Siedziałam nad rzeką na kamieniu. Przede mną leżało mnóstwo map, rysunków i wywołanych zdjęć. Zaczynało się ściemniać. Do bazy dotarliśmy chwilę przed zmierzchem. Wszyscy byli zmęczeni więc udali się na spoczynek, na który zezwoliłam. Nie miałam nic przeciwko temu, aby zaczerpnęli trochę snu, po dobrze wykonanym zadaniu. Myślicielem całej akcji i tak została Lucy, która pod moim dowództwem miała kontrolować sprawność akcji oraz obmyślić plan działania. W takim razie nie było potrzeby trzymania większej grupy obok, tym bardziej że brunetka musiała się skupić.
-Trzymaj.- wyrwał mnie z zamyślenia jej głos. Odwróciłam się w jej stronę i chwyciłam zimną butelkę.- Na twój koszt.- dodała i szeroko się uśmiechnęła w geście triumfu. Po chwili usiadła obok mnie i otworzyła piwo zębami. Nigdy nie rozumiałam tego typu ludzi. Nie widziałam sensu w niszczeniu sobie szkliwa i ogólnie zębów przez głupi kapsel. Wolałam otworzyć trunek zapalniczką i tak też właśnie zrobiłam, po czym upiłam sporego łyka.
-Ah. Tego mi trzeba było.- dokładniej zimnego napoju.
-To ty powinnaś po to pójść!- zaśmiała się.
No tak. Nie chciałam ruszyć się z miejsca, bo również byłam zmęczona po rozeznaniu terenu, jednak nie znużona. Poprosiłam więc Vives, aby skoczyła do kwatery po piwa, które kupiłam wcześniej. Dziewczyna miała bardzo dużo energii. Wyglądała jakby, nigdy niczym się nie męczyła tak bardzo, jak przeciętny człowiek. Była niczym wulkan, który wciąż wrze, aby co chwilę wylewać nowe porcje lawy. Tą energią udało jej się mnie zarazić- oczywiście tylko mentalnie.
-Dobra. Może następnym razem.- zaśmiałam się razem z nią.
Nastała chwila ciszy. Obie wpatrywałyśmy się w rwącą rzekę. Niedaleko miejsca, w którym siedziałyśmy, stał pomost należący do obozowiska, z którego chłopaki skakali do wody. To była grupka hiszpańska, rozpoznałam między nimi Nano i Samuela. Śmieli się w głos, dobrze się bawiąc.
Po chwili zwiadowca zaczęła zbierać wszystkie dokumenty rozłożone przed nami. Schowała je do żółtej, papierowej teczki i odłożyła na bok.
-Chcę cię poznać.- wypaliła, co zbiło mnie z tropu. Spojrzała w moją stronę i posłała mi pokrzepiający uśmiech.
-Okej?- wzięłam oddech, aby zastanowić się, co powiedzieć. Zgięłam kolana i podciągnęłam je pod klatkę piersiową.- Lauren Jauregui, mam 19 lat, trenuje..-
-Nie nie nie.- zdziwiłam się i spojrzałam w jej stronę.-Nie tak. Przedstaw mi swoje cele w życiu. Chcę wiedzieć, do czego dążysz.-
Nie wiedziałam do końca, co ma na myśli. W jaki sposób chciała mnie poznać, jeśli nie chodziło jej o moją osobowość? Zwykle osoby się przedstawiają i mówią, co lubią robić, a ona zapytała o moje cele. Jakby tak na to spojrzeć, to nigdy się nad tym nie zastanawiałam. W końcu od jakiegoś czasu prowadziłam niebezpieczny tryb życia, w każdej chwili mogłam zginąć. Nie planowałam przyszłości. Kiedyś moją przyszłością miało być siedzenie za biurkiem i bycie prezesem wielkiej firmy ojca. Odkąd wróciła Camila, moje życie zmieniło się diametralnie. Moje plany, priorytety i każdy dzień. Każdy dzień zaczął wyglądać inaczej.
-Nie wiem..- zaczęłam.- Chciałabym wyrobić jeszcze bardziej moje ciało, aby móc zapewnić bezpieczeństwo Camilii. Chciałabym również dobrze poprowadzić rodzinę Carlosa, tak jak mu to obiecałam. To w sumie takie drobiazgi, ale są dla mnie ważne.- prychnęłam.- Zresztą głupie pytanie zadałaś.-
-Wcale nie. Spójrz. Wiem, co jest dla ciebie ważne, a to nie każdy wie. Znam cię jako Rosę- krajowej sławy bokserkę i znam cię jako Morgado- dowódcę niebezpiecznego gangu, która jest twarda. Masz wiele osobowości Lauren. Nie gubisz się w tym?-
Zaczęłam zastanawiać się, czy dziewczyna nie jest po prostu ciekawska. Nie lubię takich ludzi. Wolę osoby, z którymi można się napić i porozmawiać tak po prostu. A nie ludzi co zadają mnóstwo pytań.
Podniosłam butelkę do ust i wypiłam kilka łyków wciąż zimnego piwa. Wzruszyłam ramionami w odpowiedzi na jej pytanie.
-Skąd znasz hiszpański?- spytałam.
-Urodziłam się w Portoryko.- tu mnie zdziwiła. Myślałam, że urodziła się w Ameryce Północnej, a jednak Środkowej.- Zresztą bardzo lubię ten język. A ty? Znasz?-
-Jasne, że tak. Mój tata urodził się na Kubie. Jak byłam mała, w domu był tylko hiszpański. Zresztą, nadal jest.-
-Nie wierzę ci!- krzyknęła, po czym dźgnęła mnie palcem wskazującym w żebra.
-Cuando se fue de la casa de la familia, le pedí a mi hermano que me hablara en español, para no olvidar el idioma. (Kiedy opuściłam rodzinny dom, poprosiłam mojego brata, aby dalej do mnie mówił po hiszpańsku, żeby nie zapomnieć języka.)- powiedziałam, a ona się uśmiechnęła.
-Ca. (Ok).- zaśmiała się.
Pogadałyśmy chwilę po hiszpańsku. Dowiedziałam się, że jej tata jest Kolumbijczykiem i piosenkarzem. Powiedziała, że jej rodzice są po rozwodzie. Mieszka z koleżanką na obrzeżach Malibu, ale ma kontakt z obojgiem rodziców. Ma rodzonego brata, ale też siostrę i brata z innej matki. Opowiedziała mi o tym, jak znalazła się w gangu i jaki charakter mają jej misje, kiedy jeździ do Afryki. Jej marzeniem było zostać modelką, ale nie taką na wybiegi. Chciała pozować do zdjęć i poznawać światowej sławy fotografów. Była na jednej sesji w Europie i może uda jej się kontynuować tę ścieżkę.
-Idę po piwo.- powiedziałam, kiedy skończyła.
Wstałam z miejsca i skierowałam się do kwatery. Wyjęłam telefon, aby włączyć latarkę. Było już naprawdę ciemno. Spojrzałam na godzinę, 1;23. Włączyłam światło i świeciłam pod nogi, aby się nie przewrócić.
W kwaterze zobaczyłam śpiącą Halsey i Hansen, która chrapała. Miała zgiętą nogę w kolanie, więc zobaczyłam, że ma krótkie spodenki na sobie, a zrobiło się nieco chłodniej. Zdjęłam z mojej pryczy szary koc, który dostałam od Camilii, przed jej wyjazdem. Zarzuciłam go do góry i dokładnie przykryłam nim blondynkę. Uśmiechnęłam się, kiedy poruszyła głową i zamruczała. Podeszłam do przenośnej lodówki, którą otworzyłam i wyjęłam z niej dwa piwa. Wyszłam jak najciszej z namiotu i wróciłam do Vives. Usiadłam obok niej, podałam jej piwo. Wyjęłam z kieszeni kurtki papierosy i podałam jej. Brunetka poczęstowała się jednym. Wyjęłam zapalniczkę i również jej podałam. Kiedy przypaliła sobie papierosa, zrobiłam to samo, po czym podważyłam kapsel.
-Wiem, że Normani nie wie, że DJ jest z nami. A Camila? Czy ona wie?-
-Nie wie. Zawsze chciałam być w gangu, a ona chroniła mnie od tego. Nie wiem, co by zrobiła, gdyby się dowiedziała, ale wiem, że muszę jej to powiedzieć. Nienawidzę jej okłamywać. Nie wiem jak jej to wytłumaczyć.- westchnęłam bezradnie.
-Jak najszybciej.- powiedziała, a ja spojrzałam na nią.- Dinah poradziłam to samo. Nie chcę się w to wtrącać, ale ja bym to zrobiła szybko.-
Tak też powinnam zrobić. Tylko gdyby to było takie proste. A wcale takie nie było.
Skończyłyśmy rozmawiać późno w nocy, a w zasadzie już nad ranem. Podniosłyśmy się z kamienia. Podniosłam swoje dwie butelki po alkoholu z zamiarem wyrzucenia ich. Ruszyłam przed siebie, a brunetka za mną. Odwróciłam się w stronę rzeki i zobaczyłam, że dziewczyna zostawiła szkliwo.
-Ee. Szanuj miejsce, w którym mieszkasz.- powiedziałam.
-Tak jest.- powiedziała z uśmiechem i wróciła po to, co zostawiła.- Zadowolona?- spytała, pokazując mi butelki.
-Jasne, że tak.- uśmiechnęłam się.
Poszłyśmy aż do samej bramy, przy której stał kontener. Wrzuciłyśmy do niego butelki i wróciłyśmy na pole namiotowe. W pewnym momencie dziewczyna stanęła i wskazała namiot, w którym śpi. Mimo że nie była Hiszpanką, należała do ich grupy- zapewne ze względu na język. Pożegnałam się z nią i ruszyłam do siebie. Weszłam cicho do kwatery. Wyjęłam z torby dresowe spodnie, które szybko przebrałam. Położyłam się na swojej pryczy. Była nawet wygodna. Ogólnie rzecz biorąc, prycze są wygodne, jedyny ich minus to linki, które się luzują w momencie spania. Codziennie trzeba je poprawiać i naprężać, aby nie spaść na dół.
![](https://img.wattpad.com/cover/173182355-288-k545751.jpg)
CZYTASZ
Zanim wróciłaś CAMREN
FanfictionŻycie Lauren jest perfekcyjne i idealnie ułożone. Nie ma opcji, żeby coś wyszło bez przyczyny tym bardziej, żeby wywróciło się do góry nogami. Wszytko jest naprawdę dobrze, aż do nieplanowego spotkania.. Czy Lauren poradzi sobie z przeszłością? Dop...