XXI

671 31 3
                                    

-Nie denerwuj się. Pamiętaj, abyś dobrze przeczytała umowę. Jeśli czegoś nie zrozumiesz, zapytaj. Nie chciałabym, aby cię wychujali.- powiedziałam, przytulając Camilę.- A teraz jedź już, bo się spóźnisz.- pocałowałam ją w policzek i wsiadła do samochodu.

-Uważaj na Sof.. i nie mów tak brzydko.- zaśmiała się i zamknęła drzwi. Po chwili odjechała, a ja wróciłam do domu.

Było dość wcześnie, więc zdecydowałam się jeszcze iść spać. Ruszyłam w stronę sypialni i od razu rzuciłam się na łóżko, nie minęło dużo czasu kiedy odpłynęłam.

______________

-Lo?- usłyszałam przytłumiony głos. Po chwili poczułam, jak ktoś siada mi na brzuchu. -Lauren!- krzyknęła- już wiedziałam- Sofi. Powoli otworzyłam oczy.

-Co tam Sof?- spytałam.

-Gdzie jest Kaki?-

-Camila, pojechała na spotkanie. W czym twój jednorożec może ci pomóc, mała księżniczko?- spytałam i położyłam dłonie na jej bioderkach.

-Chciałabym porobić coś, nudzi mi się.- powiedziała i przewróciła się tak, że leżała obok mnie.

-Co byś chciała robić?-

-Możemy pograć w berka albo w chowanego.- uśmiechnęła się, a ja sobie o czymś przypomniałam. Przekręciłam się na prawy bok, aby móc na nią spojrzeć.

-Odrobiłaś lekcje?- spytałam, a ona przewróciła oczami.

-Lauren, nie wszytko się kręci wokół nauki.-

-Jak odrobisz lekcje, dopiero będziemy mogły się pobawić. Jeśli będziesz potrzebowała pomocy, to mnie zawołaj.- powiedziałam i dźgnęłam ją lekko w nosek. Dziewczynka westchnęła i po chwili opuściła sypialnie. Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Założyłam szybko sportowy stanik i krótkie spodenki. Już chciałam schodzić na dół, ale usłyszałam wołanie Sof. Skierowałam się do jej pokoju.

-Pomożesz mi z tym zadaniem?- spytała.

Nachyliłam się nad ćwiczeniami od matematyki i przeczytałam treść zadania. Wytłumaczyłam jej szybko zadanie i zeszłam do siłowni.

Rozgrzałam trochę mięśnie. Zaczęłam od zrobienia stu pompek, po czym zrobiłam tyle samo brzuszków. Podeszłam do drążka i zaczęłam się podciągać. Po dwudziestym trzecim odczułam przeszywający ból w barku, jednak miałam jeszcze zbyt dużo do zrobienia, by się poddać i robiłam dalej swoje. Zdecydowałam, że zajmę się brzuchem, musiałam jakoś wzmocnić korpus przed kolejnymi zawodami- stanowymi. Miałam do nich na szczęście dużo czasu. Jednak myśl o nich trochę mnie przerażała. To bardzo ważne zawody, w dodatku przeciwnik jeszcze nie był mi znany. Stanów jest dużo, a losowania jeszcze nie było. Na razie zakwalifikowałam się do pół finałów. To bardzo duże osiągnięcie, w tak bardzo krótkim czasie. Musiałam być strasznie zdeterminowana, kiedy zaczynałam. Przeciętny nowicjusz, nie byłby w stanie osiągnąć tak dużo, tak szybko.
Po przepracowaniu brzucha zaczęłam ćwiczyć taktyczne uderzenia z zaskoczenia na worku. Ćwiczenie tego typu rzeczy na worku, nie jest super pomysłem, bo worek to worek, ale zawsze mogłam poćwiczyć technikę.

-Lauren!- usłyszałam głośny krzyk, a po chwili piśnięcie Sofii. Rzuciłam szybko rękawice i pobiegłam w stronę. Dźwięk pochodził z tarasu. Po chwili byłam na miejscu i szybko podbiegłam do Sof. Złapałam ją w ramiona, dziewczynka cała drżała.

-Co się stało?- spytałam. Nie odpowiedziała, jedynie wskazała palcem w przestrzeń za mną. Odwróciłam się, jak najbardziej osłaniając ją swoim ciałem. Pięć metrów przed sobą zobaczyłam czarnoskórego mężczyznę.

-Co ty tu kurwa robisz Tyrone?!- warknęłam jak, najgroźniej tylko mogłam.

-Lauren jak miło cię widzieć kochanie.- powiedział.

Odwróciłam się na chwilę.

-Sofi idź do pokoju, nic ci się nie stanie. Nie bój się.- uśmiechnęłam się do niej. Złapałam ją za rączkę i wprowadziłam do domo, po czym zamknęłam szklane drzwi tarasowe.

-Pięknie wyglądasz. Chyba dużo ćwiczyłaś. Stęskniłem się.- powiedział i spojrzał na mnie tym swoim ohydnym spojrzeniem.

-Ja nie. A teraz, póki jestem jeszcze w miarę spokojna, opuść tę posesję. Nikt cię tu nie zapraszał.- warknęłam.

-Słuchaj, ja wiem, że wtedy się spieprzyło, ale chcę, żeby było jak dawniej. Dalej byśmy chodzili na imprezy i..-nie dałam mus kończyć tej jego pojebanej wiązanki.

-Mam ci kurwa powtórzyć?!- uniosłam się i podeszłam w jego stronę.- Nie ma tej Lauren, którą znałeś! Nie będę z tobą nigdzie chodzić. Zerwaliśmy kontakt wieki temu i nie zamierzam tego zmieniać. Albo opuścisz tę posesję teraz, ale cię z niej wyrzucę dość boleśnie. Nie będę się powtarzać.-

-Uspokój się skarbie..- no i nie wytrzymałam.

Podeszłam do niego i wycelowałam cios prosty w nos. Usłyszałam charakterystyczny dźwięk łamiącej się kości i na moją twarz wpłynął triumfalny uśmiech. Cofnął się kilka kroków pod wpływem uderzenia i złapała za nos.

-Kurwa!- krzyknął.

-Wychodzisz!- krzyknęłam.

Jednak chłopak dalej stał w miejscu. Podeszłam do niego jeszcze bliżej i złapałam za ramię. Zaczęłam ciągnąć go dookoła domu. Otworzyłam furtkę i wypchnęłam go za teren mojej posiadłości.

-I więcej tak do mnie nie mów. Następnym razem jak tu przyjdziesz, będziesz wracał w gorszym stanie. Znaj moją dobroć.- powiedziałam i zamknęłam furtkę, po czym udałam się biegiem do siostry Camz. Wbiegłam szybko po schodach i wparowałam do pokoju małej.

-Czy on ci coś zrobił Sofia?- spytałam spokojnie. A dziewczynka od razu wtuliła się w mój brzuch.

-Nie, ale mnie wystraszył. Nie wyglądał przyjaźnie. Strasznie brzydki.- powiedziała, a mi kamień spadł z serca. Po chwili zaczęłam się śmiać z tego, co powiedziała mała na temat czarnucha.

-Masz rację. To co? Idziemy się pobawić?- spytałam. Chciałam odwrócić jej uwagę od zaistniałej chwilę wcześniej sytuacji.

-Taaaaak!- krzyknęła, a ja wzięłam ją na barana.

Poczułam wibracje w kieszeni i sięgnęłam jedną ręką po telefon, a drugą trzymam małą za kolano, aby nie spadła.

Na wyświetlaczu ukazało mi się zdjęcie Camilii. Odebrałam.

-Halo?-

-Skarbie wszytko dobrze?-spytała.

-Tak, właśnie będziemy się z Sof bawić.-

-Czy ona odrobiła lekcje?- spytała.

-Tak, spokojnie. Stało się coś?- spytałam.

-Może ty mi powiedz. Mam głupie wrażenie, że u was coś nie tak.- powiedziała.

-Był mały incydent, ale w porządku. Wszystko jest dobrze. Sofii jest cała i zdrowa.- nie mogłam jej okłamać, skoro sama intuicja ją sprowadziła na ten tor.

-A jak z tobą? Co się w ogóle stało?!- w jej głosie można było usłyszeć czysty niepokój.

-Porozmawiamy o tym w domu. Wracasz już?-

-Muszę jeszcze im pokazać wstępne pomysły i przedyskutować. Będę za jakieś dwie godziny.-

-Dobrze, uważaj na siebie.-

-Wy też. Kocham was.- powiedziała i się rozłączyła. Schowałam telefon i chwyciłam małą za drugie kolano. Zeszłam z nią po schodach na dół i ostrożnie położyłam na kanapie. Włączyłam jej telewizor i powiedziałam, że wezmę prysznic i wrócę.
Po szybkim przemyciu się założyłam czarne, obcisłe rurki i czarny top.

-Co mówiła Kaki?- spytała mała brunetka, kiedy weszłam do salonu.

-Twoja siostra to straszna panikara.- zaśmiałam się, a ona mi wtórowała.

Po chwili zaczęłyśmy ganiać się po całym domu, grając w berka. W pewnym momencie Sofia nie fortunie wbiegła w kant blatu w kuchni i rozcięła sobie delikatnie rączkę w nadgarstku. Szybko przemyłam ranę wodą utlenioną i nakleiłam plasterek. Dziewczynka była bardzo dzielna, nie uroniła żadnej łzy.
Niedługo później do domu weszła zmęczona Camila. Sofia od razu podbiegła do siostry i wtuliła się w jej brzuch.

-Patrz Kaki! Mam plaster w jednorożce!-

-Co ci się stało Sof?- spytała zmartwiona osiemnastolatka.

-Uderzyłam się o blat, ale nie martw się. Nie boli.- powiedziała i oderwała się od swojej starszej kopii.

-Lauren. Powiedziałaś, że wszytko okej, a Sofia jest cała!- krzyknęła, idąc w moją stronę.

-Bo kiedy dzwoniłaś, tak było. Grałyśmy w berka, to był wypadek. - zaczęłam spokojnie, jednak ona zgromiła mnie wzrokiem.- Nie panikuj. nic się nie stało!-

-Jesteś nieodpowiedzialna Lauren! A jeśli uderzyłaby się głową?! Czy ty możesz czasem pomyśleć?!-

-Ale się nie uderzyła! Przestań robić widły z takiego wypadku! Jak byłaś mała, nie raz ci się coś stało! Nie na wszystko mamy wpływ Camila!- po raz kolejny krzyknęłam, ale tylko dlatego, że ona również krzyczała.

-Ale na to akurat miałaś!- dziewczyna podeszła do swojej młodszej siostry i wzięła ją na ręce. Ruszyła po schodach w górę. -Nigdy więcej ci jej nie zostawię.- powiedziała już nieco spokojniejszym tonem, patrząc mi w oczy. Po chwili była już na piętrze. Podeszłam do wieszaka przy drzwiach frontowych i zdjęłam z niego skórzaną kurtkę, po czym weszłam do garażu. Założyłam szybko kurtkę i wsiadłam na maszynę, o której dawno zapomniałam. Włożyłam kluczki do stacyjki i przez chwilę wsłuchiwałam się w przepiękne ryczenie serca motoru. Wyjechałam z garażu i ruszyłam ulicami miasta. W gniewie złamałam chyba wszystkie możliwe przepisy ruchu drogowego. Jechałam niedozwoloną prędkością, mając wiatr we włosach. Dawno nie uczułam tego uczucia adrenaliny.

Po drodze udało mi się zadzwonić do Mani, aby przyszła do naszej ulubionej knajpy. Szybko udało mi się tam dotrzeć. Zaparkowałam motor i weszłam do knajpy. Od razu wśród tłumu rozpoznałam szatynkę, która przywlokła ze sobą Dinah. Podeszłam do nich i usiadłam naprzeciwko.

-A teraz Dinah Jane, proszę powiedzieć, co chciałaś.- powiedziała Normani. Zawsze podobał mi się sposób, w jaki Kordei pokazywała Dinah, co -w jej domniemaniu- źle zrobiła. To wyglądało tak, jakby Noramni była matką DJ. Hansen za bardzo kochała Mani, aby się jej sprzeciwić w tej kwestii, ale jak sama mi kiedyś powiedziała- jej nie było źle, wręcz przeciwnie. Lubiła sposób, w jaki czarnoskóra zwracała jej uwagę. Jak sama stwierdziła- więcej mogła zrozumieć. Bo Hansen to było wciąż wewnętrzne dziecko.

-Przepraszam Jaguar. Faktycznie to było trochę głupie. Takie wkurwianie się na ciebie.- spojrzałyśmy obie na Mani, która gromiła blondynkę wzrokiem za słownictwo, którego użyła.- Spanikowałam trochę, ale wiem, że nie zrobiłabyś jej specjalnie krzywdy. Trochę zajęło mi ogarnięcie tego.- dokończyła i wstała. Również wstałam.

-A zatem zostało ci wybaczone Dinah Jane Hansen.- zaśmiałyśmy się i padłyśmy sobie w ramiona. Znów było jak dawniej. No prawie..

-Co się stało Laur?- spytała szatynka i w tym czasie podszedł do nas kelner.

-3 duże piwa poproszę.- powiedziałam i odszedł.

-Oho.- skomentowała blondynka.

-Nie dam kurwa rady w ten sposób. Sofia uderzyła się o kant blatu, kiedy Camila była na spotkaniu w tej całej wytwórni. No kurwa. Grałyśmy w berka i nie widziała, gdzie biegnie. Rozcięła sobie delikatnie rękę. Tak, że wystarczył jeden, mały, jebany plasterek. A ta wróciła i zaczęła mówić, jaka to ja jestem nieodpowiedzialna i że już nigdy mi jej samej nie zostawi.- wyrzuciłam z siebie. Nawet nie zauważyłam, kiedy przede mną pojawił się kufel. Wzięłam piwo do ręki i pokazałam dziewczynom, aby wzięły swoje.

-Pij DJ, ja będę prowadzić.- skomentowała Mani.

Hansen wzięła w dłoń kufel i stuknęła z moim. Upiłam ogromnego łyka, który był wart pół naczynia.

-Posłuchaj Laur. Cami ma trochę racji, ale jednak przesadza.- powiedziała szatynka.

-Jakiej kurwa racji Mani?!- wykrzyczała.- Bez przesady, nic się nie stało. Rozumiem, gdyby wyleciała ze spiną, bo mała by sobie głowę rozwaliła. Do cholery! Ona się tylko drasnęła Normani.-

-Po pierwsze, dałabyś mi skończyć. Po drugie nie klnij tyle.- wzięła wdech.- Rozumiem Camilę, bo to jest jej młodsza siostra, też bym się przestraszyła.-

-Ta? To ja nie chce wiedzieć, jak będzie reagować, jak ich dziecko się wyrżnie na trawę, grając w piłkę.- skomentowała blondynka, a ja wyplułam piwo, które miałam w ustach.

-Dziecko?!- krzyknęłam, kiedy przetarłam serwetką swoją koszulkę i kawałek stołu.

-W przyszłości, uspokój się.- zaśmiała się Dinah, a my z Mani dalej zbierałyśmy szczęki z podłogi.-Lauren Michelle Jauregui Morgado chciałabym być najlepszą ciocią twoich dzieci.- powiedziała.

Dzieci? Nie myślałam o tym jeszcze. Raczej chciałabym mieć z Camz dziecko, ale to nie byłoby takie proste i takie szybkie. To byłoby potencjalnie problematyczne. Samo zapłodnienie, jednej z nas. Nie chcę, aby Camila musiała przespać się z jakimś facetem. Jest moja i tylko ja mam prawo jej dotknąć w ten sposób. Chciałabym założyć z nią rodzinę, ale nie tym kosztem. Wiem, jak bardzo by mnie to zraniło i jak długo bym to przeżywała. Nie. Po prostu nie.

-Chociaż patrząc na dzisiejszą sytuację, to ja nie wiem, czy to dobry pomysł.- dobrze, że z zamyśleń wyrwała mnie Jane, nie chciałam wiedzieć, na jaki tor by zeszły.

-Przede wszystkim to twój pomysł Hansen.- rzuciłam do niej i zaczęłyśmy się śmiać.

Do naszego stolika podszedł kelner i zabrał puste naczynia, nawet nie zorientowałam się, kiedy wypiłam swoje piwo i kto wypił to trzecie. Zapewne ja.

-Jeszcze cztery poproszę.- powiedziała do kelnera Dinah.

-Co chcesz z tym zrobić Lauser?- zwróciłam od razy wzrok do Mani, która uprzednio zgromiła wzrokiem swoją dziewczynę.

-Nic, a co innego mam z tym zrobić? Nie będę z nią rozmawiać. Najwidoczniej do tego też nie jestem wystarczająco odpowiedzialna. Rozmowa z nią kończyłaby się krzykiem, a obiecałam jej, że zacznę panować nad sobą. Krzyk mnie doprowadzi znowu tutaj. I historia się powtórzy.- podsumowałam wszytko. Taka była prawda. Po powrocie do domu zaczęłabym się znowu kłócić z Camilą i znowu wyszłabym z domu lub rozwaliła coś-lub siebie- na jej oczach.

-Jak nie będziecie rozmawiać, to moje Camren się skończy. Nawet nie próbuj tego zrobić Jauregui!- usłyszałam krzyk DJ.

Prawda była taka, że gdzieś bardzo, bardzo daleko miałam z tyłu głowy, że może jednak nie jestem dla niej odpowiednio wystarczająca. Albo się nie zmienię i dalej nie będę panować nad sobą, aż to zajdzie za daleko. I zrobię krzywdę Camilii..

-Lauren widzę, że o tym myślisz. Przestań.- powiedziała Mani.- Camila się chwilę powścieka i przejdzie jej. Nie możesz od razu wszystkiego przekreślać przez jedną, głupią kłótnię. Poza tym..- urwała.- za bardzo ją kochasz, aby z niej zrezygnować.-

Przyszedł kelner i na raz wypiłam jedno piwo i zaczęłam sączyć drugie.

-Ze mną nie jest bezpieczna. Co, jeśli jej zrobię w przypływie gniewu krzywdę?- zapytałam, patrząc z martwy, daleki punkt przed sobą z obojętną miną.-Nigdy sobie tego nie wybaczę.-

-Co ty pieprzysz Lauren?- spytała Mani.- Przecież jest lepiej i chyba każdy to widzi. Zmieniasz się i z dnia na dzień coraz bardziej nad tym panujesz.-

-Skończ pierdolić Jauregui!- krzyknęła Dinah.

A może faktycznie, było mi wygodniej, kiedy nie musiałam tego robić? Mogłam zostać przy Davidzie i dalej ćpać. Oczami mogłam dalej siać postrach. Każdy się mnie bał i omijał szerokim łukiem. A każdy nowy śmiałek, który odważył się, do mnie źle odnieść dostawał od razu po twarzy. Kochałam się bić. Bicie, ćpanie, chlanie i uciekanie przed policją na okrągło. To było moje życie. Życie, w którym dla Camilii nie było miejsca. Kochałam ją, ale tak bardzo, jak ją kochałam, chciałam jej bezpieczeństwa i szczęścia. Przy mnie nigdy tego nie zazna.

-Jaguar, przestań. Widzę, co robisz.- ostrzegła mnie Mani.

Między czasie kelner przyniósł nam po jeszcze jednym piwie. Skończyłam, to które zaczęłam i po chwili dorwałam się do drugiego, które wypiłam duszkiem. Wyjęłam z kurtki 50 dolarów i położyłam na stole.

-Przy mnie nigdy nie będzie szczęśliwa.- rzuciłam i ruszyłam w stronę wyjścia.

-Jaguar wracaj tu!- usłyszałam za sobą krzyk DJ, jednak musiałam to olać. Wyszłam z knajpy i usiadłam na motor. Odpaliłam go i ruszyłam przed siebie.

Nie bałam się prowadzić po alkoholu. Kiedy byłam młodsza, prowadziłam motor w gorszym stanie niejednokrotnie. Byłam na tyle dobrym kierowcą, że nigdy nie spowodowałam wypadku, mimo tego, jaką prędkość wskazywał mi licznik. Tym razem nie byłam pijana, byłam lekko wcięta, ale po takiej ilości normalnie nawet bym nie była. Za szybko piłam, w dodatku w gniewie.

Nie miałam pojęcia, dokąd jadę, na pewno nie do domu.

//////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////

Ugh, SORY! 

A media to mój fav <3

Zanim wróciłaś CAMRENOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz