Kiedy wyszli ze ślepej uliczki, Tony czuł się w pewien sposób uspokojony. W oczach Steve'a widział stu procentową szczerość, gdy mówił, że zależy mu na Tony'm jak na nikim innym. Jednak czuł, że tak czy siak nie będzie mógł mu powiedzieć o swoich uczuciach.
-Tony, naprawdę nie musisz się o nic martwić- powiedział Steve, uśmiechając się pociesznie.
Stark czuł się jak zwierze zapędzone przez drapieżnika w kozi róg, gdzie po drugiej stronie było bezpieczeństwo. Zagrożeniem był wyjazd Steve'a, a ścianą otaczającą go były uczucia, którymi go darzył. Mógłby się wspiąć po ścianie, co oznaczało wyznanie prawdy. I albo przeszedł by na drugą stronę, zatapiając się w ciepłych ramionach Rogersa, albo ześlizgnąłby się, zostając pożarty.
Dopóki drapieżnik był daleko, mógł siedzieć w kącie i mieć nadzieję na jego ucieczkę i spokojne odsunięcie się od ściany.
-Wiem- mruknął bez przekonania. Wsunął dłonie w kieszenie spodni i ostrożnie przysunął się do Steve'a.
Tony spojrzał przed siebie. Kawiarnię, w której spotkali się z resztą drużyny, a mieszkanie Steve'a, dzielił niecały kilometr. Westchnął i przeczesał włosy, które rozwiał mu letni wiatr.
Weszli razem do niewielkiego sklepu, znajdującego się naprzeciwko mieszkania Steve'a. Był to jeden z takich sklepów, które według licznych opini nie pasowały do miejskiego klimatu. Ze średnią ilością, przeważnie tych samych, klientów, którzy lubią sobie porozmawiać ze sprzedawcą i poplotkować na temat pani Amandy i jej wnuka z czwartego piętra.
-Dzień dobry, Steve- kulturalnie przywitał się właściciel.
-Witaj, Robert.- Rogers odwzajemnił uśmiech i również pomachał w jego stronę ręką.
-Dzień dobry, panie Stark- powiedział, posyłając mu szczery uśmiech.
Do osób, które znał bardzo dobrze zwracał się po imieniu, a do tych, które rzadko widywał, po nazwisku. Tony'ego widział kilka razy, gdy Steve przychodził do niego po jakieś niewielkie przekąski. Poza tym Tony wiele razy był w telewizji ze swoim ojcem jako spadkobierca Stark Industries, więc ciężko było nie kojarzyć chociażby tego podobieństwa.
Robert był sąsiadem Rogersa oraz jednym z przyjaciół jego rodziców. Pamiętał jak spędzał w jego mieszkaniu godziny, zanim matka zapisała go do szkoły. Kiedy był mały, bawił się z jego córką ale ta wyjechała dwa lata temu na studia do Japoni. I co prawda nadal utrzymywali kontakt, a dziewczyna od czasu do czasu wracała do ojczyzny i spotykali się, by opowiedzieć sobie co wydarzyło się u obojga z nich. To właśnie mężczyzna i jego córka zainteresowali Steve'a historią oraz sztuką, której sami chętnie nadal się uczyli.
Steve razem z Tony'm zniknął za jedną z trzech półek. Najpierw rozglądali się po kilku produktach, żartując sobie, że dwie cytryny wygląda jak kalosze, a potem zgarnęli z szafki dziesięć jajek.
Steve ściągnął jeszcze z półki dużą paczkę serowych chrupek i razem z wytłaczanką na jajka podszedł do kasy, przy której stał Robert i podał mu obie rzeczy.
-Słyszałem od Josepha, że dostałeś się do Williams College. To prawda?- spytał z nieukrywaną ciekawością. Od wielu lat traktował go jak swojego syna, pomagając w momentach, gdy jego rodzice nie potrafili do niego dotrzeć.
-Tak. Za dwa tygodnie wyjeżdżam by mieć jeszcze czas na jakieś tam dodatkowe sprawy.
-To wspaniale. Będzie tu trochę smutniej bez ciebie. Moja żona na pewno będzie się smucić.
Mimo, że prawie wszyscy mówili o Steve'ie jak o kolejnym cudzie świata, on sam widział doskonale swoje wady. Był zbyt uparty i czasami nie umiał dostrzec drugiej strony niektórych sytuacji. Może dlatego nadal nie zauważył jak para brązowych oczu Tony'ego wpatrywała się w niego, gdy zostawali sami. Ale Stark sam nie wiedział jakim cudem Steve nie zauważał rumieńców, które wpełzały niechciane na jego twarz, gdy po wielogodzinnych treningach, Steve ściągał przepoconą koszulkę.
Po zapłaceniu należnej kwoty wyszli ze sklepu i skierowali się w kierunku domu blondyna. Steve mieszkał w normalnym domu czterorodzinnym, co było rzadkością w centrum Brooklynu, ale przez to miał możliwość posiadania pokoju na piętrze. Co prawda wyglądało to też trochę dziwacznie ale Steve'owi nie specjalnie przeszkadzało mieszkanie inaczej niż jego rówieśnicy.
Weszli swobodnie na teren budynku i z hukiem otworzyli drzwi wejściowe. Należało by kiedyś nasmarować zawiasy bo skrzypiały przy najmniejszym ruchu.
-Co powiesz na maraton filmowy? Tylko my dwaj?- spytał Steve, wchodząc do salonu i kładąc zakupy na stole. Tony uśmiechnął się pod nosem i skinął głową, siadając na chwilę przy stole.
-Jasne. Ale nie horrory- szybko uprzedził Tony,
-Może komedie romantyczne?- zaśmiał się Steve, obracając plecami do niego.
W głowie Tony'ego szybko zapadła ciemność. W wyobraźni słyszał tylko ciche głosy, śmiech i komentarze. Potem rozbłysło się małe światełko, które okazało się być ekranem laptopa. Siedział na łóżku obok Steve'a w jego pokoju. Ciemność panująca w pokoju powodowała, źe widział tylko jego twarz. Nagle na ekranie pojawiła się całująca para, przelewając w pocałunek skrywane przez lata uczucia. W tym samym momencie Steve chwycił za podbródek Tony'ego i pocałował go, równie zachłannie co postacie na filmie.
Od kiedy zdał sobie sprawę z uczuć jakie żywił do blondyna, znienawidził wszelkich filmów, piosenek i książek o miłości. I może żadnej takiej piosenki nigdy nie słuchał, a romansów nie czytał, nie zabraniało mu to ich nie lubić.
-Hej, Tony! Wszystko dobrze?- nagle sceneria dosłownie wybuchła, obraz zalało białe świałto, a przed oczami Tony'ego pojawiła się twarz Steve'a.
-Oh, tak. Tylko się zamyśliłem- powiedział i wstał. Rogers naszykował kilka rzeczy. Zostało już tylko wybrać film.
Na schodach co moment się popychali, konkurując ze sobą w ten sposób, która propozycja wyląduje na ekranie laptopa. Gdy jeden się nie zgadzał lądowały kolejne. I następne.
-Może Straszny film- zaproponował Tony, kładąc nogę na wyższym stopniu, o mało nie wywracając się, przez podłożoną mu nogę.
-Nie chciałeś horrorów- mruknął sceptycznie, czując jak Tony gryzie go w rękę, którą zasłonił mu usta, by mieć chwilę czasu na wymyślenie jakiegoś filmu.
-To jest komedia, parodia- usprawiedliwił i oparł dłonie na barkach Steve'a, by nie spotkać się z zimną podłogę.
Aż w końcu doszli do drzwi pokoju Steve'a. A to, że Stark wszedł pierwszy, oznaczało, że on wybierał film. Ustalili kiedyś taką zasadę i trzymali się jej do tej pory. Chyba, że ktoś wpadł w międzyczasie na lepszy pomysł niż miało być pierwotnie.
Usiedli obok siebie na łóżku Steve'a, trzymając laptopa na kolanach. Pomiędzy nimi znajdowała się tylko paczka serowych chrupek, zakupionych u Roberta.
Gdzieś w połowie filmu, Tony zaczął przysypiać. Zbliżał się wieczór, a on przez ostatnie kilkanaście nocy źle spał. Nie tylko śniły mu się koszmary i o tym jak Steve go odrzuca ale także śnił o tym, jak ten znajduje sobie nowych przyjaciół i zostawia Tony'ego samego w Nowym Yorku. Ale Steve taki nie był, prawda?
Tony sięgnął prawą ręką do szeleszczącej paczki, by wyciągnąć ostatniego chrupka, a potem przysnąć i nieświadomie położyć głowę na piersi Steve'a. W tym samym momencie ich dłonie znalazły się w paczce. I chociaż znajdowała się w niej setka chrupek, oni złapali dokładnie za to samo serowe kółko. Tony poczuł jak jakiś prąd przebiega po jego ciele. Skóra Steve'a była delikatna i przyjemna w dotyku.
Czy wszechświat był naprawdę aż tak wredny, że od kiedy Tony dowiedział się o decyzji Steve'a, ten wręcz na siłę robił wszystko by ten wyznał mu swoje uczucia? Czy wszechświat to jeden pieprzony shiper, który uwziął się, by Stony stało się prawdą? I czy współpracuje z Bartonem, który kombinuje jak połączyć Natashę i Bruce'a, choć sam nie ma dziewczyny? Jeśli tak, to niech działają szybciej.
Tony zamknął oczy i oparł głowę na klatce piersiowej Rogersa. Zanim odpłynął, poczuł tylko jego dotyk na głowie, przeczesujący mu włosy i szept:
-Dobranoc, skarbie.
Chociaż sam nie wiedział, czy to była rzeczywistość, czy już senne marzenia.
CZYTASZ
Padał wtedy deszcz / Stony
Fanfic-Steve. -Tak? -Ko-kocham cię. Tony powinien się nauczyć, że niektórych rzeczy nie powinno mówić się przez telefon