Koniec koszmaru Tony'ego Starka

305 23 15
                                    

Wejście Tony'ego do szpitala przypominało bardziej wjazd maszyny wyburzeniowej na teren budynku do rozbiórki. Nie zważając na krzyki pielęgniarek i lekarza, stojącego w recepcji, w pierwszej reakcji pobiegł do pokoju Steve'a, lecz nie widząc go tam, rozejrzał się w panice. Na ścianach nie było kamer. Przeklął. Przecież kazał je zamontować. Założył okulary, których szkła zaświeciły na niebiesko.

-Jarvis, spróbuj wychwycić ślady butów.

Jednak to nie pomogło, gdy na podłodze zobaczył setki komputerowo wygenerowanych śladów butów. Przeklął kolejny raz. Następnie kazał inteligencji wybrać te ślady, które wchodziły lub wychodziły z pokoju Steve'a. Było ich nie mniej. Nawet rozmiar buta nic nie dał. Lekarz prowadzący miał ten sam.

-Panie Stark. Proszę się uspokoić- usłyszał akurat jego głos. Odwrócił się do niego twarzą.

-Wie pan gdzie jest to pomieszczenie?- spytał, pokazując mu jak największy kawałek zdjęcia, tak by nie pokazywać nieprzytomnego ciała Steve'a.

-Wydaje mi się, że to jeden ze starych schowków na najniższym piętrze. Tylko tam narazie nie przeprowadziliśmy remontu i widzę tu stare sprzę...

-W takim razie proszę wezwać policję i ich tam wysłać.

Tony schował telefon i pobiegł w kierunku windy. Z niemal fizycznym bólem nacisnął przycisk z najmniejszą możliwą cyfrą, czyli minus jeden, i oparł się plecami o ścianę windy. Serce biło mu jak oszalałe, a widok zachodził czarną mgłą. Chciał się tylko położyć i odpocząć.

Kiedy drzwi windy się otworzyły, a on wyszedł z niej, zatrzymał się jak wmurowany, słysząc śmiech krążący po całym piętrze. Niewiele mu zajęło odgadnięcie czyj to śmiech i z którego kierunku pochodzi. Uszedł zaledwie kilka metrów, a ujrzał schowek, o którym mówił mu wcześniej lekarz.

Drzwi zza których dobiegał głos Killiana były uchylone, przez co mógł bez trudu usłyszeć jego obrzydliwy głos i ciche szepty Steve'a żeby się walił i że się przeliczy. Z jednej strony Tony był przerażony faktem, że jego życie zależało od głupich zwlekań psychopaty, zaś z drugiej fascynowało go to, że Rogers nawet w takiej chwili potrafił odgryźć się porywaczowi.

Przyłożył dłoń do swojego zegarka, a ten z cichym zgrzytem metalu rozłożył się w rękawiczkę. Jej siła nie była odpowiednia by powalić człowieka na dobre, lecz wystarczająca by ogłuszyć na czas ucieczki.

Zerknął ponownie przez szparę między drzwiami a framugą. Killian stał na lini między nim, a Steve'm, więc Tony nie ruszył się ani o krok.

-Stark niedługo się tu zjawi. Więc czekaj cierpliwie.

Już tu jestem, frajerze, pomyślał.

Dopiero gdy Aldrich odsunął się i odszedł w drugi koniec pomieszczenia, Tony kopnął drzwi, które otworzyły się z trzaskiem na oścież. Następnie szybko wycelował w chłopaka i bez chwili zawahania, zaatakował. Energia uderzyła w Killiana, który poleciał na ścianę. Przez chwilę wydawał się nieprzytomny lecz gdy jęknął z bólu, Tony zdał sobie sprawę jak niewiele ma czasu.

Podbiegł do zdezorientowanego Steve'a i pomógł mu wstać ze starego szpitalnego łóżka, które pewnie od lat nie było używane. Jego prawą rękę przełożył na swoje ramię i przytrzymał go w pasie, by pomóc mu iść. Rogers starając się niesprawiać większych problemów szedł jak najszybciej mógł, przekładając swoją siłę woli ponad siłę mięśni, które paliły go jakby był w piecu.

-Stark!- usłyszeli za sobą, gdy ostatkiem sił weszli do windy.

Drzwi zamknęły się tuż przed nosem Aldricha. Oboje osunęli się na podłogę z głośnym westchnieniem.

-Skąd się tu wziąłeś?- spytał Steve, ocierając łzy z policzków Tony'ego, które zaczęły płynąć wbrew jego woli.

-Długo by opowiadać. Killian był po prostu zbyt pewny siebie. Jego głupota, to wszystko.

Steve nie odezwał się, aż do wjazdu na drugie piętro. Kiedy drzwi się otworzyły, tuż przed nimi stało czterech policjantów w pełnym umundurowaniu. Tony poczułby się bezpiecznie, gdyby nie celowali w niego z nabitych pistoletów.

Tuż za nimi stali rodzice Steve'a, których powiadomił lekarz.

Następne kilka minut upłynęło w naskakująco szybkim czasie. Lekarz sprawdził czy Rogers miał jakieś obrażenia. Poza kilkoma siniakami i utratą sił nic większego mu się nie stało. Potem policja obstawiła budynek, a oni wyszli na zewnątrz.

Aldrich wyszedł ze szpitala ze skutymi za plecami rękoma. Policja wsadziła go do radiowozu i odjechali. Jedynie matka Aldricha krzyczała na wszystkich w promieniu dziesięciu metrów, że jej syn jest nie winny. Jednak Tony miał nagrania z okularów i zdjęcie, które wysłał mu Killian z telefonu Steve'a.

-Myślę, że to wreszcie koniec- powiedział Stark, splatając palce swojej dłoni z Rogersa.

-Nareszcie- zaśmiał się i pocałować Starka.

-Ale resztę rehabilitacji spędzisz w Stark Tower.

-C-co? Tony!!!

~$$$~
YEY! Koniec historii z Aldrichem. Wracam do tego spokojnego, monotonnego schematu, który był na początku całego opka

Padał wtedy deszcz / StonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz