Rozdział Siedemnasty

1K 72 7
                                    

Od akcji że strzałą minął tydzień, tydzień a po strzałę nie było nawet zadrapania, a nie nawet nie tydzień to było kilka godzin nim rana znikła z powierzchni jego ciała.

Zaciekawiony i jednakże zaniepokojony blondyn patrzył przez szybę na wolno (tka mu się wydawało) lecący deszcz, z łatwością mógł liczyć krople które był przez nie w stanie dostrzec.

- Oj Anna chodź pod parasol bo się jeszcze przeziębisz! - Usłyszał, widział ich na ulicy ale jak był w stanie usłyszeć aż tak dokładnie albo inaczej jakim sposobem on mógł ich usłyszeć, przecież to było nie realne.

Z zazenowaniem popatrzył na stojąca zupke ramen obok niego, nie wiedział czy to on stracił smak czy ichiraku zmieniło przepis na gorszy. Jednak jedno jest pewne, nie było to nawet na tyle dobre by był w stanie je zjeść.

Z zaciekawieniem podszedł w stronę lustra by od razu odskoczyc przerażony. Nie był w stanie nawet zauważyć swojego odbicia, tak jak by go tam nie było...

Przetarł oczy i raz jeszcze podszedł do lustra, lecz dalej nic tam nie było puste odbicie... Może lustro się zepsuło, ale jak do cholery lustro może się zepsuć...

Szybko założył swoje standardowe ubranie bo po co chodzić e ubraniu po domu zwłaszcza jak jest tak gorąco. Wiedział jedno, musiał porozmawiać z ojcem, z Hokage który miał go w poważaniu ale musiał to zrobić!

Założył buty nie-shinobi i w zastraszającym tempie wyleciał z domu nawet nie zamykając na klucz drzwi, Mędrcowi dzięki że ma sąsiadów którzy są niczym całodobowy monitoring.

Idąc, nie! Biegnąc między alejkami mijając skrytych pod dachami ludzi którzy chronili się przed deszczem i silnym wiatrem, wchodząc po schodach do wielkiego pomieszczenia zwanego siedziba Hokage.

Chciał zapukać ale słysząc kłótnie wychodząc za drzwi usiadł na ławce i mimo kiepskiej sytuacji poczeka na swoją kolej, nie chciał nikomu przeszkadzać zwłaszcza że od razu rozpoznał z kim kłóci się jego ojciec, mimo że wiedział że jego kłótnia jest bezcelowa... Starał się nie przysłuchiwać rozmowie ale słowa same leciały do jego ucha...

Wsłuchując się w coraz to bardziej zaciekłą kłótnie z sekundy na sekundę jego morale malały, znikały w przestrzeni którą on nazywał ciemnością....

Zrezygnował...

Mimo że chciał... Zrezygnował, zrezygnował z tego daremnego pomysłu rozmowy i opuścił biuro Kage szybciej niż wszedł, z łzami wędrował w stronę domu mijając zdziwionych przechodniów. Jedno jest pewne, nie chciał by ktokolwiek go teraz widział, nie wiadomo co się z nim dzieje...

Wszedł do domu, ściągnął buty a przemoczony kaptur odłożył na wieszak, to właśnie teraz myślał nad decyzją która mogła by odmienić jego życie... Jego nędzne życie.

- Ucieczka - Usłyszał w głowie mocny, basowy głos - Czy to nie ty mówiłeś o nie poddawaniu się?

- To ja!

- Czy tego pragniesz? Uniknąć przeznaczenia?

- Czego?

- Tego co przyrzekłeś! - Głos odbijał się po jego głowie.

- Odejdź! Niczego nie przyrzekałem! Zostaw mnie! - Krzyczał w myślach, z nadzieją że to coś go usłyszy, i rzeczywiście... Udało się.

Naruto uderzył pięścią w stół, powtarzając czynność kilka razy lecz z każdym razem wkładana w to siła rosła...

- To jedyna opcja, wrócę to jest pewne... Ale nie szybko - Jęknął wyciągając kartkę, by dodać dramatyzmu do tego co teraz napisze lekko naciął sobie żyłę lekko lecz na tyle wystarczająco by umoczyć pióro we krwi i zacząć pisać.

"Nie udało mi się... Chciałem, próbowałem, walczyłem ale czy to coś dało? Nie! Jeżeli to czytacie, to musieliście tu po coś wpaść pewnie nawet nie zauważyliście kiedy zniknąłem... Nienawidzę was tyle mogę powiedzieć ale też dodam coś nie szukajcie mnie pozwólcie mi się rozwijać! Wrócę... kiedyś na pewno ale teraz muszę odejść, mam dość wszystkich, was znajomych[których przez was nie mam] czy też mojego własnego odbicia, którego nawet nie jestem w stanie zobaczyć... Wiedzcie że to na was spoczywać będzie odpowiedzialność za wszystko co uczynię, ilekroć chciałem z wami porozmawiać zawsze mnie odrzucaliście, zawsze! Nigdy nie zwracaliście na mnie uwagi, wyzywaliście, biliście. Tak samo zwracam się do mojego "kochanego" rodzeństwa, to właśnie wy jesteście problemem, problemem który mnie zabił, moje prawdziwe ja... Teraz została tylko nienawiść i chęć podążania za tym co sobie obiecałem! PS: Minato, podkradłem ci kilka zwojów jeżeli chcesz mnie kiedyś spotkać, porozmawiać będziesz wiedział gdzie mnie znaleźć i jak mnie znaleźć"

Ostatnie słowo zakończył kilkoma kropkami krwi. Następnie szybko się spakował i nie wiedział czemu, ale coś kazało mu to zrobić. Podszedł do lustra i wypowiedział "kai" obraz naglę zaczął się rozmywać a jego odbicie przeraziło go.

Jego włosy od razu wyblakły, stały się mocno białe[Bardziej białe niż Kakashiego] oczy zaś zmieniły się z niebieskich na krwistoczerwone[Coś jak sharingan tylko bez łezek i dodatkowego okręgu obok źrenicy]. Zdziwiony otworzył usta ale również i wtedy zatkało go, miał kły... Nie zwykłe kły, były o wiele za duże, w dodatku gdy zamknął szczękę one po prostu wystawały.

- Ja śnię - Krzyknął uderzając się w twarz z otwartej ręki, szczypanie czy machanie głową na prawo i lewo też nie pomogło, to nie był sen...

- Jestem Wampirem? - Zapytał raz jeszcze, nawet przejechał po nich palcem by się upewnić czy to nie dowcip... Były twarde niczym skała, i ostre niczym niebywale naostrzony sztylet.

To był dodatkowy powód by jak najszybciej zniknąć, nikt nie mógł się o tym dowiedzieć. Pakował się szybciej niż kiedykolwiek wcześniej, wszystko zapieczętował do zwoju[Fuinjutsu nauczył się jako tako w bibliotece]

Znów założył swoje i tak mokre już ubranie oraz buty i czym prędzej wyszedł z domu, zamykając drzwi nie na klucz. Rozpoczął bieg, a że strażnicy i tak spali to tym bardziej nie musiał się niczym przejmować, po prostu ruszył z miejsca niczym przestraszony kot uciekający przed psem.

To właśnie teraz rozpoczyna się jego nowe, i na pewno lepsze życie....


Naruto - To ja jestem kowalem własnego losu.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz