XLVIII

497 29 4
                                    

Pov Camila

Mijały tygodnie i mogłoby się wydawać, że z Lauren było już dużo lepiej. Tak było. Wyglądała, jakby naprawdę się z tym pogodziła i próbowała żyć normalnie.
Dziewczyna chodziła na terapię i rehabilitację. Coraz częściej wychodziła z domu, aby zażyć trochę słońca i świata. Wróciła do pracy, wprawdzie w domu, ale dobre i to.
Zaczęła próbować robić coraz więcej rzeczy samodzielnie.

Od pierwszej sesji rehabilitacji, nie pojawiły się żadne postępy. Max jednak powiedział, że to nie działa tak z dnia na dzień. Mięśnie potrzebują bardzo dużo czasu na przyswojenie funkcji ruchu.

Oczywiście na początku dziewczyna uznała, że w takim razie to nie ma sensu i nie musimy marnować więcej czasu. Chłopaki nią potrząsnęli i zaczęła na nowo się starać. Fakt faktem i tak czasem miała gorsze dni i myślała, że to naprawdę nie ma sensu, ale większość dni, jednak miała nadzieję, że się uda.

Byłam z niej strasznie dumna. Miałam nadzieję na to, że będzie już dobrze. Chciałam, żeby Lauren w końcu poczuła się dobrze i nie musiała z niczym walczyć. Lubiłam widzieć ją uśmiechniętą, a tych dni od wypadku było naprawdę mało. Korzystałam z każdego momentu, kiedy miała dobry humor. Zabierałam ją do mojej rodziny, gdzie bawiła się z Sofią i dużo rozmawiała z moją mamą, a wieczorami jadłyśmy kolację i wracałyśmy do domu.
Sporo widywałyśmy się z dziewczynami. Szatynka też była kilka razy na polanie, aby sprawdzić, jak się wszyscy mają i konsultowała się z Hal w sprawie różnych akcji.
Nie zabraniałam jej tam jeździć. Prawda jest taka, że Lauren i tak by tam pojechała. Czy z moją zgodą, czy bez niej, dlatego w miarę możliwości jeździłam tam z nią, aby mieć ją na oku. Ogarniał mnie straszny niepokój, za każdym razem, kiedy jeździła tam sama. Dzwoniłam do niej co chwilę, żeby się upewnić, że jest z nią wszystko w porządku.

Cały dzień spędziłam w studiu. Około 19 zrobiłam sobie pierwszą przerwę, gdy zadzwoniła do mnie moja dziewczyna.
Trzymałam telefon w dłoni, więc kiedy wyświetliło się połączenie, przesunęłam palcem po ekranie i przyłożyłam telefon do ucha.

Przez cały dzień nie miałam nawet chwili, żeby do niej zadzwonić. Uśmiechnęłam się na myśl, że usłyszę jej głos.

-Hej Lo.- zaczęłam rozmowę.

-Cześć skarbie.- uśmiechnęłam się na tę pieszczotliwą nazwę, ponieważ szatynka od wypadku prawie w ogóle do mnie tak nie mówiła. Zwracała się do mnie najczęściej pełnym imieniem.- Jak ci idzie?-

-Dobrze. Zmęczona już trochę jestem.- powiedziałam to, pochylając się lekko. Zgięłam łokieć i położyłam go na kolanie, po czym oparłam głowę na dłoni.- A co u ciebie?-

-W porządku. Właśnie zrobiłam sobie przerwę na obiad, który mi zostawiłaś.- ta informacja również mnie zadowoliła.- A tak to cały dzień spędziłam w papierach.-

-Cieszę się, że jesz teraz obiad.- powiedziałam cicho, na co usłyszałam śmiech zielonookiej.- A jak ci idą formalności?- spytałam.

-Analizowałam teraz wypłaty za nadgodziny dla pracowników. Mama nie miała czasu się tym zająć.-

-Gadałaś z nią?- spytałam z lekkim niedowierzaniem.

Dziewczyna rzadko rozmawiała z rodzicami. Z ojcem tylko, kiedy była w biurze po papiery lub po nowy przydział obowiązków. Ewentualnie dzwoniła do niego, aby zapytać się o jakieś ważne informacje dotyczące jej pracy. Do matki też się rzadko odzywała.
Po wypadku Clara często do niej dzwoniła, jednak dziewczyna albo skracała rozmowę do minimum lub zrzucała połączenia.
Odzywała się za to często do Chrisa. Zresztą chłopak często u nas przesiadywał, aby dotrzymać siostrze towarzystwa. Ich stosunki znacznie się poprawiły. Siedemnastolatek dużo jej pomagał w uczeniu się ruszania na nowo i wspierał ją duchowo. Czasem zabierał ją na spacery, a nawet raz pojechali razem do galerii na zakupy ubraniowe, za którymi Lauren nie przepada, ale o dziwo wróciła w dobrym humorze.

-Tak. Tym razem pogadałam z nią dłużej.- zaśmiała się.- Zaprosiła nas na obiad.- powiedziała markotnym tonem.- Chce cię zobaczyć. Chcesz tam iść?- spytałam.

-Myślę, że możemy iść.- powiedziałam i jednocześnie podniosłam się z kanapy.

Nie miałam do Clary tak mieszanego podejścia, jak do Mike'a. Właściwie to oboje zawsze mnie lubili ze wzajemnością. To Michael zmienił do mnie nastawienie, kiedy się dowiedział, że jego córka się ze mną związała. Natomiast Clara nic do tego nie miała. Właściwie można powiedzieć, że to ja się od niej odsunęłam przez jej męża. Bałam się, że ona ma takie samo nastawienie.

-W takim razie jesteśmy umówione na jutro, na 19. Dasz radę?-

-Tak.-

-Wiesz, powiedziałam, żeby podała termin, kiedy jego nie będzie w domu.-

-To twój tata Lauren.- powiedziałam delikatnym głosem.

-Nie. Poza tym nie będę kolejny raz rozmawiać z tobą na ten temat.- powiedziała zdenerwowana, po czym wzięła głęboki oddech. - O której będziesz?- zmieniła ton na delikatniejszy.

-Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to powinnam być za dwie godziny.- powiedziałam i usłyszałam pukanie w szybę. Spojrzałam w stronę źródła dźwięku i zobaczyłam Jacksona, który wołał mnie do dalszej pracy. Kiwnęłam do niego głową, na znak, że już idę.- Muszę kończyć Lauren. Kocham cię.-

-Jasne. Powodzenia.- powiedziała, a ja się rozłączyłam i wróciłam do miejsca pracy.

Zanim wróciłaś CAMRENOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz