuje, to w końcu się odegra. Nie myliłam się. Po mojej kombinacji-dwa proste, sierpowy i wykończający podbródkowy, którego nie udało jej się obronić, od razu ruszyła. Zadała mi, dużą ilość prostych. Stała w miejscu i uderzała, jakby się biła z workiem treningowym. Znudziło mnie to trochę, więc wykonałam ruch w jej stronę. Zapędziłam ją do rogu i obiłam jej tors z dwóch stron. Nie nadążyła z obroną moich zmiennych ciosów. Ona jednak po chwili ruszyła w moją stronę, czego się nie spodziewałam. Zadała mi cios prosty w łuk brwiowy. Dość mocny cios, po czym połączyła cios podbródkowy z hakiem i oderwałam w brodę. Po chwili leżałam na ziemi. Usłyszałam dzwonek, który sygnalizował koniec rundy. Wstał z ziemi i udałam się do ekipy.
Trener przyłożył mi ręcznik do łuku brwiowego. Wiedziałam już, że leci mi krew. Brodę też delikatnie mi rozcięła. Eric podał mi wodę.
-Lauren. Miałaś dobry plan, ale nie zmęczyłaś jej za bardzo wcześniej! To było do przewidzenia, że się odegra. Pomyśl czasem.- usłyszałam trenera.
Wtedy podszedł do nas mój lekarz, założył mi "plastrowe szwy" na rozcięty łuk brwiowy. Na brodę nie było to konieczne.
-Słuchaj, teraz w tej rundzie tylko się broń. Tak jak na sparingu z Crystal. Nie atakuj jej, pozwól się jej tym zająć. I gwarantuję ci, że w piątej rundzie będzie koniec.- powiedział.
-Broń łuku, bo jak pójdzie bardziej, nie skończysz walki.- wtrącił lekarz i zeskoczył z ringu.
Wstałam i wróciłam na miejsce walki. Usłyszałam gong. Przyjęłam pozycję i wysoką gardę. Mój blok przyjmował wszystkie ciosy, aż jeden był zbyt mocny. Poczułam ból w kości, opuściłam gardę. Dostałam znowu w łuk, drugi prosty w nos. Tym samym zostałam odepchnięta do tyłu, ostatni cios, który poczułam to hak. Spadłam na ziemie. Runda się skończyła. Podniosłam się jednak w porę. Wróciłyśmy do rogów.
Podbiegł do mnie znowu lekarz, zaczął mi tamować krwotok z nosa. Za chwilę zaczął mi rozszerzać powieki. Ktoś położył mi lód na karku.
-Krew z łuku zalewa oko, przynieście szybko plastry!- krzyknął. Po chwili już złączył moją skórę i przykleił mi więcej "szwów". Sprawdził mi szybko obolałe przedramię, do którego też ktoś szybko przyłożył mi lód.
Przestałam powoli ogarniać, co się dzieje. Ktoś inny z kolei wycierał ręcznikiem mój pot.
-Ej! Lauren!- nie byłam w stanie odpowiedzieć.- Al, szybko woda.-
Poczułam, jak spływa po mnie zimna woda. Udało mi się, choć trochę dojść do siebie.
-Lauren.
-Co?- spytałam trenera.
-Dobrze się czujesz?-
-Tak. Powiedz mi jak to skończyć.-
-Ona nie jest tak obita, jak ty, ale na pewno bardziej zmęczona. Zbierz się w sobie na dobry atak i ostateczny nokaut. A na pewno nie broń się twarzą.- powiedział.
-Lauren.- powiedział Al i podął mi wisiorek. Pomyślałam o Camilii. Muszę wygrać. Dla niej. Dla niej muszę wyładować swoją złość na Death.
Wstałam szybko. Tylko runda się zaczęła i zaczęłam mocny atak. Zaczęłam od torsu, żeby mieć łatwiejszy dostęp do głowy. Dziewczyna na początku blokowała moje ciosy, napierałam mocno w jej stronę, przez co dziewczyna zaczęła się cofać. Wykorzystałam moment, kiedy odsłoniła brodę z lewej strony. Wykonałam prawy podbródkowy. Natychmiast opuściła gardę. Uderzyłam ją prostym w nos, drugim prostym w łuk. Na mojej twarzy ukazał się wyraz satysfakcji, kiedy zobaczyłam na jej twarzy krew. Zdecydowałam wykończyć ją podbródkowym. Upadła na ziemie. Sędzia zaczął liczyć. Podniosła się dwie sekundy przed czasem i wypluła dość sporo krwi. Kurwa. Wstała i zaczęła osłaniać twarz. Chciałam to już skończyć. Zebrałam wszystkie siły, jakie mi zostały i zadałam cios w lewą stronę jej torsu. Zgięła się w pół, ochraniając żebra. Po chwili jednak się wyprostowała. Jej garda nie była już sztywna, miła po prostu uniesione ręce. Wykorzystałam ten moment, uderzyłam trzy proste w nos, hakiem w łuk, drugim w drugi łuk i najmocniejszy cios chyba w całej walce, podbródkowy. Aż ją odrzuciło do góry i do tyłu. Dziewczyna upadła na podłogę. Mocno uderzyła głową o ziemie. Sędzia policzył. Minęło 10 sekund.
-Nowa mistrzyni Malibu. Lauren Rosa Jauregui!- krzyknął sędzia, podnosząc moją rękę do góry. Ledwo stałam na nogach, nie miałam już siły. Tick zobaczył, że zaczynam się pokładać.
-Al, Eric! Złapcie ją z obu stron!- usłyszałam. Po chwili dwóch chłopaków miałam obok siebie. Oboje trzymali mnie za przedramiona, abym nie upadła. Death nadal nie wstała. Podbiegli do niej lekarze i musieli znieść ją z ringu.
Sędzia przekazał mi czarny duży pas ze złotym kołem na środku, takie coś jakby duży medal. Było napisanie na nim w środku "mistress". Wzięłam od niego pas i uniosłam w górę. Słyszałam pełno wiwatów i oklasków.
Chłopaki zabrali mnie do lekarza z ekipy.
-Jestem z ciebie dumny Rosa.- zobaczyłam przed sobą kucającego trenera.
-Jak my wszyscy!- krzyknęła Crystal.
-Mistrzyni Malibu!- krzyknął Al.
Podszedł do mnie lekarz, wszystko mi dokładnie zdezynfekował i przykleił mi szwy. Do oka puścił mi, klika kropli czegoś. Sprawdził przedramię. Obejrzał dokładnie moje żebra. Pod wpływem nacisku jego dłoni zaczęłam syczeć.
-Przyjdź tu z powrotem, kiedy się ogarniesz.-
-Dobrze.- powiedziałam i ruszyłam do szatni.
-Crystal, idź z nią!- krzyknął trener.
Dziewczyna złapała mnie pod rękę i pomogła dostać się do szatni.
Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się i mogłam wrócić do gabinetu lekarskiego. Położyłam się na kozetce. Lekarz przyłożył mi lód do żeber i obwiązał bandażem. Po czym to samo zrobił z ręką.
-Masz stłuczone żebra i być może pękniętą kość promieniową. W domu zdejmij ten lód, a jutro razem z trenerem, przyjedź do mojego gabinetu prywatnego. Zrobię ci prześwietlenie i wypiszę zalecenia. Założę ci jeszcze szwy na ten łuk, bo zakrwawisz oko.Uważaj do jutra bardzo na te miejsca. Szczególnie na oko, żeby nie wdało się zakażenie krwią.- powiedział.
Pomógł mi wstać, pogratulował mi i odprowadził mnie do reszty ekipy. Podszedł do trenera i zaczął z nim o czymś rozmawiać.
Wyszliśmy z budynku.
-Dobrze, Lauren. Widzimy się jutro. Al, zawieź ją do domu. Masz blisko, a ona raczej nie jest zdolna do prowadzenia auta. Jestem z ciebie dumny Rosa.- podsumował trener.
-Jasne.- powiedział chłopak. Otworzył mi drzwi do samochodu. Schował torbę do bagażnika i usiadł z kierownicę.
-To do domu.- powiedział.
-Nie tego.- powiedziałam ledwo żywa i podałam mu adres Camilii.
Nie odezwałam się ani słowem przez całą drogę. Byłam zbyt zmęczona. Kiedy dojechaliśmy na miejsce chłopak, otworzył mi drzwi. Wysiadłam i wzięłam od niego torbę. Widziałam sprzeciw na jego twarzy, wiec zareagowałam.
-Dam sobie radę, zmykaj do domu.-
Chłopak dał mi buziaka w policzek, oddał mi naszyjnik i ruszył w swoją stronę. Weszłam do bloku, wjechałam windą i weszłam do mieszkania.
-W końcu.- już przy wejściu przywitała mnie dziewczyna. Postawiłam torbę na ziemi i zaczęłam się rozbierać. Ciężko mi to szło. Weszłam do salonu. Usiadłam na kanapie.
-Jezu Lauren! Co ci się stało?!- podeszła do mnie. Zapewne w salonie było lepsze światło, że dopiero zauważyła. Złapała moją twarz w objęcia. Wtuliłam policzek w jej dłoń i zamknęłam na chwilę oczy.
-Wygrałam. Wygrałam dla ciebie.-//////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////Przepraszam najmocniej, ale w czwartek znowu wyjeżdżam, więc kolejny pojawi się dopiero za tydzień:(
Miłego dnia
CZYTASZ
Zanim wróciłaś CAMREN
FanficŻycie Lauren jest perfekcyjne i idealnie ułożone. Nie ma opcji, żeby coś wyszło bez przyczyny tym bardziej, żeby wywróciło się do góry nogami. Wszytko jest naprawdę dobrze, aż do nieplanowego spotkania.. Czy Lauren poradzi sobie z przeszłością? Dop...