Dwa tygodnie po poinformowaniu Tony'ego o swojej decyzji, Steve opowiedział wszystko reszcie drużyny, która już w całości wróciła z wakacji. Przyjęli to o wiele spokojniej i wyrozumialej niż Stark, który nadal miał cichą nadzieję, że Steve wybierze którąś ze szkół na Brooklynie lub Manhattanie. Jednak Tony nie poczuł się lepiej, słysząc, że Bruce Banner, jego przyjaciel, z którym mógł porozmawiać o nauce, również wyjeżdża do innego stanu. Oczywiście mógłby złożyć papiery do tej samej szkoły co Steve, bo jako syn bogatego przedsiębiorcy i szefa jednej z największych firm zbrojeniowych na świecie oraz geniusz, co udowadniały projekty w pracowni i oceny na kartkach, bez problemu dostałby się do każdej uczelni w kraju.
Jednak problem stanowił właśnie jego status syna miliardera. Howard Stark już dawno zaplanował, że jego syn pójdzie w jego ślady. I chociaż nie stanowiłoby problemu, by Tony kontynuował naukę w MIT w Massachusetts, co jednocześnie schlebiało by starszemu Stark'owi, chłopak miał już podjęte stanowisko w Stark Industries, by w przyszłości objąć całą firmę. Po za tym obie uczelnie znajdowały się na dwóch krańcach Stanu, więc mieli by całe Massachusetts do przejechania by spotkać się na kilka godzin, co tak samo się nie opłacało jak zostanie w Nowym Yorku.
-To niezwykłe. Mamy w drużynie trzech geniuszy!- wrzasnął Clint, wymachując rękoma na wszystkie strony. Barton był akurat tym, który starał się widzieć w aktualnej sytuacji same pozytywy, nawet jeśli wiązało się to z utratą trójki przyjaciół.
-Jesteśmy z was dumni!- Thor otarł niewidzialną łzę i złożył ręce jak do modlitwy.
Pochwał i słów zachwytu nie było końca. I chociaż czasami Clint wydzierał się na całą kawiarnię, żaden z nich nie chciał go powstrzymywać. Tony śmiał się z żartów drużyny, mimo że w środku bał się, że zostały mu tylko dwa tygodnie ze Steve'm. Chciał je z nim spędzić najlepiej jak tylko umiał. Chciał powiedzieć mu co czuje do niego od kilku lat, jak tracił przy nim kontrolę, ile razy śmiał się z jego żartów choć były nieśmieszne, ile razy sam opowiadał żart, by tylko usłyszeć jego śmiech.
Jednak ilekroć próbował wszystko to z siebie wyrzucić, nigdy nie umiał znaleźć odpowiednich słów. Kilka razy pisał nawet, długą na całą kartkę, przemowę ale zawsze zapominał kolejności słów lub zdań, a czytanie było dość poniżające.
Widząc uśmiech Steve'a, nie potrafił nie uśmiechnąć się, choćby po to by zobaczyć iskierki w jego oczach.
-Ale koniecznie będziesz musiał mi wysłać zdjęcie z Ephelią.- wyskoczył z tematem Clint, wyciągając z ust łyżeczkę, na której kilka sekund temu znajdował się kawałek ciasta czekoladowego z truskawkami.
-Z kim?- Natasha spojrzała na przyjaciela i zmarszczyła brwi.
-To maskotka tej szkoły. Fioletowa krowa- wyjaśnił szybko, pokazując na telefonie zdjęcie fioletowego kostiumu.
-Aha- mruknęła pod nosem dziewczyna i wzięła łyk kawy.
Steve zaśmiał się cicho i spojrzał na Tony'ego. Niemal całe spotkanie siedział cicho, mieszając łyżką w kubku i w talerzu na zmianę. Nagle usłyszeli dźwięk telefonu Steve'a.
Chłopak wyjął go z kieszeni i odblokował ekran.
MAMA: Nie mogę się do ciebie dodzwonić. Możesz wrócić do domu, a po drodze kupić jajka?
-Wybaczcie, muszę iść- powiedział Steve, podnosząc się i wyciągając z portfela pieniądze za swoją część posiłku.- Hej, Tony. Przejdziesz się ze mną?
-Jasne. Już idę.- chociaż miał ochotę powiedzieć coś innego, nie był w stanie odmówić kilku minutowego spaceru z chłopakiem sam na sam.
Również zapłacił za swoją część i wyszedł zza stolika, nadeptując na stopę Clinta szepczącego "Stemeo i Tolia", co miało być chyba jego własną wersją Szekspirowskiego dramatu. Gdyby tylko wiedział.
Tony wyszedł z kawiarni zaraz za Steve'm. Czuł się jakby miała go spotkać poważna rozmowa. A naprawdę nie lubił takich rozmów. Mówił wtedy rzeczy, które wolał zachować dla siebie albo takie, które tłumił jak największy sekret.
-Tony, co się dzieje?- spytał Steve, widząc kątem oka napięte mięśnie Starka.
-Nie rozumiem o co ci chodzi.- odpowiedział, starając się go zbyć. I mimo, że bardzo tego nie lubił, nie chciał powiedzieć kilku słów za dużo.
-Znam cię dłużej niż reszta. Widzę, że coś się stało. Udajesz szczęśliwego ale tak naprawdę wcale nie jesteś.
-Wydaje ci się.
W odpowiedzi Steve, nie wzbudzając podejrzeń przechodniów, wciągnął go do ślepej alejki. Schował ich za koszem na śmierci dzięki czemu, oraz temu, że padał na nich cień budynku, ciężko było ich zauważyć. Złapał jego dłonie i przycisnął do ściany.
Tony poczuł jak jego serce przyśpiesza, a jemu samemu robi się gorąco. I to wcale nie z winy temperatury.
-Nie kłam- wycedził przez zęby, nie będąc jednak zły ale zmartwiony.
-Ja po prostu boję się. Boję się, że znowu będę sam. Zanim cię poznałem nie miałem przyjaciół i nie chcę cię stracić.
-Przecież jest jeszcze Natasha, Clint i Thor. Możemy do siebie dzwonić. To, że wyjeżdżam do innego stanu, nie znaczy, że chcę zerwać z tobą kontakt.
"Z tobą". Nie powiedział "z wami" ale "z tobą". Serce chłopaka znowu przyśpieszyło. Wyróżnił go w jednym zdaniu. Pokazał, że Tony coś dla niego znaczy.
-Na pewno znajdziesz sobie innego przyjaciela.
-Tony, jesteś jedną z najważniejszych dla mnie osób.- czy takie wyznanie mówi się komuś kogo uznaje się tylko za przyjaciela?- Nigdy nikt mi ciebie nie zastąpi. Powiedz mi, kto jest na tyle szalony by wkradać się do mojego domu przez okno o trzeciej w nocy, w środku zimy, tylko po to, by oznajmić mi, że na dworze pada śnieg i jest w cholerę zimno.
-Poza mną tylko...- zaśmiał się Stark. Tak naprawdę tej nocy poszedł do Steve'a tylko po to, by móc go zobaczyć. Oczywiście nie spodziewał się, że chłopak nie pozwoli mu wrócić o takiej porze do domu i każe mu zostać u siebie. Nie spodziewał się również, że spędzą tę resztkę nocy w jednym łóżku.
-No właśnie.- dopiero teraz Steve puścił jego ręce.- Nikt mi ciebie nie zastąpi.
-Przyjaźnimy się dziesięć lat. Po prostu boję się, że zerwiemy kontakt. Od dziesięciu lat nie było ani jednego dnia, w którym nie powiedziałbym ci chociaż "cześć".
Tony naprawdę był blisko wykrzyczenia słów "Kocham cię, nie wyjeżdżaj". Jednak wtedy Steve pojechał by do Massachusetts, choćby po to by już go nie widywać. Steve nie był gejem.
-Jeśli chcesz mogę codziennie rano do ciebie dzwonić, tylko po to by powiedzieć ci "cześć" i opowiedzieć co mi się śniło.- Steve zaśmiał się i objął ramionami Tony'ego.
Stark zamarł na kilka chwil, a potem odwzajemnił ten gest, czując jak motylki latają w jego brzuchu, obijając się o ściany żołądka.
Tak na pewno nie zachowywują się przyjaciele.
CZYTASZ
Padał wtedy deszcz / Stony
Fanfiction-Steve. -Tak? -Ko-kocham cię. Tony powinien się nauczyć, że niektórych rzeczy nie powinno mówić się przez telefon