Tony zatrzymał się gwałtownie i oparł ręką o budynek. Nos piekł go od gwałtownych wdechów, płuca prawie rozrywały mu klatkę piersiową, a krew szumiała w głowie. Nie był to zbyt przyjemny dźwięk ale wolał to niż ciszę zatykającą mu uszy. Reszta drużyny poszła w jego ślady, a Clint poszedł nawet o krok dalej i położył się na chodniku, zajmując ciałem całą jego szerokość. O dziwo, nikt nie miał nic przeciwko, jedynie przechodni, których jak na tą godzinę było dużo, mamrotali pod nosem, musząc omijać chłopaka, schodząc z chodnika.
-Ile mamy drogi do Stark Tower?- spytał Bruce, zerkając na godzinę w telefonie.
-Jeżeli się pośpieszymy, zdążymy jeszcze przed nocną powtórką dobranocki- powiedział Clint, mając na myśli serial, który oglądał już od kilku lat. Natasha obstawiała, że to właśnie przez ten program miał taki prosty tok myślenia przeplatany głupimi pomysłami.- Dzisiaj Marta ma spotkać się z Chrisem. Mam nadzieję, że z nim zerwie.
Avengers zostawili chłopaka w jego własnym świecie, wiedząc, że gdy Clint wkręci się w gadkę to ciężko go uciszyć. Ciężko było go namówić by poszedł z nimi na akcję, ponieważ nie oglądał ostatniego odcinka swojego ulubionego serialu, a zostało mu niewiele czasu do powtórki. Wiedzieli, że jeśli się nie pospieszą to się spóźnią, a Clint zacznie wrzeszczeć na Tony'ego. Serial ważniejszy od dobra przyjaciela i jego rodziny.
-Wcale nie było aż tak... stary, co ty masz na twarzy?- odezwał się Bruce.
-No co?
-Gorzej niż z dziećmi. Ogarnijcie się. Thor, zdejmij to- powiedziała Natasha, zrywając z twarzy chłopaka zieloną, ukradzioną, maskę Frankensteina.
-Ten koleś ma na serio beznadziejny gust.
Kiedy w końcu zmusili Clinta do podniesienia się z chodnika, co prawie kosztowało go utratą zębów, z resztą nie pierwszy raz (Avengers dziwili się czemu chłopak jeszcze nie nosi protezy), znów ruszyli biegiem przed siebie. Jednak w związku z późną porą i nadużyciem zaufania każdego z rodziców, nie mogli towarzyszyć Tony'emu aż do Stark Tower. Ostatni opuścił Tony'ego Bruce.
Resztę drogi musiał przebyć sam, co czuł dość dosłownie i w przenośni. Ostatnie miesiące spędził sam, odsuwając się od przyjaciół pod toksycznym wpływem Aldricha, lecz oni nie zawahali się mu pomóc w najtrudniejszym dla niego okresie.
Avengers byli takim ewenementem. Mogli być na siebie obrażeni, mogli się zabić w przypływie złości albo pozbawić kilku kręgów z kręgosłupa lub nerki na nielegalnych operacjach ale gdyby nadeszła taka potrzeba skoczyli by za sobą w ogień. W zasadzie to wyklucza się samo w sobie, więc nie wiadomo czy to miało by jakikolwiek sens. Ale w gruncie rzeczy potęga przyjaźni, pokonanie zła, wieczne szczęście i inne tęczowe bzdety, które wpajają dzieciom te wszystkie kolorowe bajeczki, które ogląda Clint po nocach na nielegalnych forach internetowych, w trybie incognito by go siostra nie przyłapała.
***
Podczas gdy Tony i reszta Avengers buszowała w mieszkaniu Aldricha, Howard pracował nad nagraniem. Musiał usunąć część, w której Killian wspomina o dokumentach oraz ubezpieczyć je, by policja nie zdała sobie sprawy z usuniętego fragmentu, bo jak wiadomo, nic nigdy nie znika całkowicie. Nie było to trudne, zważywszy, że był geniuszem i miał pod ręką Jarvisa, ale ciągle męczyły go przykre myśli, przez co nie mógł się skupić na wykonywanym zadaniu i raz o mały włos usunął by całe nagranie, nieodwracalnie.
Myśl o tym, że Tony był szantażowany i nie czuł do Howarda zaufania by mu o tym powiedzieć stawała się niemal namacalna. Kiedyś wydawało mu się, że robi dobrze wychowując Tony'ego w taki sam sposób w jaki robił to jego ojciec. Chłopak powinien szybko dorosnąć, w końcu miał przejąć Stark Industries, dzieło jego życia, a korporacją nie mógł zajmować się dzieciak z ręką w pielusze. Żadnego rzucania piłki do baseballa, wspólnego chodzenia na mecze czy innej formy spędzania czasu.
Tony miał mieć swoje zabawki, a Howard swoje papiery. Dlatego wolał mieć córkę, by nie szukała w nim za młodu wzorca. A przecież prawie zawsze jest tak, że syn chce być taki jaki był jego ojciec. I w tym Howard miał problem.
-Hej, tato- powiedział Tony, wchodząc do gabinetu starszego mężczyzny.
Położył plik papierów na biurku i oparł się biodrami o jego kant. Rozwiązał z karku czerwoną chustę i włożył ją do kieszeni bluzy.
-Już jutro możemy zgłosić to na policję. Killian nie wywinie się z zarzutu zlecenia zabójstwa- powiedział, podając Tony'emu pendrive'a z zapisanym nagraniem.
-Bardzo przepraszam. Myślałem, że on...- uciął, nie wiedząc co powiedzieć dalej. Temat uczuć był dla nich równie trudny jak napisanie planu wydarzeń serialu moda na sukces.
-Nie martw się. Steve niedługo wyjdzie ze szpitala, Aldrich zniknie i wszystko będzie jak dawniej. No prawie jak dawniej.
Mężczyzna nie miał zamiaru zostawić wszystkiego byle jak. Nie był typem człowieka, który nie uczy się na własnych błędach. I fabule filmów dokumentalnych.
-Wiem, że jesteś już dorosły ale chciałbym naprawić stare błędy. Dasz mi tą szansę?- spytał, kładąc ręce na ramionach syna.
~$$$~
Jest!!! Autorka żyje! Wreszcie po półtorej miesiąca zdecydowałam się spiąć dupę i napisać rozdział. Napisałam go w godzinę. Niestety nie mam usprawiedliwienia na to, że tak późno i nie obiecuję, że ta sytuacja się nie powtórzy ale owszem, mam wyrzuty sumienia z tego powodu. Rozdział krótki ale dłuższego nie jestem w stanie napisać.(•_•)/
<( . (
/ \
CZYTASZ
Padał wtedy deszcz / Stony
Фанфик-Steve. -Tak? -Ko-kocham cię. Tony powinien się nauczyć, że niektórych rzeczy nie powinno mówić się przez telefon